Ranking warszawskich schabowych

Jeśli w Familiadzie pojawi się pytanie o typowe danie kuchni polskiej, to jest tylko jedna odpowiedź – kotlet schabowy. Żadne pierogi, bigosy, zupy pomidorowe nie mają w sobie takiej godności i wyrazistości, nie przemawiają do tak szerokiej grupy odbiorców i nie charakteryzują się tak skanonizowaną formą podania, jak kawałek rozbitej wieprzowiny, obtoczony w panierce z bułki tartej, smażony na tłuszczu, serwowany z ziemniakami z surówką.

Od czasu stołowania się w przedszkolu jestem wielką fanką tej potrawy, ale gdy już dorosłam, wyprowadziłam się domu i nie wpadam co weekend do babci na obiad, męczy mnie pytanie, jak kultywować tradycję, gdzie udać się na ten najlepszy i najprawdziwszy schabowy? Postanowiłam sprawdzić warszawskie miejscówki, wybrałam te z klimatem i jakąś tradycją. Przyjęłam tezę, że schabowy to jednak proste danie klasy pracującej i zamawianie go w eleganckiej restauracji z muzyką na żywo jest nieporozumieniem, dlatego wszystkie opisane kotlety kosztowały poniżej 30 złotych.

Videos by VICE

Parana


Parana
, 16 zł

Wycieczka do Parany to podróż w czasie i przestrzeni. Stojący papierosowy dym, ławy z grubych bali, zakurzone rośliny i sztućce wywołujące déja vu. Średnia wieku gości i obsługi oscyluje tu wokół 50-tki. Stali bywalcy zamawiają piwo, które sączą samotnie, wpatrując się w przestrzeń. Wszyscy milczą, a ciszę wypełniają radiowe hity.

Pani z kuchni musiała w swoim życiu zrobić tysiące schabowych, bo ten, który wjechał na owalnym półmisku, był na tyle gruby, żeby smak mięsa był wyczuwalny i na tyle cienki, żeby zachować resztki delikatności. Młoda zasmażana kapusta ze skwarkami przypominała mi jedzenie z wczasów, tylko kartofle w wersji retro okazały się dziś nie do przyjęcia, zbyt rozgotowane i niesłone.

Werdykt: Całe danie jest równie szczere i tradycyjne jak to miejsce.

Bierhalle


Bierhalle
, 29,99 zł

Nie mam nic przeciw sieciówkom, dopóki ich sieciowość nie staje się nadrzędna i nie zmienia knajpy w taśmę produkcyjną wydającą tekturowe dania opakowane marketingiem.
Bierhalle stylizowana na niemiecki gasthaus niestety jest takim miejscem i choć otwierając menu, można dostać mięsnego oczopląsu – żeberka, golonka, kiełbasa, stek, sznycel – to nie łudźmy się, to nie będzie uczta.

Tym razem zrobiłam test etniczny, zamówiłam kotlet schabowy i sznycel, który w poniedziałkowej promocji miał kosztować jedyne 14,90. Chciałam porównać topos kuchni polskiej z jej austriackim odpowiednikiem i bardzo się zdziwiłam, gdy okazało się, że różnica praktycznie nie istnieje. Kotlety wielkości Euro-Azji, które pojawiły się na stole tuż po złożeniu zamówienia (acha, to już powinno dać do myślenia) były równie neutralne w smaku, jak i temperaturze. Udało mi się je zidentyfikować właściwie tylko po dodatkach. Sznyclowi towarzyszyła cytryna i bardzo ryzykowana dla wątroby sałatka kartoflana, a schabowemu pieczone ziemniaki i plastry pomidorów z cebulą, dwie pozycje równie mdłe.

Werdykt: Szkoda kasy i czasu.

Między Nami


Między Nami
, 29 zł

Dawno, dawno temu, w latach 90. Między Nami było mekką branży kreatywnej. Magdalena Cielecka w jednym wywiadów wspominała, że bała się wejść do środka, bo przeczytała na drzwiach: „wstęp tylko z kartą klubową”. Oczywiście żadnej kary nie było, chodziło o odstraszenie przypadkowych gości. Tak do lokalu przypięto łatkę „pretensjonalnej warszawki”, ale to duże nieporozumienie. Wystarczy zajrzeć w menu. Obok zdrowych dań z kaszą jaglaną i jarmużem, pieczonych warzyw, humusu i wyboru win jest miejsce na nieaspirujący, nieliczący kalorii i jednostek cholesterolu kotlet schabowy. I to bez żadnych trików, unowocześnień i liftingu.


Bądź z nami na bieżąco. Polub nasz fanpage VICE Polska


To jest najbardziej klasyczny i soczysty schaboszczak, jaki jadałam od dawna. Stosunkowo gruby, delikatnie doprawiony ze świetną mizerią, której tradycyjna receptura uwzględnia szczyptę białego cukru. Tu naprawdę nie potrzeba nic więcej.

Werdykt: Klasa!

Lokal Vegan Bistro


Lokal Vegan Bistro
, 18 zł

„Schabowy wiosenny” to stała pozycja menu, w którym znajdziecie też burgera, skrzydełka, gulasz i hot doga — wszystko w wersji vege. Po co ta prowokacja? Może, żeby odczarować brunatne strączkowe paćki, które deprecjonują umiejętności kulinarne wegańskich kucharzy. Pomysł sprawdza się już od kilku lat, bo na obiady ściągają tu zarówno ortodoksi kuchni roślinnej, jak i mięsożercy znudzeni repertuarem pobliskiego baru mlecznego.

Kotlet pachniał i wygląda dokładnie tak, jak powinien – spory, podrumieniony, pierwszorzędnie chrupiący. Podobieństwo skończyło się, gdy przegryzłam warstwę panierki, w środku odkryłam sojowy klasyk, ale to nie było rozczarowanie, całość naprawdę dobrze smakowała i nie była tak ciężka, jak oryginał. Warzywa zostały potraktowane z troską – młode ziemniaki z wody były idealnie ugotowane a świeże ogórki i rzodkiewka przełamywały słodkawą monotonię.

Werdykt: Schabowy 2.0


Przeczytaj też: