Każdy, kto wykazuje odrobinę rozsądku, jeśli chodzi o przemoc seksualną, przez ostatnich parę dni może tylko przecierać oczy ze zdumienia, o ile nie zaczął już kipieć z wściekłości. Ukazywanie przemocy na centralnym dworcu w Kolonii jako odosobnionego przypadku, jako dopustu, który spadł na „stare, dobre Niemcy”, jest dla dotkniętych tą przemocą co najmniej tak samo szkodliwe, co używanie wyrażenia, że „ktoś sam się prosił” o atak – to idea, która przedstawia przemoc seksualną i kradzież jako nieszkodliwe, trywializuje je i wybiela.
Nagle wszyscy w mediach mówią o kulturze gwałtu – to znaczy: o kulturze gwałtu gdzie indziej, w Tunezji, albo w Indiach, ponieważ, według świadków, sprawcy z sylwestrowej nocy wyglądali „arabsko” albo „północnoafrykańsko”. Chodzi o to, że ci mężczyźni nie byli biali. A niemiecki Związek Zawodowy Policjantów informuje, że jest „mało prawdopodobne” by udało im się obciążyć sprawców „indywidualnymi i konkretnymi” zarzutami. W związku z czym ciężko stwierdzić „czy sprawa ataków w Kolonii skończy się choćby jednym wyrokiem skazującym”.
Videos by VICE
Przeczytaj o sylwestrowych atakach na kobiety w Kolonii.
To, że nasze społeczeństwo i instytucje nie są w stanie chronić dotkniętych przemocą, ani wymierzać sprawiedliwość sprawcom, nie jest ani trochę zaskakujące, i wcale nie dlatego, że w Niemczech nigdy dotąd nie zaobserwowano przemocy seksualnej. Kultura gwałtu jest tu nie od dziś. Termin ten opisuje społeczeństwa, w których przemoc na tle seksualnym i gwałt są rozpowszechnione i ogólnie tolerowane.
Do napaści na tle seksualnym, a nawet gwałtów dochodzi na każdym większym wydarzeniu w tym kraju, nieważne czy chodzi o obchody karnawału, czy Oktoberfest. „Każda samotna wycieczka do toalety to jak przejście ścieżki zdrowia. Przez tych dwadzieścia parę metrów możesz być pewna, że dostaniesz trzy uściski od pijanych obcych ludzi, dwa klapsy w tyłek, ktoś zajrzy ci pod sukienkę, a ktoś celowo rozleje piwo prosto w dekolt”, pisały Karoline Beisel i Beate Wild w 2011 roku w Süddeutsche Zeitung. I dalej: „Jeśli zachowujesz się nieprzystępnie, okrzykną cię »suką« – albo gorzej”. Co roku na Oktoberfest zarejestrowanych zostaje średnio dziesięć gwałtów. Liczba niezgłoszonych spraw oceniana jest na 200.
Bycie wyzywaną od „suk”, bycie obmacaną w zatłoczonym wagonie metra, bycie śledzoną do samych drzwi, zgwałconą przez przyjaciół bądź członków rodziny, albo gdy policja nie chce wierzyć w nic z tych rzeczy – wszystko to doświadczenia, którymi dzielono się pod hashtagiem #aufschrei (niem. krzyk protestu). A jak prawicowi konserwatyści wtedy zareagowali? Według nich to raptem kilku Niemieckich facetów, którzy chcieli poflirtować, ale zostali źle zrozumiani, i niech kobiety nie histeryzują, bo to dla nich komplement. W końcu same sobie winne, nie powinny tak kokietować.
#aufschrei nie należy rozumieć jako reakcji na artykuł w Sternie pt. „Herrenwitz” (niem. męskie żarty), a tym bardziej nie jako gównoburzy, która rozpętała się przeciwko Rainerowi Brüderle. #aufschrei było zorganizowaną na poczekaniu kampanią, w ramach której kobiety opisywały swoje doświadczenia z codziennym seksizmem i przemocą na tle seksualnym. Wyzwalającą szansą dla wszystkich, by dyskutować nad tym, co zwykle jest tabu, albo wręcz normą. A jeśli nawet nie, to sposobnością dla każdego online by poznać relacje z pierwszej ręki.
