Polski komiks o Szatanie, który pozywa Kościół Katolicki jest super


Ilustracje: Łukasz Lalko – kolor, tusz. Michał Murawski – ołówek, tusz.

Chociaż ostatnimi czasy bliżej mi do agnostyka, niż ateisty, kwestia zinstytucjonalizowanej religii pozostaje dla mnie wciąż zamkniętym tematem (nie, dziękuję). Nawiązując jednak do pewnego z komentarzy pod moim tekstem o braku wiary, gdzie ktoś imputował mi, że „nie mogłem dorastać w katolickiej rodzinie, bo wyglądam jak Żyd” – nie tylko dementuje moje syjonistyczne korzenie, ale zapewniam, że pomimo wieloletniej niewiary, nadal całkiem nieźle kojarzę religijną ikonografię Szatana. Wąż w Raju z jabłkiem w pysku, rogata bestia, tudzież podłe bydle, które przez wieczność będzie maltretować nasze grzeszne dusze (o borze iglasty, jakie to śmieszne).

Może 1000 lat temu rzeczywiście taki opis byczo-podobnej kreatury z kopytami, mackami i ziejącą z pyska siarką, mógł powodować trwogę w pastuchach z prerii — ale teraz, chyba na nikim nie robi to większego wrażenia.

Videos by VICE

Zresztą, kto w ogóle powiedział, że Szatanowi bliżej wyglądem do lovecraftowskich Przedwiecznych? Dość łatwo łyknęliśmy taki obraz Diabła, jednocześnie godząc się z wizerunkiem Jezusa o europejskich rysach twarzy i błękitnych oczach – co trafnie skwitował jeden z moich ulubionych mizantropijnych komików Jim Jefferies:

Płomienie i wieczna agonia, w taki sposób Święta Księga opisuje piekło. Z tego, co wiem, diabeł nie napisał swojej książki, więc nie znamy jego punktu widzenia. To tak jakby Bóg i Szatan kiedyś się pokłócili, tyle że Bóg zaczął jeszcze później szkalować imię tego drugiego. Z mojego punktu widzenia Diabeł zachował się doroślej i stwierdził: nawet nie będę tego komentował, synku.

Najwyraźniej do tego samego wniosku doszedł Dominik Marzec, twórca historii Nasz Przyjaciel Szatan, tyle że jego Diabeł stracił już cierpliwość i postanowił wytoczyć proces sądowy kościołowi katolickiemu – za to, że ten od wieków oczernia imię Lucyfera, kreując go na odrażającego potwora. A to przecież tylko podstarzały, łysiejący facet w szlafroku, snujący się smętnie po piekle, swoim zakładzie pracy.

Komiks jest świetny, pomimo kilku sucharów, rodem z amerykańskich sitcomów lat 90. Czytając świetnie narysowaną (serio) historię można wręcz odnieść wrażenie, jakbyśmy śledzili storyborady do pełnometrażowego filmu. Sama fabuła natomiast skupia się na uzależnieniu od stereotypów i ślepej wiary, która kieruje naszym życiem. Z okazji wydania komiksu, poniżej moja rozmowa z Dominikiem, który pokazał inną, bardziej ludzką twarz Szatana.

VICE: Czy jesteś wierzący — jeżeli tak, czy jest to wiara katolicka, czy inna, a może jesteś ateistą?
Dominik Marzec: To skomplikowane. Może metodą eliminacji — na pewno nie jestem katolikiem i na pewno nie jestem ateistą. Zazwyczaj mówię ludziom, że jestem chrześcijaninem, bo te wartości są mi bliskie. Ale w praktyce nie są mi potrzebne jakieś narzucone reguły i pośrednik. Dla mnie w wierze chodzi o pokorę. O to, żeby moje ego miało jakiś bezpiecznik.

