Stany Zjednoczone mają swoją Strefę 51, Ukraina ma swój Czarnobyl, Australia ma swój Pine Gap, a my…? My mamy… PZL-Wola. A tak właściwie, to już w zasadzie nie mamy, bo to skrywające mnóstwo historii i tajemnic miejsce wkrótce zniknie z powierzchni ziemi, a na jego miejscu – jak zapewniał wiceburmistrz – Krzysztof Zygrzak – nie powstanie nic, lub co najwyżej park. Dopuszczona będzie też możliwość zabudowy sportowo-rekreacyjnej, a – znając życie – za kilka lat, pewnie również budowane będą tu osiedlowe bloki lub biurowce. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że w miejscu tym powstawało zbrojenie eksportowane w świat i w dodatku z punktu znajdującego się niemalże w samym centrum kraju, tuż pod naszymi nosami, na warszawskiej Woli.
Sześć lat po zakończeniu II Wojny Światowej, na warszawskiej Woli, wybudowano Zakłady Mechaniczne im. Marcelego Nowotki, więźnia odbywającego karę na Pawiaku za działalność komunistyczną, podobno zastrzelonego na ulicy na zlecenie AK, choć okoliczności jego śmierci nigdy nie były do końca znane. Czy było tak, czy inaczej, rozstrzygnięcie tej zagadki pozostawiam historykom, niemniej jednak jedno jest pewne: w miejscu tym powstawały silniki wysokoprężne i zespoły prądotwórcze. W latach 60-tych wytwarzano tam silniki do Żubra A80 – naszej krajowej ciężarówki. Powstawały tam także polskie pomniki, m.in. znany wszystkim Pomnik Małego Powstańca. Produkowano tu też silniki S-1000 do eksportowych czołgów PT-91M (M dla Malezji), na kwotę niemal 400 mln dolarów.
Videos by VICE
W 1990 roku nazwa zakładu została zmieniona na obecną. Także wtedy, w związku ze zmianą ustroju, usunięto sprzed zakładu pomnik jego patrona. W kolejnych latach, aż po chwilę obecną, próbowano restrukturyzować miejsce, niemniej jednak, głównie w wyniku zerwania współpracy z partnerami handlowymi ze wschodu, próby te kończyły się niepowodzeniem.
Pomyślałem sobie, że to ostatnia okazja, aby udokumentować to miejsce przed jego rozbiórką, postanowiłem więc „zwiedzić” teren polskiego koncernu zbrojeniowego. Jest on strzeżony, więc musiałem znaleźć sposób, aby się tam przedostać. Jeśli jesteś choć odrobinę dociekliwy, z pewnością go znajdziesz. Fotografie, które tam zrobiłem, przedstawiają tylko fragment tego, co kryje się na tym terenie.
Po przedostaniu się na teren hal, rozpocząłem od wdrapania się na czterdziesto – metrowy komin, aby sfotografować cały kompleks. Z każdym kolejnym szczeblem skrzypiącej drabiny odczuwałem coraz silniejszy przypływ adrenaliny, myślałem, że narobię w gacie ze strachu (trochę nieciekawie byłoby z niej runąć w dół); strach potęgowała także myśl, że mógłby mnie ktoś zauważyć, ale nie zauważył mnie nikt, jak i zwieracze nie zawiodły. Po wdrapaniu się na komin, odpocząłem przez chwilę, pstryknąłem kilka zdjęć i ostrożnie zszedłem po drabinie w dół. Następnie, skradając się po cichu przez wybitą (prawdopodobnie przez złomiarzy) szybę w budynku, wślizgnąłem się do środka. Na jego terenie nie znalazłem nikogo. Absolutna cisza, zupełna pustka. Wszystko nie tknięte – od lat – pozostawione na swoim miejscu.
Magazyn Sprzętu Obrony Cywilnej. Wchodzę do jednego z byłych biur. Na ścianie wiszący kalendarz z lat 70. Kompletny vintage. Pstrykam foto. Opuszczam biuro, kolejny pokój: squat (złomiarza?), leży jakiś parszywy materac, ale pokój pusty. Po chwili przenoszę się do sali z boksami dla robotników. Wszystko wygląda, jakby w jednej sekundzie, na permanentną wieczność, zapomniane. Otwieram szafkę, w niej znajduje w pół pełna butelka z syropem HERBADONIT o smaku cytrynowym (mniam, mniam); otwieram kolejną: przyklejona do ścianek szafki kolekcja wyblakłych przez upływ czasu plakatów gołych lasek, prawdopodobnie wyrwanych ze „świerszczyków”. Otwieram kolejną i trafiam tym razem do „jaskini” fana m.in. Bruce’a Lee, sklepu Pewex, Roddy’ego Pipera (to ten typ z tego absolutnie kultowego filmu Oni Żyją!), baterii Centra, i Ricka Astleya. Istny raj, powracają wspomnienia, w głowie zaczynam nucić sobie „Never gonna give, never gonna give… give you up”… czyżby to miała być ta zaginiona Atlantyda?