Jeśli ktokolwiek dziś jeszcze uważa, że #aufschrei było jedynie atakiem na Brüderlego, to jest co najmniej niedoinformowany, i po prostu chce wepchnąć feministyczny aktywizm w histeryczną narrację o przerażonych babach palących biustonosze, którym wolno się oburzać na „jakieś pierdoły, które ktoś powiedział w barze”, ale nie na poważne przekraczanie granic. Ruch feministyczny przez cały rok podnosi krytykę przeciwko temu, że w Niemczech nie mówi się wystarczająco o seksizmie, o przemocy seksualnej, do której dochodzi każdego dnia, i przeciw temu, że chociaż mamy tak wielki, makrospołeczny problem, wciąż prawie nie mówimy o nim otwarcie, o szukaniu rozwiązań już nie wspominając.
A teraz tacy ludzie jak Jens „Kobiety łykają pigułki »dzień po« jak tik taki” Spahn, przewodniczący niemieckiego Związku Zawodowego Policjantów, Rainer Wendt, i Birgit „Weź zapnij bluzkę” Kelle na poważnie pytają czemu nie było żadnego „Aufschrei” po tym, co wydarzyło się w Kolonii?! Podczas gdy pytanie powinno brzmieć: Na co ci ludzie o tak wąskich horyzontach w ogóle patrzą? Publiczna debata jest zdominowana przez wydarzenia w Kolonii, niezliczeni ludzie wyrażają swoje współczucie dla ofiar i chcą ujrzeć, jak sprawcom wymierzona zostaje sprawiedliwość.
Wielu z nich dopiero na początku tego tygodnia dowiedziało się o tym, co i na jaką skalę się stało, ponieważ krajowe media wolno orientowały się w sytuacji. Także w dobie social media, Święta niosą ze sobą pewne spowolnienie w przepływie informacji, które również należy brać pod uwagę. Jednak wyciąganie z tego wniosku, że ludzi od lat walczący z seksizmem i przemocą seksualną nie obchodzi, co dzieje się w Kolonii i nie tylko – to perfidna insynuacja. Ale o tym państwo Spahn, Wendt i Kelle sami bardzo dobrze wiedzą.
Rzeczywistość w Niemczech
Doświadczenia, którymi dzielono się pod hashtagiem #aufschrei są zgodne z tym, co mówią statystyki o sytuacji w Niemczech. Studium Sytuacja życiowa, bezpieczeństwo i zdrowie kobiet w Niemczech, w którym 10 tys. kobiet odpowiedziało na pytania dotyczące doświadczania przemocy w 2004 roku, ukazało, że 13% kobiet w Niemczech doświadczyło form przemocy na tle seksualnym. Skandalem jest to, że tylko 8% z nich złożyło skargę na policji. Jeśli uwzględni się skargi powtórne, liczba ta spada do 5%. Oznacza to, że niewiarygodny odsetek 95% kobiet w Niemczech, które doświadczyły przemocy seksualnej, nie zgłasza tego na policję. Przestępstwa pozostają niezgłoszone i po prostu znikają.
To nie przypadek. Ofiary przestępstw seksualnych podejmują wielkie ryzyko, zgłaszając je na policję. Mogą zostać napiętnowane jako kłamcy; sprawcy nie są skazywani w 87% przypadków. Jednak media wciąż wolą rozwodzić się nad fałszywymi oskarżeniami, chociaż te są zjawiskiem marginalnym. Zależnie od statystyk i kraju, składają się na 1-9% wszystkich rozpatrywanych spraw – w Niemczech pomiędzy 3 a 5%.
