Artykuł pierwotnie ukazał się na MUNCHIES
Typowy film z przepisem kulinarnym w 2017 roku jest cholernie przewidywalny. Nieodmiennie kręcony z lotu ptaka, w tle gra pogodne indie ‒ nie da się go pomylić z żadnym z arcydzieł światowego kina.
Videos by VICE
Jednak David Ma, stylista jedzenia i filmowiec, stara się to zmienić. W swoim cyklu Food Films pozwala się opętać duchom najsłynniejszych reżyserów naszych czasów i pokazuje, jak wyglądałyby nakręcone przez nich wideoprzepisy. Jeśli zatem zastanawiasz się czasem, jak Quentin Tarantino zabrałby się za spaghetti po bolońsku, nie musisz dalej szukać odpowiedzi: byłoby brutalnie, z rozmachem i zaskakująco smacznie.
Musieliśmy się dowiedzieć więcej o Davidzie i jego miniaturowych dziełach sztuki, więc zadaliśmy mu kilka pytań o to, jak powstawały filmy i co ma nadzieję za ich pomocą osiągnąć.
MUNCHIES: Jak opisałbyś swój cykl Food Films i jak wpadłeś na ten pomysł?
David Ma: Food Films to krótkie filmy kulinarne utrzymane w stylu słynnych reżyserów. Wpadłem na ten pomysł, gdy pewnego wieczora przeglądałem wideoprzepisy na Instagramie. Praktycznie wszystkie były fotografowane z góry, przyspieszone i z zajeżdżoną muzyką ze stocka. Jako reżyser zawsze szukam nieoczywistych sposobów na pokazanie jedzenia. Pomyślałem, że zabawnie byłoby zobaczyć, jak wyglądałyby takie przepisy, gdyby zabrali się za nie wielcy reżyserzy z Hollywood. Poza tym bardzo podobało mi się to wyzwanie: nakręcić film w kuchni tak, jakby pracowało się na wielkim planie, z wybuchami, pirotechniką i lewitującymi naleśnikami.
Czy masz jakieś doświadczenia z produkcją bardziej tradycyjnych wideoprzepisów?
Zanim zostałem reżyserem kulinarnym, zaczynałem jako stylista jedzenia. Nie tylko nauczyło mnie to, jak dalece jedzenie na ekranie różni się od tego, co ląduje na twoim talerzu, ale też jak bardzo kapryśnie potrafi się zachowywać, gdy poleży na planie w gorącym świetle lamp dłużej niż kilka minut. Gdy zaczynałem pracować jako reżyser, kręciłem również tradycyjne wideoprzepisy, ale teraz biorę się zazwyczaj tylko za projekty, w których mam więcej twórczej swobody, mogę eksperymentować ze stylem i ogólnie sprawić, że wyglądają bardziej sexy.
Jak wybierałeś temat i stylistykę każdego z filmów?
W każdym z przepisów sporo czerpiemy z jednego filmu danego reżysera: Kill Bill, Grawitacja, Grand Budapest Hotel i Transformers. Jeśli chodzi o dobór receptur, brałem pod uwagę to, jak odnosi się ona do charakterystycznego stylu każdego z filmowców.
Na przykład w przypadku Tarantino chcieliśmy dać wiele gwałtownych cięć nożem i rozbryzgów krwi, a pomidory i sos marinara świetnie się do tego nadały. W gofrach à la Michael Bay nawiązywaliśmy do filmu Transformers, a moja rekwizytorka znalazła ogromną, przypominającą robota gofrownicę. A jeśli chodzi o Wesa Andersona, wyszukaliśmy najprostszą przekąskę i dorobiliśmy do niej przesadnie szczegółową, wręcz pedantyczną recepturę. W końcu kto potrzebuje przepisu na krakersy z czekoladą i piankami?
Jak udało ci się tak trafnie oddać styl każdego z reżyserów?
Za każdym razem spędzałem chyba cały tydzień, oglądając ich najsłynniejsze filmy. Notowałem, jak komponują ujęcia, kolory, ich klasyczne „tropy” itd. Potem zastanawialiśmy się, jak w każdym z kroków przepisu zastosować te charakterystyczne elementy. Na przykład ujęcie wysokiego stosu gofrów z dołu tak, żeby wyglądał na gigantyczny (w stylu Michaela Baya) albo długi najazd kamerą na krwawą jatkę à la Tarantino.
Co chciałbyś, żeby widz wyniósł z Food Films?
Moim celem jest sprawić, żeby ludzie spojrzeli na jedzenie i wideoprzepisy z nowej perspektywy. Chcę pokazać, jak wiele zabawy i radości może z nich płynąć. Dzięki temu, że traktuję krakersy, czekoladę i pianki jak ekscentryczną obsadę filmu Wesa Andersona, ktoś może zobaczyć je w zupełnie nowym świetle. Mój mistrz zawsze powtarzał mi, żebym robił takie filmy, za jakie kiedyś chciałbym być wynagradzany. Dlatego koniec końców mam nadzieję, że stworzę więcej filmów kulinarnych, które będą bardziej wystylizowane i zaskakujące w swojej kategorii.
Czy myślisz, że twoje przepisy mają jakieś praktyczne zastosowanie? Czy komuś faktycznie mogłoby się udać z ich pomocą ugotować obiad?
Może. Pokazujemy wszystkie kroki, ale tak jak w większości wideoprzepisów, chodzi tu głównie o rozrywkę i przyjemność z oglądania.
Czy któryś z filmów sprawił ci szczególnie wiele trudności?
Jak dotąd zdecydowanie największym wyzwaniem okazał się przepis w stylu Wesa Andersona ‒ i najbardziej wyczerpującym. Współpracowałem przy nim bardzo blisko z moją dyrektor artystyczną i rekwizytorką Melissą Stammer. Na etapie przedprodukcji musieliśmy dokładnie określić odpowiednią paletę kolorów, rekwizyty, kostiumy naszych modelek oraz typografię. Z dnia na dzień wykonaliśmy 100 pudełek na ciastka i wstążek, kupiliśmy białe półki w Ikei i skonstruowaliśmy całkowicie oryginalne tło dla planu. Stylistyka jedzenia musiała być równie unikatowa, więc specjalnie zamówiliśmy całe dziesiątki kwadratowych pianek utrzymanych dokładnie w naszej palecie kolorów, a także tabliczek czekolady, które zapakowaliśmy we własnoręcznie drukowane papierki. Wszystkie działy, od artystycznego po kulinarny musiały ściśle ze sobą współpracować, żeby każda kompozycja i ujęcie wyglądały dokładnie tak, jak to sobie zaplanowaliśmy.
Jak dotąd opublikowałeś cztery filmy z tej serii. Ile jeszcze planujesz ich nakręcić i jakich reżyserów chcesz wziąć na warsztat?
Zaczęliśmy już pracę nad storyboardami do kilku następnych filmów. Nie chcę zdradzić zbyt wiele, ale przymierzamy się do Christophera Nolana, Alfreda Hitchcocka, Tima Burtona i jeszcze kilku innych. Pewnie dość trudno byłoby oddać za pomocą jedzenia twórczość Woody’ego Allena, bo jego filmy tak bardzo polegają na dialogu, ale mógłby z tego powstać naprawdę ciekawy, neurotyczny wideoprzepis!
Dzięki za rozmowę David.