Wierzę, że ta pokora, ta świadomość, że jest coś lepszego ode mnie, jest człowiekowi potrzebna. A kwestia samego Boga – czy jest miłością lub światłem, czy kolesiem z brodą po pas – to są nieistotne szczegóły. Ważne, że jakiś jest i gdzieś tam stara się, żeby to wszystko się nam nie rypnęło na łby. I ta myśl mi czasem trochę pomaga.

Jak powstał pomysł na komiks i czy możesz go opisać własnymi słowami?
Komiks opowiada o Szatanie – czyli facecie, który od dwóch tysięcy lat jest szefem Piekła. Nasz Szatan jest jednak umiarkowanie sympatycznym typem, a zły jest tylko wtedy gdy Niemcy przegrają w piłkę. Całe dnie haruje, żeby utrzymać diabelski majdan w ryzach, a nocami szwenda się po piekle w szlafroku, lub lubi sobie z kumplami walnąć większą wódkę i ponarzekać. A narzekać ma na co, bo latka lecą, a katolicka propaganda rozkręca się w najlepsze.

Przedstawia go teraz jako przeraźliwą bestię z mackami, rogami i kopytami, a on przecież co najwyżej może ostatnio trochę wyłysiał. W końcu, gdy nawet sataniści stwierdzają, że nie jest już dla nich dość straszny, Szatan postanawia rozwiązać problem swojego wizerunku raz na zawsze — wytacza Kościołowi Katolickiemu proces o zniesławienie i wyrusza na Ziemię walczyć o swoje prawa.


Szatan, słucha. Ilustracje: Łukasz Lalko – kolor, tusz. Michał Murawski – ołówek, tusz.

Nie umiem odtworzyć, jak się ten pomysł znalazł w mojej głowie, ale jest to splątanie kilku elementów, które mnie interesują. Z jednej strony jest religijna organizacja, która zamieniła się w korporację i używa strachu do manipulacji masami. Z drugiej — absurdalny proces sądowy, a żyjemy w czasach kiedy ludzie idą do sądu o to, że ktoś oddycha w ich kierunku.

Z trzeciej wreszcie — Szatan, który zawsze był dla mnie postacią fascynującą. Jest to jeden z pierwszych bohaterów tragicznych i chyba najbardziej niezrozumiany. Tak więc gdzieś tam chyba byłem skazany na ten pomysł. Długo się jednak przed nim broniłem, no bo debiutować w katolickim kraju projektem z Szatanem w roli głównej to po prostu niezbyt mądry pomysł. Ale wybronić się nie udało, dzięki Bogu!

Skąd pomysł na szatana w kryzysie wieku średniego?
Wiesz co, ja to chyba po prostu lubię takich spieprzonych bohaterów. Piękno i młodość są nudne, a wiek średni, przedsionek starości – to już jest jakiś konflikt w tej postaci. Ale też nie mogę powiedzieć, żebym jakoś dużo o tym myślał, ten Szatan po prostu znalazł się na kartce i praktycznie był taki od samego początku. Taka mieszanina Johna Cleesa i Big Lebowskiego.

Jak twoi bliscy podeszli do tematu — znajomi, rodzina?
Wiesz, chciałbym ci tu dać jakąś atrakcyjną historię o rozłamie w rodzinie, wydziedziczeniu i tak dalej, ale naprawdę nic takiego nie było. Moja rodzina się takimi rzeczami jakoś specjalnie nie przejmuje. Zresztą też nie ma się czym przejmować — ja tu nie chcę przecież nikogo obrażać i nie składam żadnych kotów w ofierze. „Nasz Przyjaciel Szatan” to po pierwsze rozrywka. To jest dla mnie bardzo ważne, żeby to podkreślić, bo w Polsce bardzo rzadko ktoś podchodzi poważnie do rozrywki.


Stacja kosmiczna Vatican-02 . Przemek Jędrzejczyk

Mamy podział na sztukę ambitną, czyli wszystkie te przeraźliwie nudne dramaty obyczajowe i użalanie się nad sobą; i sztukę nieambitną – czyli komedie, fantasy i inne takie. Dla mnie jednak nie ma nic bardziej nieambitnego niż kolejny dramat obyczajowy o tym, że autorowi jest smutno. Ambitne za to jest zrobienie komedii, która nie będzie bezdennie głupia i nie będzie obrażać niczyjej inteligencji, a przy okazji będzie rozrywką po ciężkim dniu w robocie.