Zostawiam przebieralnię, aby powęszyć gdzie indziej. Mijając po drodze, mogący pobić rekord Guinness’a w swojej obleśności, najbardziej parszywy kibel świata, postanowiłem wybadać co znajduje się na hali. Przedpotopowe maszyny, charakterystyczne znaki ostrzegawcze ze sloganami z epoki PRL’u, haki na łańcuchach, najróżniejsze świdry, tryby i kanały. Tu też nie brakuje gołych babek na ścianach, ale również znajdziesz ciekawą kolekcję zdjęć samochodów osobowych. Wyczuwalna fascynacja zachodnim światem, w rzeczy samej, Sherlock’u, toż to nasz polski „American Dream”! Tymczasem, leżąca pod oknem, zdechła pszczoła okrutnie kontrastuje z surowością industrialnej atmosfery. Czas powolutku się stąd ewakuować, w każdej chwili może zjawić się ochrona.
Na miejscu spotkałem jednego z pracowników, pana Wiesława, który opowiedział mi co nieco o historii PZL-Wola.
Podobno mają to wszystko zlikwidować?
Teraz połowa hal jest zburzona. Potrzebowali z dziewięć miesięcy, żeby to rozpieprzyć. Rozpieprzyli to wszystko, ale pod ziemią jest do siedmiu metrów, schrony takie przeciwatomowe były…
Schrony przeciwatomowe?
Ooo tak…
Tam gdzie stoją te filary?
Nie, nie, ta hala to była tam od strony Sowińskiego ulicy, za tymi światłami, tam już nowe bloki zaczynają powstawać. I oni się tam pieprzą, bo to jak w Gierłoży, jak u Hitlera, co to było, wie pan, wybuch, i to w drobny pyłek nie poleciało, bo to uzbrojenie trzyma to wszystko i tu tak samo, pręty takie grubsze, jak palec. Mieli już na koniec maja zrobić, na koniec czerwca, a teraz już dali ostateczny termin na koniec września.
A w tych bunkrach jeszcze coś tam jest?
Nieee, nieee, ta hala nie była w ogóle oddana do użytku, bo tam miały być tam robione silniki wysokoprężne, amerykańskie i ta hala była tam przygotowywana, pod tym kątem, ale okazało się, że stan wojenny „wyskoczył” i Amerykanie wstrzymali. Tam piękne kominy były, kurwa, myślałem, że to Tusk będzie te kominy przewracał, czy rozbierał. No, bo Tusk jest starym kominiarzem, przez sześć… nooo, w gazecie mam informację taką, przez sześć lat był konserwatorem takich kominów, malowali tam to.
Co jeszcze znajduje się tutaj znajduje?
Na terenie tych hal są jeszcze silniki do czołgów, główni odbiorcy to Rosjanie.
I oni te czołgi, te silniki, to oni ich bardzo chętnie biorą, bo to były warszawskie silniki….
Cały czas?
Brali! Przecież tu pracowało sześć tysięcy ludzi, a teraz pracuje jakieś sześćdziesiąt osób. A teraz to już wie pan, wszystkie te maszyny, spóźniłeś się pan o jakieś… trzy – cztery miesiące.
(…) Przetarg był i ludzie te maszyny kupowali, lub poszło na złom.
Kiedy to przestało działać?
Jakieś kilka lat temu. Teraz to już pracuje garstka, dyżurni hydraulicy, dyżurni elektrycy.
Ciekawa historia…
Proszę pana, teraz jest sytuacja jaka… tego terenu, wie pan, ile tu jest? Pięćdziesiąt trzy hektary! To teraz sobie policzcie metr kwadratowy tego, bo to ma iść pod budownictwo. Już tam ogłoszenie jest, że sprzedaż nieruchomości, to już deweloperzy będą się tam starali.
Tu przecież mieli kontrakt jeszcze w tamtym roku, z Indiami.
W tamtym roku zastanawiali się jeszcze, na początku, że może ten zakład utrzymać, a może nie utrzymać? Jednej nocy, prezes został wymieniony na innego, i tamten mówi: trzeba robić!
A przecież tam chyba ze trzydzieści milionów dolarów kary trzeba było zapłacić Hindusom!
No, bo umowa została podpisana na te czołgi, czy te transportery zarazem, a te zamówienia nie zostały zrealizowane, bo tu odlewni nie było. Zaczęli szukać odlewni. Gdzieś tam jeszcze te silniki znaleźli w Norwegii, gdzieś tam w Chorwacji, gdzieś tam w Jugosławii, jakaś odlewnia w Szczecinie nienadająca się, i to wszystko od początku trzeba robić, a na to wszystko trzeba mieć…
Kasę!
No, także tu, z tymi kominami tu, to było nieźle… widzisz pan, teraz to wszystko tutaj przewracają, tamto też.
To mówi pan, że w bunkrach to nie ma nawet co próbować?…
Nie, nie, tam do bunkrów to się już nie da. Wszystko zniszczone.
A ta największa hala?
Tam hamownie były, kabiny takie, żeby dotrzeć silniki, taki silnik musiał być przecież na hamowni przez ileś godzin, czy jest dobry, czy niedobry, czy się sprawdza, czy się nie sprawdza…
Tam od środka, to tak w zasadzie to nie ma co oglądać, bo to są rupiecie, te budynki. Powybijane wszystko. I koniec.