Dlaczego oburza cię zakaz handlu w niedzielę?

Ilustracja: Kornel Nurzyński

Istnieje duża szansa, że niedługo w niedzielny poranek nie kupisz ani wody, ani papierosów. Obywatelski projekt ustawy zakazującej pracy w niedziele i święta ma wstępne poparcie rządu i ministra rozwoju (dawniej gospodarki) i obecnie jest dyskutowany przez związki zawodowe, przedsiębiorców i ekspertów w radzie dialogu społecznego. Widmo wprowadzenia niedzielnego zakazu zakupów krąży nad Wisłą od lat – ostatni raz związki złożyły taki projekt w 2013 r., ale rząd PO-PSL go odrzucił. Tym razem ma być inaczej.

Co się zmieni? Treść projektu jest jednoznaczna i mówi o wprowadzeniu „zakazu handlu w placówkach handlowych w niedziele oraz w wigilię Bożego Narodzenia i Wielką Sobotę”. Sklepy będą mogły być otwarte tylko w ostatnie niedziele niektórych miesięcy. Dalej handlować będą mogli przedsiębiorcy, którzy pracują we własnym imieniu, zamknięte będą natomiast Biedronki, Żabki, Groszki, Fresze, Carrefoury (etc.) nawet, jeśli działają na zasadzie franczyzy czy agencji.

Videos by VICE

Warto znać na pamięć listę punktów sprzedażowych, które będą w niedziele otwarte. To między innymi stacje benzynowe, duża część aptek, małych sklepików osiedlowych i handlarzy ulicznych. Wszyscy inni będą mieli – dobrowolne lub przymusowe – wolne.

Jak wielu osób dotyczy ten problem? Według sejmowej analizy z 2013 „Polska jest jednym z niewielu krajów europejskich, w których liczba pracujących w niedzielę spadła: odpowiednio z 13,1% do 8,4%”. To spadek z dwóch do ok. 1,3 mln. Tyle jest osób, które niedzielę traktują jako normalny, a w zasadzie gorszy dzień pracy – bo inni w tym czasie odpoczywają.

Pomysł jest krytykowany przez środowiska zrzeszające pracodawców – krytycy pomysłu mówią, że zakaz spowoduje wzrost bezrobocia

Pomysł jest krytykowany przez środowiska zrzeszające pracodawców – krytycy pomysłu mówią, że zakaz spowoduje wzrost bezrobocia. To prawdopodobne, szczególnie w krótkim okresie. Liczba 40 tys. utraconych miejsc pracy, o których mówi Polski Rada Centrów Handlowych, wydaje się realistyczna.

Niektórzy wysuwają propozycje pośrednie. Jeremi Mordasewicz, jeden z wiodących ekspertów od wolnego rynku ocenia, że najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie powiększonej niedzielnej stawki godzinowej oraz przyznanie pracownikom prawa do odmowy stawienia się „przy kasie”.

Są powody aby sądzić, że zmiana nie spowoduje zapaści w branży. Podobną regulację wprowadzono na Węgrzech. Okazało się, że obroty sklepów nie spadły – zwiększył się bowiem ruch w czwartek, piątek i sobotę. Co więcej, w aktualnej sytuacji potencjalni zwolnieni pracownicy z handlu łatwo znajdą pracę w innych branżach. W końcu jak (słusznie) głoszą media, w związku z migracjami i demografią „mamy w Polce rynek pracownika”.


Dla bezdusznych kapitalistów i roszczeniowych pracowników. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Skąd wziął się pomysł zakazu? To inicjatywa związkowców z NSZZ Solidarność. Popierają go także środowiska katolickie. Dla tych ostatnich niedziela to dzień, w którym należy czcić Boga – a sam Jezus co najmniej raz dał się poznać w Nowym Testamencie jako osoba sceptyczna wobec handlu.

Choć sam wybór dnia ma oczywiste pochodzenie tradycyjno-sakralne, to argumenty zwolenników zakazu nie mają jednak tylko religijnej natury. Dobro, które ma być ochronione, to wartości rodzinne pracowników, którzy muszą pracować w czasie, kiedy ich bliscy mają wolne. Wprowadzenie wolnych od pracy weekendów to jedno z największych zdobyczy światowego ruchu robotniczego i z tej perspektywy nie powinno dziwić, że związkowcy walczą o jego pełne wyegzekwowanie. Choć w świetle polskiego prawa godziny przepracowane w niedzielę nie mogą prowadzić do przekroczenia maksymalnej ilości czasu pracy, to wszyscy wiemy, jak bywa w Polsce z egzekwowaniem obowiązującego prawa.

Polacy należą do unijnej czołówki pod względem liczby przepracowanych godzin

Obowiązkowo wolne niedziele to nie rodzimy wymysł – podobny zakaz obowiązuje w 9 krajach UE. Także tych niekatolickich, jak Grecja czy Holandia. Polacy należą do unijnej czołówki pod względem liczby przepracowanych godzin. Dużą liczby dni ustawowo wolnych nadrabiamy jednymi z najdłuższych „zmian” w pracy. Niedziele nie są nawet liczone jak nadgodziny, w związku z czym pracownicy nie dostają dodatków czy podwyższonych stawek.

Przeprowadzone dla portalu money.pl badanie pokazuje, że idea wolnych niedziel mocno dzieli polskie społeczeństwo. 46% respondentów jest przeciw, a 41% za. Wśród osób z wyższym wykształceniem jest największy sprzeciw dla zakazu – za jest tylko 35%, a przeciw 54%.

Podział przebiega więc ze względu na stosunek do kasy – popierają go ci, którzy statystycznie rzadziej pracują jako sklepowi sprzedawcy. Oczywiście to, że ktoś pracuje na dziale sprzedaży nie oznacza, że nie może mieć wyższego wykształcenia (znamy historie o pracujących w dyskoncie absolwentów filozofii czy ekonomii), ale statystycznie to raczej osoby z wykształceniem podstawowym i średnim pracują w tym segmencie usług.

Tak więc nasz stosunek do zakazu handlu to prawdziwy klasowy termometr: jeśli czytając ten tekst czujesz oburzenie i uważasz, że związki zawodowe tym razem posunęły się za daleko, to jest duża szansa, że nigdy nie musiałeś(aś) pracować jako sprzedawca-magazynier.