Dzień po zagładzie: co robią głosiciele apokalipsy, kiedy świat wcale się nie kończy

Nieżyjący głosiciel dnia sądu, Harold Camping (Zdjęcie: copyright 2012 Universal Life Church Ministry)

Powinniśmy uważać się za szczęśliwców. Tylko w tym stuleciu przeżyliśmy już przynajmniej 20 domniemanych końców świata — ostatnim razem uniknęliśmy zagłady ponad dwa miesiące temu. Siódmego października świat miał stanąć w płomieniach, jego mieszkańcy spłonąć na popiół, a szczęśliwi ocaleńcy mieli otrzymać od Boga bilet do raju.

To wesołe ogłoszenie społeczne wygłosił Chris McCann, przewodniczący filadelfijskiego ugrupowania religijnego eBible Fellowship, w swojej rozmowie z The Guardian: „Z tego, co mówi Biblia, wynika, że siódmy października będzie dniem, o którym mówił Bóg: dniem, w którym świat ulegnie zagładzie”.

Videos by VICE

Dość powiedzieć, że siódmy października był już dawno temu, a świat wcale nie stanął w płomieniach. Tak samo, jak nie pojawili się upiorni jeźdźcy, którzy mieliby wyssać ludzkie dusze i wrzucić je do piekła. Zamiast tych atrakcji, siódmego października poznaliśmy zwyciężczynię tegorocznego Great British Bake Off, organizowanego przez BBC.

Te nieudane zapowiedzi apokalipsy, są dla większości z nas doskonałym materiałem do żartów na twitterze, tworząc znany schemat — tysiąc osób udostępnia ten sam dowcip, aby kolejnego dnia go zapomnieć i wrócić do swoich spraw. Jednak tym, którzy uwierzyli, że naprawdę żegnają się ze swoją rodziną po raz ostatni, musi być ciężko pogodzić się z faktem, że znowu odebrano im szanse na przekroczenie bram niebios. Ale co tak naprawdę się z nimi dzieje? Jak udaje im się utrzymać wiarę w świetle niespełnionych obietnic i publicznych porażek?

Dzień sądu, jak każda dobra impreza, wymaga starannych przygotowań. Po pierwsze: należy rozesłać zaproszenia. Przykładem może być kaznodzieja End Times, Harold Camping, który w 2011 roku użył swojej rozgłośni radiowej — Family Radio — do głoszenia nowiny o planowanym na 21 maja 2011 roku końcu świata. Camping musiał później skorygować tę datę i przenieść całe wydarzenie na 21 października, jako że ognie piekielne nie zostały w końcu zesłane na ziemię, i sen o majowej apokalipsie nigdy się nie ziścił.

Jeżeli trafi się na dobrego kaznodzieję, to można nawet załapać się na oficjalną próbę przed sądem ostatecznym. David Berg, założyciel ruchu Dzieci Boga (który to ruch, po serii międzynarodowych afer oraz oskarżeń o pedofilię, został przechrzczony na „Rodzinę”), postanowił trzymać rękę na pulsie w kwestii przygotowania swoich wyznawców na różne, przewidziane przez niego scenariusze apokalipsy.

Zobacz, jak FALLOUT 4 POKAZUJE, ŻE ŚWIAT PO ZAGŁADZIE TO NADAL PIĘKNE MIEJSCE

Flor Edwards jako dziecko, z czasów, kiedy była częścią Dzieci Boga.

Flor Edwards dorastała w środowisku Dzieci Boga w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Niedługo po chybionej przepowiedni McCanna napisałem do niej maila, prosząc, by podzieliła się swoimi wspomnieniami z życia przed i po porażce swojego kaznodziei. Flor opowiadała mi, jak mężczyźni z obozu, w którym mieszkała, mieli w zwyczaju bez zapowiedzi szturmować jej dormitorium w ramach przygotowań do dnia sądu.

