Fisz: „Gdyby nie muzyka i moja rodzina, podejrzewam, że zapadłbym w jakąś straszną depresję”

Fisz

„To młody Waglewski, robi rap” – powiedział mi znajomy o Polepionych dźwiękach Fisza, czyli Bartka Waglewskiego, w któreś ciepłe popołudnie leniwego lata. To było prawie 20 lat temu. Przez ten czas Bartek nagrywał kolejne płyty z Piotrkiem, swoim młodszym bratem znanym też jako EMADE, to nierozłączny duet tego Tworzywa. Teraz spotykamy się przy okazji ich najnowszego dzieła pt. Radar, by porozmawiać o trudnych początkach, nowej szkole rapu i tym, dlaczego w domu u Bartka nie można słuchać muzyki Fisza.

VICE: Co było najtrudniejszą rzeczą podczas nagrywania twojej pierwszej płyty?
Bartek „Fisz” Waglewski: Walka z materią pt. komputer. Mieliśmy prostego peceta, który nie był najnowszy i bardzo źle sobie radził z plikami muzycznymi. Teraz to jest nie do pomyślenia, ale wtedy, zanim gotowy utwór został wypluty, to po drodze wszystko się wieszało, zawieszało i traciliśmy na to mnóstwo czasu. Był problem z dyskiem, który raz spłonął. Wszystko odbywało się w jednym małym pokoju, obstawionym sprzętem. Myślę, że kilka numerów z Polepionych dźwięków brzmiałoby zupełnie inaczej, gdyby pewne rzeczy nie zniknęły w tych układach scalonych. Jednak oprócz walki był też entuzjazm i udało się to przetrwać.

Videos by VICE

W takim razie, co okazało się najtrudniejszą częścią przy tworzeniu twojej ostatniej płyty Radar?
Walka z czasem, by skończyć ją w terminie, by znaleźć odpowiednie, stare instrumenty klawiszowe – a to wszystko w momencie, gdy bardzo intensywnie koncertowaliśmy. Dodatkowo jestem nieodporny na zmiany pogodowe i w chwili, gdy świeciło słońce, zupełnie inaczej patrzyłem na tę płytę, niż gdy zaczęła się jesień. Zawsze jestem najbardziej kreatywny, gdy jest ciepło, moje zmysły zasypiają w zimę, a rzeczy, które powstały latem zaczynają mnie irytować. Gdyby nie muzyka i moja rodzina, podejrzewam, że zapadłbym w jakąś straszną depresję. Mam do tego tendencję i walczę z tym na scenie i robiąc płyty.

Zamieniłeś rap na śpiew, zmieniły się kompozycje utworów – czy jest to konsekwencja tego, że rzeczy i emocje, którymi chcesz się podzielić, nie mieszczą się już w konwencji charakterystycznej dla rapu?
Tak, zdałem sobie z tego sprawę już przy Mamucie, a teraz Radar o tym opowiada – forma rapu jest muzyką dynamicznie reagującą na otaczające ją zmiany, na modę oraz na to, jak się zmienia język; jest „tu i teraz”, a ja teraz spędzam czas trochę inaczej, nurtują mnie inne rzeczy i łapię się na tym, że nie rozumiem języka młodych ludzi. Oczywiście to normalne, że nie chcemy być tacy, jak nasi rodzice. Gdybym teraz chciał nagrać album hip-hopowy, pewnie byłby on bardzo elitarny, dla wąskiego grona ludzi w moim wieku, Abstrakcyjny nieco eksperymentujący hip-hop nie jest atrakcyjny dzisiaj dla młodych fanów trapu. Nie potrafię robić trapu ani założyć na siebie ubrań zarezerwowanych dla młodszego pokolenia – to by było oszustwo. Radar to odpowiedź na temat naszego stanu ducha, kiedy jesteśmy prawie 20 lat na scenie.

Fisz

Co myślisz o nowej szkole rapu i czy chciałbyś wejść we współpracę z którymś z jej przedstawicieli?
To, co mnie fascynuje, to że nowy rap ma wręcz popowy potencjał. Podobają mi się w nim brzmienia i dominujący eklektyzm – rap nie jest już zjawiskiem bardzo hermetycznym. A jeśli pytasz o współpracę, to z tym jest trochę trudniej, bo razem z Piotrkiem traktujemy swoją muzykę bardzo autorsko. Przekonałem się też już wcześniej, pracując z innymi artystami, że jednak nie ma, jak u siebie w domu. Jeszcze inna kwestia to, że nasz rap, który kiedyś uprawialiśmy i często był nazywany dość abstrakcyjnym, niespecjalnie pasowałby do tego, co teraz kieruje tym rozchwianym okrętem.

Z jednego z twoich niedawnych wywiadów dowiedziałem się, że teraz wstydzisz się części swojej wcześniejszej twórczości, np. nie lubisz płyty Na wylot. Co się w tobie zmieniło?
Nie lubię płyty Na wylot, bo wiem, co się działo wokół niej – mieliśmy problemy z jej nagraniem, to nas przerosło, pierwszy raz weszliśmy do studia i w pewnym momencie Piotrek stracił panowanie. Teraz pamiętam wszystkie te drgania, to rozchwianie, słyszę je na płycie. Chociaż przy okazji Numer 1, przygotowując się do trasy, odświeżaliśmy stare rzeczy i wciąż jest tam dużo kawałków, z którymi nie mam problemu – okazały się ponadczasowe. Natomiast cieszę się z tego miejsca, w którym dzisiaj jestem i nie zamieniłbym się z tamtym okresem. To trochę, jak z przeglądaniem starych zdjęć, chociaż nie odświeżam sobie tych piosenek u siebie w domu, tam nie słucha się mojej muzyki. To zakazane, chociaż mój syn lubi sobie posłuchać Zwierzę bez nogi.

Fisz

Nie chcesz, by twoje dzieci poszły w twoje ślady?
To nie tak. Ja bardzo lubię się przyglądać, jak znajdują to, co je interesuje – czasem ciężko jest przeżyć życie, robiąc coś, co nie jest twoją pasją. Syn gra na bębnach, moja najmłodsza ma świetny słuch, będą robić, co będzie im sprawiać przyjemność. Uszanuję ich decyzje.

Dlaczego więc w twoim domu nie można słuchać twoich piosenek?
Można zwariować od słuchania swojego głosu. Poza tym nie chcę przynosić pracy do domu. Po pierwsze: chcę odpocząć, a po drugie: dziecku wychowującemu się w domu z tatą artystą grozi snucie się wokół cienia rodzica – jak orbitowanie wokół planet, a to one powinny być w centrum.

Śledź autora na jego profilu na Facebooku

Czytaj też na VICE: