Ech, gimnazjum. To były czasy, co nie? Sielskie dni, gdy napychałeś się czitosami, bazgrałeś w swoich zeszytach „S”, a w cudzych kutasy i ogólnie byłeś dupkiem dla wszystkich wokół.
Potem nadeszło liceum i (przynajmniej dla większości z nas) pierwsze przygody z dragami. W zależności od tego, w jakim środowisku dorastałeś, twój pierwszy taniec z nafuranym diabłem w bladym świetle księżyca może wyglądać bardzo różnie. Może się zacząć od tego, że ściągniesz chmurę od starszego kuzyna. Jeśli jesteś jednym fajnych dzieciaków, masz szansę wciągnąć ścieżkę darowanego koksu na imprezie, na której tak naprawdę nie powinno cię być. Jeśli zaś jak na 15-latka obracasz się w wyjątkowo szemranych kręgach, możesz od razu zaliczyć bliskie spotkanie z ciężkim, syntetycznym szajsem.
Videos by VICE
Przeciętna szkoła ma i zawsze miała do powiedzenia na temat narkotyków mniej więcej to samo, co twoi rodzice: „Trzymaj się od nich z daleka”, „Zażywasz ‒ przegrywasz” i „Wpędzisz swoją starą matkę do grobu”. Będziesz wszystkich wpędzał do grobu tak długo, aż sam stres z tym związany sprawi, że twoja różana cera zwiędnie i pożółknie, a inni rodzice zaczną tobą straszyć swoje pociechy.
Tyle że dorośli nieustannie wciskają dzieciom kit, żeby chronić je przed nimi samymi. Kiedyś jedna pani, która pracowała w komunikacji miejskiej, powiedziała mi taką historię: jakiemuś facetowi drzwi metra przycięły płaszcz, pociąg ruszył i nieszczęśnik rozsmarował się na ścianie peronu. Nic takiego nie miało i nawet nie mogło mieć miejsca z rozlicznych powodów, których nie chce mi się tu wyliczać. Morał z tego taki, droga młodzieży: dorośli mają wasz intelekt za nic.
Postawiłem więc sobie za punkt honoru, by zdemaskować przynajmniej część farmazonów, którymi karmią cię w szkole, a przy okazji podzielić się kilkoma cennymi radami w kwestii prochów ‒ całkiem darmo, znajcie moją dobrą duszę. Ja to widzę tak: ludzie biorą narkotyki i raczej nie przestaną, nieważne ile roboczogodzin policja spędzi, zatrzymując i przeszukując obywateli. Kilka zakorzenionych w rzeczywistości lekcji na pewno przyda się każdemu, kto nie uważał na godzinie wychowawczej.
JEDNA DZIAŁKA KWASU NIE SPRAWI, ŻE ZDRAPIESZ SOBIE SKÓRĘ Z TWARZY
Może to i banał rodem z internetowego forum o narkotykach, ale: nie zarzucaj LSD, jeśli nie jesteś absolutnie, na 100 procent pewien, że chcesz to zrobić i że jesteś na to psychicznie gotowy. Jeśli nie masz ochoty, nie zażywaj. Jeśli masz, proszę bardzo. Jeśli ktoś ukradkiem dosypie ci kwasa do drinka, przylej mu z całej siły w mordę i znajdź jakieś ustronne miejsce, żeby sobie spokojnie posiedzieć z dużą butelką zimnej wody.
Ogólnie rzecz biorąc, jedna działka tak wiele znowu nie zdziała. Nie oskalpujesz się za pomocą noża do chleba ani nie rzucisz się z okna, śpiewając „I believe I can fly”. Sprawi za to, że kolory będą bardziej kolorowe i będzie ci się chciało śmiać. Niemniej jednak zawsze uważaj, ile bierzesz. Jeśli chcesz zażyć kolejną dawkę, poczekaj, aż skończy się działanie poprzedniej i nie rzucaj się na ogromne porcje ‒ właśnie w ten sposób ryzykujesz, że trip zniesie cię na zbyt głębokie wody i zaczniesz nurkować w kontenerze z gruzem przekonany, że to basen z piłeczkami.
Długotrwałe zażywanie LSD może również prowadzić do depresji, stanów lękowych i flashbacków, które, jak się okazuje, mogą trwać nawet rok. O ile ty i wszyscy twoi kumple nie jesteście hipisami w latach 60., regularne zarzucanie kwasa może tobie i twoim bliskim mocno uprzykrzyć życie. Nikt nie ma ochoty przesiadywać z niedomytym typem, który non stop pieprzy o poszerzaniu świadomości.
KETAMINA TO KOMPLETNA STRATA CZASU
Słuchaj, nie chcę tu narzucać jakiejś dyktatury; większość narkotyków ma swoje zalety, wszystkie wiążą się z ryzykiem. Jednak całkiem obiektywnie muszę podkreślić, że ketamina jest do dupy. Wciąganie nosem środka uspokajającego dla koni nie tylko poważnie odbije się na twoim zdrowiu (keta to jeden z najbardziej szkodliwych klubowych dragów). Sprawi też, że wpadniesz w towarzystwo ludzi, którzy chodzą na festiwale słuchać electro-swingu, próbują ci narysować serduszka z brokatu na twarzy i namolnie przekonują, żebyś nie używał żadnego szamponu z chemikaliami (po czym wciągają lewą dziurką ścieżkę z pół grama wybitnie toksycznych chemikaliów).
