Nie trzeba wglądu w socjologiczne statystyki, by zauważyć, że dzisiejsze czasy niespecjalnie służą zakładaniu związków. Nie twierdzę, że to niemożliwe, ale singli jakby przybywa, zamiast ubywać. Powodów jest wiele, chociaż coraz częściej winą obarcza się charakter dzisiejszego stylu życia, który definiuje się przez ciągły pośpiech. Można wręcz odnieść wrażenie, że odzwyczailiśmy się od czekania i wszystko chcemy tu i teraz, jak na zamówienie – szybki Internet, szybki samochód, szybkie przejście do rzeczy. Tak lub nie, bo ja nie mam czasu. Natomiast gdy dochodzi do tego jeszcze praca, dyktująca w naszym życiu pierwszeństwo deadline’om i asap-om, niejednokrotnie wpisujemy samotność w nasz codzienny grafik, tak zwyczajnie i świadomie. Do kompletu można dodać już tylko nieudane związki, które także na długi czas potrafią zrazić do angażowania się w cokolwiek z kimkolwiek.
Videos by VICE
To wszystko prowadzi do konkluzji, że chociaż niekończący się taniec godowy trwa dalej, to jego „taneczne kroki” uległy jakby zmianie. Chociaż za ten stan rzeczy odpowiedzialność ponosimy wszyscy, ciekawi mnie, jak wiele z tego powinniśmy wziąć na klatę my, faceci? Czy pomimo naszego adorowania wybranek, odchodzimy z kwitkiem bo nie byliśmy „tym jedynym”, czy może nasza percepcja podrywu także uległa zmianie, niekoniecznie na lepsze?
Postanowiłem spytać kilka atrakcyjnych singielek, w jaki sposób faceci próbują zdobywać ich względy i czy właśnie przez te techniki dziewczyny cały czas wolą pozostawać same. Ku mojemu zdziwieniu, już pierwsza z kobiet, Natalia (30 lat) przedstawiła dość kuriozalną sytuację z czasu, gdy mieszkała jeszcze w Hiszpanii:
„Siedziałam przy stoliku razem z koleżanką w klubie, gdy do środka weszło trzech miejscowych elegantów. Każdy dobrze zbudowany, z opalonym ciałem i żelowym zaczesem. Rozejrzeli się po miejscu i zaczęli kolejno podchodzić do stolików, przy których siedziały inne dziewczyny. Zostawiali im małe karteczki. Jedna trafiła też do nas. Okazało się, że to były ich wizytówki z numerami telefonów, na wypadek gdyby któryś się spodobał. Żaden nie powiedział słowa, rozdali co mieli i po chwili wyszli. To dopiero uproszczenie sprawy, nie sądzisz?”.
Rzeczywiście, „speed dating” to przy tym mozolne, fragmentaryczne poznawanie partnera. Tylko jak patent Hiszpanów przełożyć na polską szkołę podrywu? Zdaniem Marysi (33 lata), graficzki z Warszawy, łatwo znaleźć tu analogie do naszego podwórka:
„Nie mówię, że tak jest ze wszystkimi, ale spora część facetów stała się bardzo wygodna i pewna siebie. Czasy kwiatków, stania pod oknem i wyczekiwania swej ukochanej dla niektórych chyba już minęły. Teraz tacy mężczyźni wchodzą do klubu jak do sklepu z kobietami, wybierając te, które akurat przypadną im do gustu. Inna kwestia, że część dziewczyn się na to godzi. Obłapiają takiego kolesia jak jakieś harpie, a ty patrzysz na to i aż ci się odechciewa jakiejkolwiek interakcji”.
Obłapiony jak przez harpie – myślę sobie – ciekawe jakie to uczucie. Jednak na temat tej smutnej konstatacji, Monika (26 lat) ma swoje własne zdanie, tyle, że ona porównuje niektórych ze swoich absztyfikantów do… autobusów:
„Wyrobiłam sobie już zdanie na temat co poniektórych amantów, których nazywam autobusami. Zaczyna się typowo, jest piątek, alkohol i jakaś gadka przy barze. Bardzo szybko potrafię wyczuć, do którego z nich pasuje to miano. Autobus to taki typ faceta, który chętnie zatrzyma się na twoim przystanku, odwiezie cię do domu i tak szybko zniknie, jak przyjechał”.
Moja następna rozmówczyni, Ana (24 lata) jest modelką i wbrew pozorom, zagadywanie jej przy barze nie dzieje się aż tak często, ale jeżeli już do tego dochodzi, schemat wydaje się powtarzać:
„Klasycznie zaczyna się od postawienia drinka, potem przez pierwsze kilkanaście minut jestem dla niego najfajniejsza na świecie, taka ciekawa i mądra i mam tyle do powiedzenia. Patrzą na mnie jak na łatwy kąsek. Natomiast, gdy okazuje się, że nie wzbudzają mojego zainteresowania, moja inteligencja i pewność siebie przeradza się w ich oczach w arogancje. Niesamowicie ogląda się reakcję mężczyzn, gdy widzą, że nasza rozmowa nie zmierza w zakładanym przez nich kierunku. Najpierw zastanawiają się co jest nie tak, by przejść do stwierdzenia, że to ze mną jest coś nie tak. Zabawne. Współczesna kultura podrywu sprowadza się do szukania okazji, co jest słabe. Najciekawsi mężczyźni zazwyczaj nie mają odwagi zagadać, a najwięksi debile mają jej za dużo. Tyle, że niektóre dziewczyny nie są lepsze, bo manipulują facetami. Często robią wszystko, by przykuwać ich uwagę, a potem narzekają, że któryś zawiesił na nich oko”.
Bądźmy razem. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska
Zerknąłem wstecz. Ze wszystkich zebranych wypowiedzi, wyklarował mi się obraz facetów zniecierpliwionych już samym procesem zawierania nowych znajomości, chcących jak najszybciej osiągnąć swój cel – czymkolwiek by on nie był. Oczywiście o nietrafionych sposobach podrywu słyszałem znacznie więcej, ale przecież na każdą z naszych „przypałowych” technik, pewnie zaraz jakiś śmiałek znalazłby uzasadniony przykład jej zastosowania – „Bo to dżungla dzieciak i każdy radzi sobie jak umie”. Niezależnie jednak od metod zdobywania zainteresowania u płci pięknej, żadna z moich respondentek nie upatrywała się w nich przyczyny bycia samej. Jak np. dodała Ana:
„Moj ‘status’ singielki to trochę świadomy wybór, ale nie do końca ta sytuacja mnie satysfakcjonuje. Pojawiają się opcje, z których nie korzystam, ale bywa, że później tego żałuję”.
Chociaż podawane przez dziewczyny przykłady podrywu nie były może najwyższych lotów, a niektóre stwierdziły, że chyba nie mają szczęścia do facetów, to raczej nie żadna klątwa, ani Prawo Murphy’ego, które uaktywnia się, gdy poznajemy kogoś nowego. Na świecie żyje ponad 7 miliardów ludzi, ale niektórym udaje się pozostać w tym tłumie samemu – nie dlatego, że los tak chciał, ale sami wpisujemy sobie samotność w codzienny grafik, tak zwyczajnie i świadomie.