Karalność przestępstw seksualnych jest tak niska, ponieważ, zgodnie z niemieckim prawem, zachowanie ofiary jest bardzo ważne przy udowadnianiu winy: ofiara musi dowieść, że stawiała opór przemocy. To kompletnie absurdalne wymaganie, które bierze się z licznych mitów na temat tego, jak przebiega akt przemocy seksualnej. Dlatego bycie w szoku i po prostu patrzenie, zwyczajna i naturalna reakcja na przemoc, prowadzi do uniewinnienia sprawcy. Wyobraź sobie, że koronnym dowodem na kradzież byłoby to, czy okradany dostatecznie się bronił. „Niestety, nie trzymałaś torebki wystarczająco mocno, sama jesteś sobie winna”. Sugestia burmistrz Kolonii Henriette Reker, by na karnawałowych imprezach utrzymywać odstęp na szerokość ramion, zmierza w tym samym kierunku.
To wymaganie, a zwłaszcza to, skąd się bierze, jest częścią kultury gwałtu – częścią zbioru wyobrażeń o tym, jak dochodzi do przemocy i gwałtu; o tym, czym jest seks i jak zachowuje się „prawdziwa” ofiara. I właśnie tego typu wymagania dają sprawcom poczucie bezpieczeństwa. Kolor skóry czy wyznanie są tu kompletnie bez znaczenia. Zobaczymy jeszcze, czy ataki seksualne, do których doszło w Kolonii, będą potraktowane w dochodzeniach tak samo skrupulatnie, jak kradzieże. Do dziś 90 kobiet wniosło skargi, jak podaje Zeit Online, a 75% z nich dotyczy wykroczeń na tle seksualnym. Dwa z nich to gwałty.
Co trzeba zrobić
Podsumowując, przemoc na tle seksualnym dotyka ludzi każdego pochodzenia społecznego, dzieje się o dowolnej porze dnia, w dowolnym miejscu, i ludziom każdej płci. Większość przypadków wciąż dotyczy kobiet. Nie chodzi tu o relatywizowanie koszmarnych wydarzeń z sylwestrowej nocy w Kolonii i w innych miejscach. Musimy mieć nadzieję, że poszkodowane otrzymają dostateczną pomoc, by poradzić sobie z traumą po doświadczeniach tamtej nocy.
Gdy mówimy o tym, co wydarzyło się tamtej nocy, musimy osadzić to w ogólnym kontekście kultury gwałtu. To oznacza m.in. krytykowanie fatalnej retoryki informowania o sprawie, używającej określeń typu „seksgangi”, „seksataki”, czy „seksmafia”. Przemoc na tle seksualnym z seksem nie ma nic wspólnego; tego typu określenia ukrywają rolę siły i władzy nad ofiarą, które zawsze towarzyszą przemocy na tle seksualnym. Do obowiązków dziennikarzy nie należy również rozpowszechnianie poglądów, które nie mają związku z faktycznym stanem rzeczy i stają się nową pożywką dla Pegidy i spółki.
Nikt nie zaprzecza temu, że ludzie imigranckiego pochodzenia, czy islamskiej wiary są również winni popełniania przestępstw seksualnych. Jednak twierdzić, że tylko oni są winni, albo nawet że ich kulturowe pochodzenie jakoś ich do tego „zaprogramowało”, zawsze będzie jedynie rasistowskim podżeganiem i nie rozwiąże naszych problemów.
W każdym razie, debata wokół #aufschrei nigdy się nie zakończyła. Teraz mamy sposobność, by znów do niej wrócić / wystawić na światło dzienne, i w końcu otwarcie rozmawiać o związku pomiędzy seksizmem a przemocą seksualną – i o tym, co, jako społeczeństwo, możemy na to poradzić. Co ważne, musimy ujrzeć te problemy jako makrospołeczne, a nie dotyczące tylko określonych grup społecznych, np. muzułmańskich mężczyzn.
Nikt nie zaprzecza temu, że ludzie imigranckiego pochodzenia, czy islamskiej wiary są również winni popełniania przestępstw seksualnych. Jednak twierdzić, że tylko oni są winni, albo nawet że ich kulturowe pochodzenie jakoś ich do tego „zaprogramowało”, umniejszając jednocześnie przestępstwa i wynajdując najprzeróżniejsze wymówki dla rodowitych, białych Niemców, zawsze będzie jedynie rasistowskim podżeganiem i nie rozwiąże naszych problemów. Muzułmanie, którzy występują w obronie równych praw powinni być dopuszczeni do głosu. Wykorzystywanie praw kobiet i feminizmu do rasistowskich celów nie może stać się rezultatem debaty o płci w Niemczech – niezależnie od tego, czy dopuszcza się tego Nowa Prawica, czy wewnętrzne kręgi feministek (do ciebie mówię, Alice Schwarzer).
Ale jak miałyby wyglądać rozwiązania? Bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy właśnie tego rodzaju integracji płciowej, którą Alternative für Deutschland (populistyczna partia prawicowa) i im podobni uwielbiają demonizować i nazywać marnowaniem pieniędzy. Wprowadzenie do studiów gender i feminizmu w naszym systemie oświaty mogłoby się do tego przyczynić. Gdy w dzisiejszych czasach przedszkolaki nadal słyszą, że dziewczynka nie powinna narzekać, gdy chłopiec ją uderzy, bo to oznacza tylko, że „lubi ją i nie wie jak inaczej to pokazać”, wyraźnie widać, jak wcześnie szkodliwe stereotypy dotyczące płci są wdrażane w życie.
Wsparcie dla pracowników ośrodków doradztwa, awaryjnych infolinii i schronisk dla ofiar przemocy domowej już dawno powinno nadejść. Ich środki finansowe są bardzo ograniczone, często pracują jako wolontariusze, nieustannie muszą usprawiedliwiać samo istnienie takich miejsc i bronić się przed oskarżeniami o androfobię i histerię. Jeśli ta historia ma przynieść cokolwiek dobrego, niech będzie to lepsze finansowe wsparcie dla ich pracy, bo pilnie go potrzebują. Należy również ułatwić dostęp do terapii dla ludzi dotkniętych przez ten typ przemocy.
Co więcej, policja powinna zostać bardziej uświadomiona, jeśli chodzi o problemy przemocy seksualnej w każdej postaci, np. ten rodzaj wykroczeń, które popełniane są na masowych imprezach, takich jak obchody karnawału czy Oktoberfest. Potrzebna jest również nowelizacja niemieckiego prawa dotyczącego napaści seksualnej i gwałtu.
Przeczytaj o artystkach z Bośni, które zmagają się z traumą zbiorowych gwałtów.
1 sierpnia 2014 roku weszła w życie Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, tzw. Konwencja Stambulska. Niemcy nie mogły jej ratyfikować z uwagi na braki w prawie dotyczące oskarżenia, a także ochrony i przyznawania odszkodowań ofiarom. Przy obecnym stanie rzeczy, gdy kobieta powie „nie” – to za mało, by oskarżyć kogoś o gwałt. Tak być nie może.
Na razie najbardziej oczywisty wniosek z debaty wokół tego, co wydarzyło się w Kolonii, jest taki, że w Niemczech istnieje problem seksizmu i problem rasizmu. Oba są głęboko zakorzenione i bynajmniej nie zostały tu „importowane”. Naszą odpowiedzialnością jako społeczeństwa jest dołożenie wszelkich starań, abyśmy nie stali się wylęgarnią dyskryminacji i przemocy. Musimy odejść od bycia kulturą „Chcesz tego!” i stać się kulturą „Czy tego chcesz?”. Zostawić daleko w tyle kulturę gwałtu i stać się taką, która sławi obopólną zgodę i szanuje granice. Dotyczy to wszystkich ludzi, bo jedna napaść seksualna to o jedną za wiele – nieważne gdzie się wydarzyła i kogo dotyczy.