W szkole na pewno usłyszysz, że ketamina jest taka sama, jak wszystkie inne dragi w proszku: łupież szatana dla frajerów bez przyszłości. Jednak w tym przypadku twoi nauczyciele nie tylko mają rację, ale wręcz powinni się bardziej przyłożyć, żeby ci obrzydzić ketę, bo jest, nie przesadzam, zupełnie przejebana. Zbyt wielu ludzi wciąga ją non stop, a gdy zażywasz jej za dużo, wysiada ci pęcherz, co oznacza, że do matury będziesz musiał podejść z cewnikiem i gustownym workiem na mocz. Nie wiem, czy to się mieści w kluczu.
NIEKTÓRE NARKOTYKI CIĘ ZABIJĄ, ALE WIĘKSZOŚĆ NIE, O ILE NIE JESTEŚ IDIOTĄ
Większość z tego, co w szkole usłyszysz o dragach, ściśle wiąże się z tym, jak szybko przyniosą ci przedwczesny zgon. W jednej chwili łykasz pigułkę MDMA do dźwięków „Where Are Ü Now”, a w następnej twoje zdjęcie z legitymacji trafia na pierwszą stronę Superaka z wielkim podpisem „NIE ŻYJĘ, BO BRAŁEM NARKOTYKI”.
Nie chcesz chyba, żeby twoja biedna, stara matka wypłakała sobie oczy nad twoim zimnym ciałem, które czterech smutnych panów spuści na pasach do dziury w ziemi, prawda? Więc bądź rozsądny. W przypadku klubowych narkotyków, czyli tych substancji psychoaktywnych, których obok alkoholu statystycznie spróbujesz najwcześniej, najważniejszy jest umiar. Weźmy na przykład ecstasy: ktoś może ci sprzedać pigułki zawierające PMA, zamiast MDMA. PMA ma dużo bardziej stromą krzywą zależności dawka-reakcja niż MDMA, co znaczy, że trzeba dłużej zaczekać na efekty. Ludzie zażywają kolejną dawkę, zanim poprzednia zacznie naprawdę działać, po czym dostają kopa od wszystkich połkniętych piguł na raz i tracą przytomność.
Gdy zapuścisz się w rejony metamfetaminy, cracku, GHB i heroiny, dużo szybciej zaczniesz odczuwać szkodliwe skutki ćpania. Moja rada? Nie zapuszczaj się w rejony metamfetaminy, cracku, GHB i heroiny. Straszenie narkotykami zazwyczaj nie przynosi żadnych rezultatów, ale warto pamiętać, że strach nie bierze się znikąd. Jeśli sprawi, że nie wpompujesz sobie w krwiobieg zabójczej dawki opiatów, to chyba dobrze, prawda?
OD KOKAINY UZALEŻNISZ SIĘ O WIELE ŁATWIEJ, JEŚLI BĘDZIESZ JĄ MIESZAŁ Z PROCENTAMI
O ile nie jesteś bajecznie bogatym narkobaronem, który całe dnie wciąga śnieg z czubka noża w swoim domu na plaży na Kajmanach, najprawdopodobniej bierzesz koks przy okazji zakrapianej imprezy. Wypijasz o jednego za dużo, zaczynasz się czuć trochę zmęczony i jakiś niewyraźny, więc kupujesz coś na rozbudzenie od zaspanego pana w becie.
Bądź jednak ostrożny. Mieszanka wódki i koksu tworzy zupełnie nową substancję zwaną kokaetylenem, który, choć wywołuje euforię, może też mocno nadwyrężyć twoją pikawę, jak wynika z niektórych badań. Oprócz tego to zajebiście droga rozrywka: za każdym razem, gdy jedno piwko przerodzi się w pięć i masz ochotę trochę przytkać sobie nos, z kieszeni uciekają ci cztery stówki. Kogo stać na takie ekscesy?
Z innej beczki: musisz naprawdę wciągać jak atomowy odkurzacz, żeby rozpuściła ci się przegroda nosowa (wiele gramów co dzień przez całe miesiące), więc jeśli nie jesteś dyrektorem w banku, albo nie grasz głównej roli w serialu HBO, raczej nie musisz się tym przejmować. Zwyczajnie jesteś za biedny, żeby wyniszczyć koksem swoje ciało.
JEŚLI SPRÓBUJESZ HEROINY, NIE UZALEŻNISZ SIĘ OD NIEJ OD RAZU
Około 23 procent osób, które biorą heroinę, popada w uzależnienie. Jednak, jak już wspomniałem, najlepiej będzie, jeśli w ogóle ją sobie odpuścisz ‒ no, chyba że bardzo lubisz pocić się jak wieprz i sprzedawać swoje paznokcie na podejrzanych stronach.
