Nie jestem fanem Nickelback. Prędzej znajdziesz mnie na koncertach, gdzie wyładowuję swoją nieprzepracowaną frustrę, ścierając się z innymi na parkiecie, niż pod sceną, z której płyną kojące dźwięki rockowych ballad. Dobrze wiem, jaką renomą cieszy się formacja Kanadyjczyków, która tak bardzo spolaryzowała publikę. Swoimi hitami typu „ Hero“, czy „How You Remind Me” na dobre zagościła w sercach jednych – jednocześnie stając się wyznacznikiem muzycznej miernoty i źródłem beki u drugich. Dlatego wpisując w wyszukiwarce hasło „Most Hated Bands in the World”, właściwie na pewno znajdziesz tam kwartet z Kanady, nierzadko na pierwszym miejscu.
Zespół oprócz ośmiu studyjnych płyt, kilku loopujących się w głowie singli (ratunku!), może poszczycić się niesamowitą ilością memów na swój temat, incydentem z butelką (a pamiętasz, jak frontman oberwał w trakcie koncertu, pytając publiczność, czy grać dalej?), że nie wspomnę o tym, jak Henry Rollins kazał „wypieprzać z samochodu” swojej randce za to, że słucha Nickelback.
Videos by VICE
Kiedy więc dowiedziałem się, że będący w trasie zespół odwiedzi Warszawę – postanowiłem pójść na ten koncert i dowiedzieć się: kim są fani Nickelback, za co kochają ten zespół i co myślą o hejcie na jego temat. Pierwszą osobą na miejscu, jaką zapytałem o trapiące mnie kwestie, okazała się Ada z Olsztyna.
VICE: Dlaczego jesteś fanką Nickelback?
Ada: To zaczęło się bardzo wiele lat temu, jeszcze w czasach gimnazjalno-licealnych. Ich muzyka jest rockowa, ale miła dla ucha, spokojna. Niekoniecznie trzeba przy niej szaleć. Jestem koncertomaniaczką, więc chętnie zobaczę ich na żywo. Po to przyjechałam do Warszawy z Olsztyna.
Jak skomentujesz hejt na ten zespół?
Nieraz słyszałam opinie, że „prawdziwy metal nie słucha Nickelback” (śmiech). Ale to muzyka mojej młodości, jak wspomniałam wcześniej. Od niej zaczęłam wyciągać takie swoje malutkie pazurki i myślę, że to jest fajne. Mam to gdzieś, co o Nickelback mówią w internecie.
Dzięki za rozmowę, miłej zabawy pod sceną.
Następnymi osobami na moim kursie do poznania prawdy, była para degustująca piwo sprzedawane przed wejściem na halę koncertową – Ania i Adam.
VICE: Od jak dawna słuchacie Nickelback?
Adam: Słucham ich od 15 lat. To coś bardzo unikalnego dla mnie. Ich muzyka wzbudza we mnie bardzo wiele emocji. Od 2011 roku polowałem na ich koncert, rok temu odwołali występ w Polsce i musiałem zwracać bilet.
Ania: Ja ich słucham od czasów, gdy było się dzieckiem i wyjeżdżało się na kolonie. Wtedy wypłynął Nickelback ze swoimi kawałkami, które były wspaniałe. Miłość do rocka, grunge’a i metalu jest we mnie do teraz.
Jak skomentujecie krytykę tego zespołu i robienie sobie z niego żartów?
Ania: My sobie robimy jaja z disco polo, bo nie rozumiemy tej muzyki, a oni robią jaja z Nickelbacka. To proste. Hejt będzie na wszystko, zawsze – on musi być, żebyśmy mieli się z czego śmiać.
Ulubiona piosenka?
Adam: „Lullaby”.
Dzięki za wypowiedź.
Jesteśmy w miejscach. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska
Spojrzałem na zegarek, na scenie grał jeszcze Monster Truck, support wieczoru – dało mi to wystarczająco dużo czasu, by pogadać z niejakim Dragonem (szanuję vintage styl tej ksywki).
VICE: Dlaczego jesteś fanem Nickelback?
Dragon: Fanem to może za dużo powiedziane, ale przyjechałem tutaj, bo strasznie podobają mi się ich nuty. Wiem, że to typowe, wiejskie podejście – skąd pochodzę – ale w prostej muzyce można ukryć bardzo wiele przekazu, nawet w banalnym tekście. Tylko trzeba to dostrzec.
Jak skomentujesz hejt w sieci, jaki dostaje zespół?
Osoba, która hejtuje ten zespół jest dla mnie śmieszna. Mało wie i nie szuka w tej muzyce podstawowych wartości – dobrego przekazu. Jest tu wiara, szczerość i nie ma owijania w bawełnę.
Skąd przyjechałeś na koncert?
Miejscowość Czarnowiec, powiat ostrołęcki, województwo mazowieckie – łącznie 120 km od Warszawy. Jestem tu dla koleżanki.
Masz jakąś ulubioną piosenkę, którą chciałbyś, żeby zagrali?
