Dlaczego jara cię przemoc i ból

„Otwieram coś takiego w każdym miejscu, do którego przyjeżdżam” – mówi Dave, niepozorny pracownik banku, który po zmroku wciela się w rolę właściciela bardzo specyficznego, nocnego klubu. To w tym miejscu wieczorami zbiera się łaknąca mocnych wrażeń publiczność, gotowa na krwawy pokaz, odbywający się na scenie – gdy aktorki Dave’a wychodzą w światła reflektorów, by zagrać swoją własną śmierć. To właśnie jest dar Dave’a dla Lost River, miasta, które umiera i którego mieszkańcy potrzebują wentylu bezpieczeństwa, w postaci makabrycznych pokazów bólu i przemocy.

Scenę zalewa sztuczna krew, która spływa na stoliki i tryska na twarze gości – ci natomiast wiwatują, szczęśliwi świadectwa czyjegoś bólu. Wszyscy wiedzą, że to tylko zabawa, udawana śmierć. Nie każdy jednak wie o małym sekrecie Dave’a, skrywanym przed wścibskimi oczami w katakumbach swojego klubu. Na ich końcu czeka bowiem zupełnie nowy wymiar zabawy, tylko dla dorosłych i naprawdę zdesperowanych, którzy nie boją się prawdziwego strachu i cierpienia.

Videos by VICE

Dave to tylko jedna z postaci w filmie Lost River – reżyserskim debiucie Ryana Goslinga, który spełnił się tutaj także w roli scenarzysty i producenta. W psychodelicznym obrazie z pogranicza snu i rzeczywistości znajdziemy także inne, równie niejednoznaczne postaci i ich historie, jest: Billy, Bones, Rat i Bully oraz wiele innych. Ich wspólnym mianownikiem jest dążenie do lepszego jutra, gdzie każde, szukając swojego egzystencjalnego spełnienia, nieuchronnie kieruje się ku jądru ciemności. Wszystko tutaj jest jak baśniowy świat, w który wkraczamy tak samo, jak bohaterowie mijają progi nocnego klubu Dave’a.

Interesowało mnie, jak wyglądają prawdziwe pokazy bazujące na bólu i przemocy, gdzie występujący artyści również nieraz używają sztucznej krwi, ale ślady na ich ciele są już prawdziwe. W tym celu skontaktowałem się z Blachą, który nie tylko współorganizuje warszawskie imprezy BDSM (najbliższa edycja odbywa się w tę sobotę), ale w tym światku ma opinie „BHP-owca dla zboczeńców” – uczącego nowe osoby, jak zadawać ból innym.

VICE: Czy lubisz sprawiać ból innym ludziom?
Blacha: Sprawia mi to przyjemność, tylko kiedy druga osoba też czerpie satysfakcje z zadawanego bólu. To rodzaj pewnej umowy między nami, można nawet powiedzieć, że o dzieło.

Jakie rodzaje bólu zdarzało ci się zdawać drugiej osobie?
Naprawdę różne – wiązanie, podwieszanie na linach, chłostę, lanie po tyłku pasem lub pejczem – zależy, co kto lubi i ile może wytrzymać. Zakres możliwości w półświatku BDSM jest bardzo szeroki. Rodzaj zadawania bólu zależy też od tego, czy można zostawić na ciele ślady. To oczywiście wyklucza łamanie palców, rąk, przecinanie skóry, wydłubywanie oczu i wyrywanie paznokci – takie rzeczy są zarezerwowane dla socjopatów, a nie dla kręgu BDSM.

Zdjęcie: Mikołaj Maluchnik.

Ok, więc dlaczego jara was przemoc i ból?
Na pewno trudniej jest określić, dlaczego kogoś jara zadawanie bólu – można jednak wytypować pewne wzorce zachowań. Myślę, że na pewno jakaś część z tych osób jest zaburzonych, leczą swoje kompleksy i w ten sposób zdobywają nad kimś władze. Nawet jeżeli będzie ona trwać przez 30 minut w łóżku – to oni są wtedy szefami. Gorzej, jeżeli potem niektórym zaczyna odpierdalać i robi się naprawdę niebezpiecznie.

Czym w takim razie charakteryzuje się grupa, która przyjmuje ból?
Wspomnianą przeze mnie na początku dwubiegunowością – gdzie obie strony godzą się na zadawanie bólu, tyle że w tym wypadku, to osoba „uległa” tak naprawdę jest tą dominującą.

Jak to?
Chodzi np. o słowo klucz, które przerywa całą zabawę – to osoba uległa określa jej zakres, a cały ból jest zadawany na jej wyraźne życzenie.