Tylko dobre rady. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco
OSOBY UZALEŻNIONE NIE SĄ Z GRUNTU ZŁE
Stereotypowy narkoman to cuchnący, drapiący się żul, który w biały dzień szcza pod twoją klatką. Prawda jest jednak taka, że nałóg przybiera wiele różnych postaci. Jeśli ktoś co weekend zalewa się w trupa albo jara 30 gieta tygodniowo, jest uzależniony. Większość twoich ulubionych muzyków, artystów i aktorów jest od czegoś uzależniona.
Do czego zmierzam: w szkole uczą cię, żeby na uzależnienie patrzeć z pogardą i odrazą, co przekłada się na to, że również osoby uzależnione traktujesz w ten sposób. Tak się składa, że w nałogi popadają najczęściej właśnie ci z nas, którzy są najbardziej wrażliwi i niepewni siebie. Może więc, zamiast z nich szydzić i piętnować za złe życiowe wybory, spróbuj po prostu podejść i zapytać, czy wszystko w porządku, albo coś w tym stylu.
GADANIE O NARKOTYKACH NIE JEST, NIGDY NIE BYŁO I NIE BĘDZIE FAJNE
W szkole twoja potrzeba, by zaimponować innym, jest większa, niż kiedykolwiek później. Chcesz, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteś #kozak, że #SWAG, #YOLO, #HWDP i #polishgirl (albo #polishboy). Słowem, że masz więcej followersów na Snapczacie, niż cała 3B razem wzięta.
Jasne, przechwałki, że wydębiłeś splifa od starszego brata jeszcze ujdą, gdy masz 14 lat. Jednak gdy próbujesz być #kozak w późniejszym życiu, staniesz się tym typem, który chwali się na Tinderze, że umie wciągnąć gram koksu za jednym zamachem. Co zrozumiałe, nikt nie lubi takich ludzi. Opowieści o tym, ile to narkotyków wziąłeś i jakich, były, są i będą koszmarną żenadą.
Z ZIOŁEM ZACZYNAJ SPOKOJNIE
Nie musisz od razu skakać na głęboką wodę holenderskich importów. Nie zaczynaj od wyciskania oleju z genetycznie podrasowanego zielska, po którym dostaniesz sennego bezdechu. Z konopiami jak ze wszystkim: warto znać umiar. Zapal sobie coś słabszego, jakieś włókniste Thai, może odrobinę Rasta. Gorszy towar, od którego lekko zaszumi ci w głowie.
Bujne, lepkie od czystego THC kwiatostany mogą cię dojechać tak mocno, że nie będziesz mógł niczego przełknąć bez popijania, a w dodatku wygłupisz się przed kolegami. Przy okazji porozmawiajmy o rozpowszechnionym sloganie, że marihuana to wstęp do twardych dragów. Z badań przeprowadzonych w 2014 roku wynika, że ponad 15 procent Polaków próbowało zioła. Czy jednak oznacza to, że 15 procent z nas nerwowo klepie się po żyle na ręce, albo przeczesuje dywan w poszukiwaniu zawieruszonych kryształów cracku? No raczej nie. Zioło stanowi taki sam wstęp do ciężkich narkotyków, co alkohol i papierosy. Zdecydowanie większy wpływ na to, czy za kilka lat będziesz gotował kompot na melinie, ma towarzystwo, w jakim się obracasz.
PIGUŁY DAJĄ NAJLEPSZE EFEKTY PRZY NAJNIŻSZYM RYZYKU
Ecstasy nie zrobi ci dziury w mózgu. Większość zgonów, za które obwinia się ecstasy, tak naprawdę jest spowodowanych przez PMA ‒ tę bombę z opóźnionym zapłonem, o której wspominałem wcześniej. Na skali szkodliwości, sporządzonej przez prof. Davida Nutta, byłego doradcy ds. substancji psychoaktywnych przy rządzie Wielkiej Brytanii, MDMA uplasowało się poniżej praktycznie wszystkich innych używek (w tym alkoholu i nikotyny). Mniej szkodliwe są tylko grzybki i LSD.
Nie mówię, żebyś od razu rzucał się na piguły. Zawsze wiąże się to z pewnym niebezpieczeństwem i na pewno zdrowszy będziesz, nie zażywając ecstasy, niż zażywając. Jednak prawda jest taka, że wiele osób bierze MDMA, po czym doświadcza cudownego, euforycznego stanu, do którego nie umywa się żadne inne, niewywołane chemicznie przeżycie. Z każdym narkotykiem trzeba zachować wielką ostrożność, odmierzać rozsądne dawki i upewnić się, że nie zrobi się nic głupiego. Nie należy pić za dużo ani za mało wody, ani też pływać w ubraniu.
Zawsze jednak warto pamiętać, że niektóre narkotyki cieszą się nieproporcjonalnie złą sławą za sprawą władz i mediów, czyli dwóch instytucji, które nie zawsze wiedzą, o czym mówią.