Polacy mają opinię osób bardzo oddanych chrześcijańskim wartościom, nie obawiasz się krytyki, linczu?
Prawdę mówiąc – troszkę się obawiam. Ale może nie tyle zwykłych Polaków, tylko jakichś kultystów, maniaków religijnych. Wierzę jednak, że nawet jak ktoś zacznie coś tam na mnie gadać, to ludzie staną w mojej obronie. Wiesz, nie dajmy się zwariować, nie ja pierwszy piszę o Szatanie, a do tego to jest komedia, na dużym luzie. Ponadto trochę już tym projektem się zajmuję i póki co ludzie reagują na niego bardzo pozytywnie.

Nie wszystkim się podoba sympatyczny Szatan, ale ci, którym się nie podoba, po prostu mówią mi, że dla nich Szatan nie jest ok. I ja to doskonale rozumiem. Czasem wywiązuje się z tego ciekawa rozmowa. Tak między Bogiem a prawdą to pewnie by nam się nawet przydało trochę skandalu, rozgłosu, ale ja po prostu nie mam osobowości skandalisty. Mam zapisany numer Radia Maryja i czasem się zastanawiam czy nie złożyć tam donosu na samego siebie, ale póki co – dajemy radę bez tego.

Czy uważasz, że Polacy mają problem ze swoją religią, brakuje nam dystansu?
Na pewno nie jest dobrze z religią w Polsce, ale też nie mam o to pretensji do zwykłych ludzi. Rozumiem potrzebę wiary i rozumiem, że ludzie potrzebują kogoś, kto wskaże im drogę. Problemem jest pewna grupa, która na tej religii położyła łapę, i robi z niej karykaturę. Wpychają ją w miejsca, gdzie dla religii po prostu miejsca nie ma i być nie powinno. A ludzie w to idą. Ale to jest ta ciemniejsza strona medalu, a jest też jaśniejsza — religia realizuje pewną funkcję społeczną, trzyma ludzi w kupie i daje nam wspólny język znaczeń kulturowych, archetypów. I to jest ważne.


Piekło. Concept art. Kasia Gołaszewska

Po prostu trzeba nad tą naszą religią pracować. Zresztą — umówmy się — możemy siedzieć tu i narzekać, ale szczególnie dzisiaj widać, że nawet ten nasz skrajny moherowy katolicyzm jest całkiem łagodny. Są miejsca, i to nie tak odległe, gdzie takim jak ja po prostu robi się krzywdę. I nie chodzi mi tu też o to, że jak w tym dowcipie o Stalinie — który „uderzył, a mógł zabić” — wszystko jest cudownie z polskim katolicyzmem, bo przecież mogło być gorzej. Nie jest — ale jest lepiej niż było i wierzę, że będzie jeszcze lepiej. Zresztą, katolicyzm dzisiaj to wielka korporacja, a wielkie korporacje mają to do siebie, że pójdą za klientem wszędzie.

W twojej historii papież jest ukazany jako wyrachowany polityk, z którym ciężko sympatyzować — jaki jest twój stosunek do kościoła i Watykanu?
Kościół mnie fascynuje. Istnieje w niemal niezmienionej formie od 2000 lat, można więc wyznaczyć sobie wektor i bezpiecznie założyć, że jeszcze pewnie trochę z nami zostanie. W jaką stronę to pójdzie? Radykalizacji, czy rozluźnienia? Podejrzewam to drugie, ale cholera wie. Równie dobrze sprawy mogą potoczyć się tak, że skończy się kolejnymi krucjatami.


Papież. Ilustracje: Łukasz Lalko – kolor, tusz. Michał Murawski – ołówek, tusz.