„Apokalipsa miała być poprzedzona Wielką Udręką lub »Ostatnimi Dniami«. Myślę, że mężczyźni, którzy wchodzili do naszego dormitorium, byli częścią armii Antychrysta” powiedziała, wyjaśniając, że mężczyźni wbiegający do jej pokoju z pistoletami i pałkami, naśladowali to domniemane ugrupowanie militarne.

Zgadywałem, że perspektywa własnej śmierci, towarzysząca jej od dzieciństwa, musiała być przerażająca. „Oczywiście, że była przerażająca. Myśleliśmy, że zostaniemy zbawieni, ale żeby to osiągnąć, musieliśmy przekroczyć próg śmierci — możliwe, że nawet jako męczennicy. Zanim nastał czas najwyższy [1993 rok miał przynieść rzekomą apokalipsę], byłam już zwykłą, amerykańską prawie-nastolatką. Nie bałam się już więcej śmierci”.

Oczywiście, pewne nieprzyjemności są nieuchronne w świetle fałszywych proroctw. Po pierwsze, trzeba zdać sobie sprawę z ignorowanej dotychczas oczywistości — Bóg jest istotą nieomylną, więc wszystkie chybione przewidywania dotyczące apokalipsy wynikają z ludzkiego, a nie boskiego, błędu. (Księga Powtórzonego Prawa 18:21-22: „Jeśli pomyślisz w swym sercu: »A w jaki sposób poznam słowo, którego Pan nie mówił?« – gdy prorok przepowie coś w imieniu Pana, a słowo jego będzie bez skutku i nie spełni się, znaczy to, że tego Pan do niego nie mówił, lecz w swej pysze powiedział to sam prorok. Nie będziesz się go obawiał”).

To, co dla ciebie lub dla mnie może brzmieć jak zwykła zmyłka i wykręcanie się od odpowiedzialności, dla kaznodziei jest niczym więcej, jak przyznaniem się do niezamierzonego błędu. Po takiej porażce prorok udaje się z powrotem do Biblii po kolejne wskazówki, które naprowadzą go na trop kolejnego sądu ostatecznego. Jednakże wielu z nich — chociażby Mateusz Ewangelista, który otwiera Nowy Testament — mówi, że próba ustalenia terminu apokalipsy jest z błędem. (Mt 24:36-44: „Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec”).

Po wyjaśnieniu pomyłki przychodzi czas na minimalizowanie strat. Przyznawanie się do popełnionego błędu może skutkować kryzysem wiary u współwyznawców, więc większość głosicieli końca świata w takich wypadkach po prostu zmienia zdanie, i przesuwa termin apokalipsy — oczywiście podtrzymując mętną otoczkę, która towarzyszy tym rewelacjom. Flor powiedziała mi, że po tym, jak 1993 rok minął bez nawet jednego przypadku sądu ostatecznego, David Berg zaczął dystrybuować wśród Dzieci Boga tajemnicze listy, zatytułowane „To Może Nadejść w Tym Roku”.

Czy to znamionowało początek rozpadu sekty? Poprosiłem Flor o jej opinie: „Zdecydowanie to właśnie ten czas był początkiem końca naszej grupy. Pomiędzy Dziećmi Boga dało się odczuć aurę upokorzenia, wynikającego z niespełnionych przepowiedni naszego proroka. Dla większości z nas to była kropla, która przelała czarę goryczy”.

W obliczu takich wydarzeń, niektórzy — jak Flor i jej rodzina — zdecydowali się opuścić sektę. Po 1993 roku rodzina Flor wyprowadziła się do Tajlandii. Berg nalegał, aby zostali w USA i pomogli mu w dziele ewangelizacji, jednak Edwardsowie byli już znużeni jego mglistymi przepowiedniami i obietnicami. Jak powiedziała Flor: „Musisz zrozumieć, że ojciec David nie zasypywał nas tymi pomysłami od samego początku. Dzieci Boga powstały jako niewinny ruch parahipisowski, budowany przez młodych ludzi chcących sprawić, aby świat stał się lepszym miejscem”.