Jeżeli byłaby taka możliwość, to dla Eweliny poproszę „Rockstar” albo „Lullaby” – ta dziewczyna ma jobla na ich punkcie. Mnie wystarczy tylko „Rockstar”.
Dzięki Dragon!
Zaraz przy wejściu na halę koncertową zaczepiłem dwóch rozmawiających ze sobą chłopaków. Ku mojemu zdziwieniu, na pierwsze zadane przeze mnie pytanie, dlaczego są fanami zespołu – obaj odpowiedzieli, że nie są. Co jednak nieco kłóciło mi się z tym, co od nich później usłyszałem.
VICE: Dlaczego przyszedłeś na koncert?
Janek: Chciałem spełnić swoje marzenie i zobaczyć ich na żywo. Widziałem już Korna, Metallicę, Nirvany mi się nie udało.
Jak skomentujesz hejt, jaki dostaje ten zespół?
No wkurwia mnie to! Ludzie, mówią, że ci kolesie są pedałami, że grają „pedalską muzykę”, że taką miłosną – wcale tak nie jest, kurwa! Oni naprawdę zajebiście grają, dla mnie to dają 100%. Dlatego zależy mi, żeby dobrze napierdalali i zagrali „Hero”.
Krzysiek: Ja nie jestem fanem, przyszedłem tutaj z kolegą, ale przyznaję, że słuchanie ich teledysku i na żywo, to zupełnie dwie różne sprawy. To jak potrafią zabawić publiczność i zrobić totalny rozpierdol, to po prostu coś pięknego.
Dzięki chłopaki!
Gdańsk, Bytom, Olsztyn, Ostrołęka – dystanse, jakie pokonali fani zespołu wskazywały, że fan baza Nickelback ma się dobrze. Nie spodziewałem się jednak, że spotkam tutaj obcokrajowców. Byłem w błędzie.
VICE: Cześć, skąd przyjechałeś na koncert?
Michaił: Cześć, razem z żoną i znajomymi przyjechaliśmy z Ukrainy, jakieś 1400 km. Podróż trwała jeden dzień. Wierzę, że ich występ będzie zajebisty, a Polska była dla nas najbliższym miejscem, gdzie dają występ.
Musisz bardzo lubić Nickelback.
Nie jestem wielkim fanem rocka, w przeciwieństwie do mojej żony i najlepszego przyjaciela. Ale w tym zespole podoba mi się, że nie jest super ciężki i świetnie rozumiem, o czym śpiewa wokalista. Podoba mi się, jak ta muzyka na mnie wpływa.
Jak skomentujesz hejterów, którzy mówią, że Nickelback ssie?
Pieprzyć ich (śmiech). Jeżeli masz hejterów, to znaczy, że jesteś sławny. Ja sam mam dużo hejterów na Ukrainie przez to, że jestem dobry w tym, czym się zajmuję na co dzień. Ludzie, którzy są na samym dnie, nienawidzą tych, którym się udało. A Nickelback jest na szczycie.
Mogę spytać, czym się zajmujesz?
Jestem bankierem.
Dzięki za wypowiedź.
Pozostało mi już tylko rozsiąść się wygodnie i obejrzeć sam koncert, który niewątpliwie miał kilka highlightów przaśności. Nie mogłem się nadziwić lawiną żarcików wokalisty, który pomiędzy piosenkami robił jednoosobowy stand-up show („hey, Poland, I love pierogi!”, no niech ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu). Sam jednak parsknąłem, gdy ktoś z publiczności wręczył frontmanowi dwie polskie flagi, a on zaczął nimi… żonglować (później obie zawisły na głośnikach). Urzekł mnie także dobry humor perkusisty zespołu, któremu szeroki uśmiech nie schodził z twarzy nawet przez sekundę (koleś chyba naprawdę kocha to, co robi, i wygląda przy tym, jak żywe zdjęcie ze stocka do hasła: „happy drummer”). Cały ten jarmark cudów zatarł jednak w moich oczach granicę pomiędzy rockowymi muzykami, a estradowymi artystami. Co nie zmienia faktu, że swoje utwory zagrali bardzo czysto.
Po godzinie szybkich, gitarowych kompozycji z tekstami o nadziei, miłości i ruchaniu, wymieszanych z balladami o nadziei, miłości i miłości – poczułem się, jak na długim maratonie jakiegoś muzycznego sitcomu; gdzie oglądam tych samych bohaterów i ich przygody, które już niczym mnie nie zaskoczą.
A jednak, ku mojemu zdziwieniu pod koniec koncertu chłopaki postanowili zagrać jeszcze cover Foo Fighters z piosenką „Everlong“, co okazało się dla mnie najlepszym momentem wieczoru. A nie przepadam za Foo Fighters. Nie miałem jednak żadnych złudzeń, że prawdziwi fani Nickelback bawili się świetnie – a oto chyba w tym wszystkim chodzi.
Możesz obserwować autora tekstu na Facebooku lub śledzić go na Twitterze