Tylko tym razem ewangelię nieść będziemy Marsjanom! Ale abstrahując od tego — Kościół to organizacja i tylko tym jest. Składa się z ludzi: czyli jest w tym polityka, układziki, biznes. Oceniam to na chłodno, bo dopóki kościół ma działać jako organizacja centralnie zarządzana, to po prostu tak będzie i tyle. To nie jest specyfika religii, tylko istot ludzkich jako takich. Nie jesteśmy doskonali.

A Papież w mojej historii to z kolei, przynajmniej dla mnie, postać szczególnie fascynująca. Długo się zastanawiałem, jaki jest jego stosunek do Boga. Czy w ogóle wierzy, a jeśli wierzy, to czy uważa się za narzędzie w rękach Wszechmogącego, czy też ma go gdzieś? A może sam uważa się za Boga? Ten bohater ma skomplikowany portret psychologiczny, to prawdziwy czarny charakter rodem z najlepszych Bondów. Kiedy go pisałem, wyobrażałem sobie Imperatora z Gwiezdnych Wojen, tylko o ile Imperator był po prostu przebiegły i zły, to naszego Papieża oceniać jest trudniej. Bo ten Papież ma plan. Diabelski plan.

Czy religia jest twoim zdaniem potrzebna w życiu człowieka, czy może niezbędna?
Nie jest niezbędna. Znam ludzi, którzy doskonale sobie bez niej radzą, ale jest potrzebna. Zresztą wiele osób porzuca religię i wywiesza sztandar ateizmu, po czym ten ateizm zamienia w religię, więc to po prostu chyba często silniejsze od nas. Wydaje mi się, że to jest jakaś taka pierwotna potrzeba, żeby znaleźć oparcie dla ego, nadać swojemu światu znaczeń. Można więc powiedzieć, że religia oferuje jakąś taką uproszczoną formę terapii. Mówi – wyluzuj, człowieku, i tak nie wszystko od ciebie zależy. A to faktycznie mądry przekaz, tyle że ludzie rozumieją go czasem bardzo dziwacznie.


Szatan. Concept Art. Marta Sidoruk


Ilustracje: Łukasz Lalko – kolor, tusz. Michał Murawski – ołówek, tusz.

Z twojego komiksu bije przesłanie, że my jednak potrzebujemy zła, kościół też go potrzebuje — by dzięki niemu mógł istnieć i być potrzebnym. Czy wyobrażasz sobie świat bez złych uczynków i czy gdyby nie było zła, ludziom wyszłoby to na dobre — bo bez zła, pojęcie dobra także przestaje istnieć?
W naszej historii zło, którego używa papież, by zagonić ludzi do kościołów, jest tworem marketingowym. To samo robią media, żeby przykuć do telewizora, zatrzymać ludzi w domach. I takie zło, wytworzone sztucznie, w moim odczuciu nie jest nam potrzebne i trzeba z tym walczyć, trzymać się od tego z dala. Ale całkowite pozbycie się negatywnych impulsów z życia kojarzy mi się tylko i wyłącznie ze śmiercią.

Wiem, że niedawno urodziło ci się dziecko — gratulacje — czy zamierzasz je ochrzcić?
Oj, tutaj poruszasz drażliwy temat w moim domu. Ja jestem na nie – chcę dzieciakowi zostawić wolną rękę i, jeśli nie spieprzę sprawy, sam się ochrzci, jak będzie dorosły. Dla mnie to też jest wyzwanie, żeby nie wmuszać mu tego, tylko go pokierować. A jak się nie ochrzci to trudno, byleby był porządnym facetem. Wszystkie te komunie i inne takie – rozumiem, że tradycja, ale mi to do niczego nie potrzebne. Natomiast jestem póki co w mojej opinii osamotniony, a moja małżonka się upiera przy swoim. Dyplomatycznie powiedzmy, że jest to kwestia otwarta.


Ilustracje: Łukasz Lalko – kolor, tusz. Michał Murawski – ołówek, tusz.