Z drugiej strony, na każdego opuszczającego sektę przypada trzech, którzy zostają. Jeżeli ktoś naprawdę wierzy, to ciężko jest mu tę wiarę stracić. Wielu wyznawców wierzy za Abrahamem, że Bóg testuje ich oddanie, więc każdą porażkę wykorzystują jako okazję do udowodnienia swojego oddania. I tak to się toczy: prowadzą swoją kampanię, nawracają kolejnych ludzi i modlą się gorliwiej, niż kiedykolwiek wcześniej. A data kolejnego dnia sądu i tak się znajdzie, bo dla sekt nie ma silniejszego spoiwa niż wspólne oczekiwanie na nieuchronny koniec. Ten promyk nadziei na nadchodzące zbawienie pozwala kaznodziejom na kontynuowanie ich dzieła, bez wywierania zbyt dużej presji na swoich wyznawców.

Wystarczy spojrzeć na Campinga: udało mu się przewidzieć sześć chybionych końców świata i mimo to nie został okrzyknięty oszustem. Co więcej — jego Family Radio nadal żyje i ma się dobrze, nawet po jego śmierci.

Chris McCann jest również jednym z wyznawców Campinga. Prowadzone przez niego eBible Fellowship — które według samego McCanna powinno być postrzegane jako internetowa społeczność, a nie prawdziwy kościół (mimo organizowania miesięcznych zjazdów) – również nie uszczuplało pomimo październikowej klęski.

eBible Fellowship odmówiło rozmowy ze mną podczas pisania tego artykułu, ale gdy zapytałem ich, co robią, gdy świat nie przestaje istnieć, odesłali mi następującą odpowiedź: „Obawiamy się, że nasze ugrupowanie nie jest na tyle interesujące, byś pisał o nim w artykule. W takich wypadkach po prostu wracamy do studiowania Słowa Bożego, Biblii, to wszystko”.

Wiktor Michajłowicz, „Jeźdźcy Apokalipsy”,1878 r. (zdjęcie: Wikipedia)

Jednak na ich stronie, możemy przeczytać taki komunikat: „W eBible Fellowship popełniliśmy błąd, określając dokładną datę końca świata, ale w jednym się nie pomyliliśmy — pewnego dnia ten koniec nadejdzie… Świat traktuje naszą pomyłkę jak zwycięstwo i pogrąża się w świętowaniu, tak jakby jego koniec miał nigdy nie nastać. Ale my wiemy, że wybiła jego ostatnia godzina… Pozostaje jedynie pytanie, kiedy i ona się skończy”.

Na tę chwilę, przepowiednie końca świata mają perfekcyjną nieskuteczność na poziomie 100%. Jednak jak powiedział mi Lorenzo DiTomasso, profesor religii na Uniwersytecie Concordia, postrzeganie końca świata w taki sposób, w jaki robią to jego głosiciele, jest bardzo uproszczone. „Jak większość naszych głębokich przekonań, nasze wierzenia religijne są odbiciem naszych systemów wartości. Na ogół ludzie nie zmieniają swoich przekonań co sezon”.

Religia i jej związki z ludźmi są z reguły naprawdę skomplikowane, i zawsze znajduje się w nich miejsce dla proroków ustalających kolejne daty apokalipsy. Pomimo tego, że niezwykle łatwo jest natrząsać się z ich wyznawców — zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość faktów, jakie przemawiają przeciwko ich wierze — to niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie uwierzył w podobny przekręt. Sam wydałem kiedyś 18£ na pakiet plakatów akcji Kony 2012 wierząc, że to w jakiś sposób wpłynie na etyczne wybory ugandyjskich watażków. Z dzisiejszej perspektywy jest to mocno upokarzające, ale cóż — przeżyłem.

I wszystko wskazuje na to, że wbrew przewidywaniom kaznodziei, ich wyznawcy również przeżyją.

Pascale Day jest też na twitterze