Czy łatwiej nawiązać relacje BDSM z kimś zupełnie nowym, czy z osobą, którą już się zna?
Nie ma na to zasady, bo bardzo często się zdarza, że w łóżku ktoś jest zupełnie innym człowiekiem niż w codziennym życiu – możesz znać człowieka przez 15 lat i kompletnie nie wiedzieć, jak się zachowa w sytuacji intymnej. Nieraz się zdarza, że ci najbardziej ulegli faceci normalnie są „wielkimi harleyowcami”, a dostawanie po dupie jest dla nich odskocznią. To samo tyczy się przysłowiowej pani prezes, która szmaci wszystkich w pracy, a w domu chce być bita i poniewierana. Dla niektórych kobiet coś takiego jest też swoistym wentylem bezpieczeństwa, jeżeli kiedyś miały np. problem z samookaleczeniem – teraz, zamiast się ciąć, dostają kontrolowany wpierdol i tak spuszczają z siebie ciśnienie. To ich zamiennik, by nie wyrządzić sobie prawdziwej krzywdy.

Czy BDSM musi się wiązać z seksem?
Właśnie bardzo często to się z nim nie łączy, a pojawia się jedynie seksualny charakter relacji. Chociaż sesja BDSM jest podniecająca, wcale nie musi kończyć się współżyciem.

Powiedziałeś o zależności pomiędzy osobami uległymi i dominującymi, a gdzie w tym wszystkim plasuje się „publiczność”? Dlaczego podczas sesji BDSM ludzi jara oglądanie przemocy i bólu?
Myślę, że często są to osoby, które chciałyby wziąć w tym udział, ale się wstydzą lub się boją. Warto też zwrócić uwagę na oddziaływające na nas społeczno-kulturowe uwarunkowania, gdzie osoba, która zadaje ból jest postrzegana jako sadysta, popapraniec, socjopata, ktoś popierdolony. Natomiast kiedy ogląda się taki pokaz z pozycji widowni, można sobie powiedzieć: „jestem ok, nie pojebało mnie, bo przecież ja tego nie robię”. To jest trochę jak z oglądaniem horrorów…

To znaczy?
Oglądasz je, żeby poczuć dreszczyk emocji – gdzie siedząc w fotelu w swoim pokoju patrzysz, jak typ rozcina ludzi piłą mechaniczną. Ty nic nie ryzykujesz, tobie nic nie grozi, ale adrenalina jest i może nawet trochę się boisz. Podobnie jest z pokazami w klubach – tyle że tutaj wstajesz z tego fotela i płacisz kasę, by oglądać, jak ktoś kogoś napierdala.

Zdjęcie Aleksander Ikaniewicz

Od jak dawna siedzisz w polskim półświatku BDSM?

Od pierwszych imprez w Warszawie i pierwszych czatów na IRC – czyli to będzie druga połowa lat 90. Na dobre zaczęło się wraz z popularyzacją internetu. Najpierw były domówki, gdzie ludzie się zgadywali na forach i przychodzili na prywatne pokazy. Pierwsze występy w klubach rodziły się w bólach – ciężko było je wynająć na takie przedstawienie. Teraz się to rozwija, bo i więcej ludzi interesuje się tematem. Mam wrażenie, że Polacy zaczynają się tym mniej wstydzić.

Dowiedziałem się, że masz status BHP-owca w środowisku BDSM, jak do tego doszło?
Rzeczywiście, można powiedzieć, że organizuje „szkolenia BHP dla zboczeńców” [śmiech]. Razem z moim kolegą postanowiliśmy się tym zająć, kiedy jedna osoba ze środowiska udusiła się podczas masturbacji – miała taki fetysz, żeby się podduszać w trakcie.

Dlatego uczymy osoby początkujące, co robić, by nie zrobić sobie krzywdy. Ludzie oglądają coś w internecie i potem chcą to naśladować, a to często błąd, bo np. w filmie porno, na którym się wzorują, nikt nie pokaże kulis kręcenia lub przygotowań do sceny. Safety first.

Czego można spodziewać się podczas żywego pokazu?
Każda impreza ma swój program, więc można sprawdzić, kto będzie występował i co się będzie działo. Wiadomo jednak, że często będzie ból, będzie przemoc i sztuczna krew – całe wiadro sztucznej krwi. Tyle że to wszystko gra, występ – wszyscy o tym wiemy.

To wymaga od występujących umiejętności aktorskich?
Tak, zwłaszcza od lasek, które lubią dostawać po dupie, a na scenie udają, że tego nie chcą i cierpią. To jest największa sztuka aktorska [śmiech]. To, co jednak daje się zauważyć, to że polskie środowisko BDSM jest nadal dość pruderyjne.

Jak to?
Jeżeli na scenie będzie pokaz prawdziwego seksu, to każdy się zawstydzi. W Niemczech lub Rosji dzieją się znacznie większe hardkory niż u nas.

Możesz śledzić autora tekstu na jego profilu na Facebooku