Setup jest taki: w piątek o godzinie 11 do sprzedaży stacjonarnej trafią 33 pary butów z limitowanej edycji sygnowanej przez Kayne Westa. W poniedziałek, w nocy – czyli cztery dni wcześniej – pojawili się przed sklepem pierwsi chętni na ten zakup. Tak zaczyna się historia listy kolejkowej i miasteczka leżakowego.
„We wtorek rano byliśmy zaskoczeni, nie spodziewaliśmy się, że ktoś pojawi się na tyle dni przed premierą” – mówi pracowniczka sklepu, z którą rozmawialiśmy o tym, co dzieje się przed wejściem.
Videos by VICE
VICE: Jak to się zaczęło?
Na poczekaniu stworzyliśmy regulamin, żeby to miało jakiś ład i skład. Wzięliśmy od nich listę i stworzyliśmy własną. Czekają, przed nimi ostatnia noc.
Czy ktoś zrezygnował?
Do czwartku nie udało się wytrwać 10 osobom, na ich miejsce wskoczyli ludzie z listy rezerwowej. Mogli zapisywać się na konkretny rozmiar, jeżeli przy zakupie go nie będzie, mogą kupić inny, żeby nie wyszli stąd bez buta. A co z tym zrobią, to już ich sprawa.
Jak wyglądała rejestracja?
Każdy z dowodem podchodził i się zapisywał, teraz już po tylu sprawdzaniach wiemy już mniej więcej, kto kim jest. Żeby było sprawiedliwie nikt z listy nie może się oddalić od sklepu na więcej niż 3 do 5 metrów.
Dlaczego?
To byłoby niesprawiedliwe, że jedni siedzą 24 godziny na dobę i marzną, a inni wynajęli sobie busa, a był taki przypadek. Jest jeszcze zasada tego typu, że wiadomo – sprawy fizjologiczne też trzeba kiedyś załatwiać. Jak ktoś tam (sam oczywiście, nie w większej grupie) potrzebuje, to melduje nam o tym i idzie. No i robimy mu przerwę i ma 25 minut.
Ale cały ten hardcore, który się dzieje na zewnątrz, jest na własne życzenie, my w żaden sposób nie określiliśmy, kiedy trzeba przyjść po te buty. Wczoraj dostali od nas pizzę, zamówiliśmy dla wszystkich. Dziś folię termiczną, mówią, że się sprawdza, trzyma ciepło. Kawę herbatę grzejemy, kubki jakieś tam załatwiliśmy termiczne.
Kolejka najbardziej ceni sobie mikroklimat, „który panuje wśród przyjaznych sobie osób”. Po trzech dobach doskwiera im nuda i wiatr, ale dają radę. Rozgrzewają się wódeczką i jakimiś innymi specyfikami. Dobrze mówią o sklepie, który podarował im koce termiczne. Nie spotkaliśmy nikogo, kto potwierdził, że chce nosić buty, za którymi wszyscy stoją w kolejce. Szacują, że można będzie je sprzedać za 3-5 tysięcy złotych.