Artykuł pierwotnie ukazał się na Tonic
We wczesnych godzinach nocnych moja sypialnia spokojnie mogłaby uchodzić za siedzibę jakiegoś początkującego, interdyscyplinarnego think tanku. Jeśli w nocy zajrzałbyś w moje okno, zobaczyłbyś, jak rysuję portret Sade, przestawiam meble, opracowuję biznesplan dla food trucka (za dnia wożącego ludzi jako Uber) albo zastanawiam się, które miejsca w sąsiedztwie należałoby zmodyfikować, gdyby Igrzyska Olimpijskie odbywałyby się w mojej dzielnicy. Oczywiście jednocześnie mam do wykonania mnóstwo znacznie pilniejszych zadań, które muszę skończyć przed wschodem słońca. I zwykle mi się to udaje.
Videos by VICE
Bez względu na to, czy winowajcą jest zwykłe zwlekanie na ostatnią chwilę, czy też naprawdę napięty grafik, uważam, że to właśnie w nocy najlepiej radzę sobie z pracą (a także mam różne zbędne twórcze epifanie).
Skłonność do bycia najbardziej produktywnym po północy nie pasuje zbytnio do naszego współczesnego cyklu snu, który obraca się wokół typowych godzin pracy, czyli 9-17. Ranne ptaszki zwykle uważa się za bardziej odpowiedzialnych ludzi i odnoszących większe sukcesy. Wielu z nas, nocnych marków, zna co najmniej jednego pyszałkowatego rannego ptaszka, który z lubością cytuje jakichś greckich filozofów lub innych mędrków mówiących o zaletach wczesnego wstawania. Jednak jestem pewna, że gdyby Arystoteles lub Mikołaj Kopernik mieli elektryczność, wyśmialiby to pitolenie o „kto rano wstaje…” i wykorzystaliby ją, żeby wieczorem móc spokojnie popracować.
Badania potwierdzają, że istnieją wyraźne różnice fizjologiczne między tymi, którzy wstają wraz z pianiem koguta a nocnymi markami. Za zachowanie tych drugich może odpowiadać opóźniony rytm dobowy, czyli nasz wewnętrzny zegar, który reguluje stałe pory budzenia się, jedzenia, spania itp. Robi to między innymi poprzez produkcję melatoniny, zmianę temperatury ciała i pojawienie się senności. „Melatonina to hormon snu, który nie jest produkowany, kiedy osoba przebywa na słońcu lub w jasnym pomieszczeniu” – wyjaśnia Daniel Kripke, emerytowany profesor psychiatrii na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego. „Melatonina wywołuje na senność, podczas gdy temperatura ciała zwykle spada tuż po zaśnięciu i zaczyna rosnąć mniej więcej na dwie godziny przed przebudzeniem”.
Można więc powiedzieć, że te mechanizmy „odgrywają rolę »posłańców«, którzy przekazują informacje do innych części mózgu i ciała, tym samym pomagając utrzymać równowagę w organizmie” – mówi Brant Hasler, adiunkt psychiatrii w Akademii Medycznej Uniwersytetu w Pittsburghu. „Wzrost poziomu melatoniny i spadek temperatury ciała ściśle wiążą się ze skłonnością do zasypiania pod koniec dnia”. Oznacza to, że „sowy”, mimo iż uważa się je za leniwe i nieproduktywne, są po prostu zdane na łaskę tego skomplikowanego procesu biologicznego – w ich wypadku opóźnionego względem rytmu „skowronków”. Podejrzewa się, że ta opóźniona faza snu jest częściowo dziedziczna, a jedno z ostatnich badań nawet wykazało, iż może być wynikiem konkretnej mutacji genetycznej. Jednak wciąż nie mamy jednoznacznych odpowiedzi.
Dla rannych ptaszków i nocnych marków. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco
Jeśli chodzi o stereotypowy obraz nocnego marka, który jest próżniaczym nastolatkiem, to warto podkreślić, że istnieje pewne biologiczne wyjaśnienie, dlaczego ludzie dopiero wraz z wiekiem zaczynają wcześniej wstawać.
Ale jak to się ma do tego, że środek nocy zwiększa moją kreatywność? Czasami wydaje mi się, że mój umysł przez cały dzień przebywa w stanie odrętwienia, tylko po to, aby grubo po zachodzie słońca obudziło go nagłe uaktywnienie się wyobraźni. Hasler mówi mi, że kora przedczołowa, część mózgu odpowiedzialna za koncentrację, zaczyna zwalniać swoją pracę pod koniec dnia, kiedy zwiększa się nasza potrzeba snu. U niektórych prowadzi to do bardziej twórczego myślenia i wzrostu kreatywność. „Przy mniejszej odgórnej kontroli kory przedczołowej i osłabionej kontroli hamującej, mózg niejako się oswabadza z myślenia schematycznego i przełącza na dywergentne, czyli rozbieżne. To pozwala łatwiej kojarzyć fakty i wpadać na nowe pomysły”. Hasler dodaje, że może to się łączyć z tym, co sugerują niektóre badania: w drugiej połowie dnia znajdujemy się w najlepszym humorze, a to czasem pozytywnie wpływa na powstawanie nowych idei.
Innym potencjalnym bodźcem odpowiedzialnym za kreatywność w późnych godzinach nocnych jest REM, końcowa faza snu, podczas której występują szybkie ruchy gałek ocznych. Moi rozmówcy mówią mi, że podczas niego mózg wchodzi w stan, który wiąże się z kreatywnością. Może dlatego do wielu znanych naukowców ich odkrycia przyszły we śnie, a sporo pisarzy i artystów prowadzi nocny tryb życia.
Oczywiście bycie nocnym markiem bywa bardzo wyczerpujące. Hasler wyjaśnia mi konsekwencje tego, że wielu z nas porzuca swój naturalny rytm dobowy w ciągu tygodnia i wraca do niego podczas weekendów. „Rezultatem tego jest zaburzenie rytmu okołodobowego, nazywane czasem »społecznym jetlagiem«. Ciągłe skakanie między tygodniowym układem dnia a weekendowym ma podobny efekt, co podróżowanie co tydzień z San Francisco do Nowego Jorku, między którymi istnieje trzygodzinna różnica czasu”.
Przykładem bardzo dobrze funkcjonującej „sowy” jest Barack Obama, który sam o sobie mówi „nocny facet”. Kiedy zasiadał w Białym Domu, późne godziny spędzał w samotności, zazwyczaj pracując, gdy w tle leciał ściszony kanał sportowy ESPN. Podobnymi pobudkami może kierować się wielu z nas, nawet jeżeli nie prowadzimy tak intensywnego i męczącego trybu życia jak prezydent USA. Niezależnie od tego, czy chodzi o zatłoczone mieszkanie, czy miejski hałas, sama aktywność innych ludzi może nas rozpraszać. Niekiedy wcale nie możemy się skupić, o ile wszyscy wokół nas nie pójdą spać.
Podobnie uważa Mictian Carax, studentka Brooklyn College: „Wolę pisać w nocy, ponieważ preferuję samotność, a w Nowym Jorku trudno być samemu, o ile świat wokół mnie nie zamiera”. Bez względu na to, jak niewygodne to bywa, dla niektórych osób klarowność umysłu bezpośrednio łączy się ze spokojem nocy. Walczenie z tym stanowi pojedynek ze sposobem, w jaki funkcjonuje nasz mózg, więc może warto z tego zrezygnować. Irytujące skowronki zawsze będą istnieć, ale my, spokojnie sobie śpiąc, przynajmniej nie będziemy musieli się z nimi użerać.
Więcej na VICE: