​Poszedłem na kurs dla podrywaczy, by poznać techniki zdobywania kobiet

Zdjęcie powyżej: Karol Radziun, Damian Myśliwy i autor (w niezbyt korzystnym ujęciu). Fot. Paweł Starzec, kolaż: Paweł Mączewski

Nigdy nie byłem zbyt dobry w podrywaniu dziewczyn. Szkolne próby wyciągnięcia koleżanek na naleśniki po lekcjach zwykle kończyły się odpowiedzią, że muszą powtórzyć angielski, a przyjacielskie rozmowy raczej nie wychodziły poza strefę przyjacielskości. Jakoś we wczesnym liceum zorientowałem się, że jeśli będę chodził na wystawy i skandynawskie filmy albo czytał książki autorów, którzy popełnili samobójstwo, to trochę zwiększę swoje szanse (wiem, to dość płytka motywacja – ale kiedy masz 15 lat i zero samooceny, nawet taka jest dobra). Patrząc wstecz: nawet zadziałało – jednak nadal perspektywa podejścia do przypadkowej dziewczyny i rozpoczęcia rozmowy trochę mnie paraliżuje.

Videos by VICE

Mimo to, nigdy nawet nie pomyślałem, by zdecydować się na skorzystanie z „technik podrywu”. Wiecie, mówię o tych filmach, na którym pewien nieszczęśnik podchodzi do niczego nie podejrzewających lasek w centrum handlowym, próbując wyciągnąć od nich numer telefonu. Albo takich, gdzie jakiś cwaniak tłumaczy ci, jakie jest pięć tematów, na które należy rozmawiać z dziewczynami, aby je w sobie rozkochać. Książka Gra, film Podrywacz-artysta, te rzeczy. Śliskie, płytkie, cyniczne i nastawione tylko na to, żeby padło sakramentalne pytanie „do mnie czy do ciebie?” – tak o tym myślałem.

Oczywiście rady dla podrywaczy nie są wynalazkiem naszych zwyrodniałych tinderowych czasów. Na przykład w Podręcznikach miłości Franza Bleia wydanych w Polsce w 1923 r. możemy przeczytać sugestie tak dobre, jak „rendez-vous powinno być w należytym stosunku do dochodów” czy „nie należy marnotrawić melancholijnych pauz”. Jednak sprowadzenie damsko-męskiej relacji do przedmiotu coachingu i kilku banalnych formułek wydawało mi zawsze się uwłaczające dla obydwu stron (nie mówię, że sam nie robiłem w życiu uwłaczających rzeczy, ale nawet gdy obściskiwałem się w śmierdzącym kącie jakiegoś klubu, przynajmniej obydwie strony były na w miarę równym poziomie).


W rubryce VICE Guide to Guys razem z AXE sprawdzamy, kim są dzisiejsi faceci


Chciałem się jednak przekonać, jak wygląda kurs uwodzenia – zobaczyć coś więcej, niż można obejrzeć na YouTubie, zobaczyć jak uczy się prawdziwych zwycięzców. Ale przede wszystkim chciałem poznać facetów, którzy na taki kurs się zdecydowali. Czy można tam spotkać kipiących od nadmiaru testosteronu ruchaczy, którzy z pewnością roznoszą choroby weneryczne? Niepewnych siebie absolwentów bibliotekoznawstwa, którzy postanowili, że wielki podryw odmieni ich życie? Jakieś dziwne połączenie dwóch powyższych?

Program kursu Flirt: Jak skutecznie zapoznawać kobietytutaj możecie się na niego zapisać – obiecywał wiele (pisownia oryginalna): „Wygląd pewny siebie a nie pewny siebie”, „Strefa osobiste i publiczne – czyli jak przekraczać granice dotyku”, „Jak rozmawiać z kobietami – czyli jak być zabawnym «COOL» gościem a nie klaunem”, „Zasada niedostępności – czyli jak stać się tajemniczy i atrakcyjny” oraz newralgiczne „Jak zabrać kobietę z klubu”. Osobiście czuję się dość cool gościem, ale czy przejdę weryfikację prawdziwych podrywaczy?

Na wejściu słyszę, żebym rozpiął trochę bardziej koszulę. „Rozluźniamy się. Nikt nie lubi zbyt poważnych ludzi” – mówi Karol Radziun, w ciemnej stylowej koszuli, wpuszczonej w spodnie i modną zaczeską na bok. Jego partner, Damian Myśliwy, w obcisłym, ale lejącym się tiszercie, podkreślającym jego imponującą sylwetkę tancerza, reprezentuje raczej typ luzaka (filmy z sieci sugerują, że duet elegant-luzak to często spotykany skład w podrywowym trenerstwie – czasem wygląda to naprawdę potwornie). Kursy prowadzą wspólnie już od kilku lat.

Kiedy patrzysz kobiecie w oczy, nie patrz w oczy, ale między nie. W ten sposób wytworzysz taki tunel, który stworzy wrażenie, że wkręcasz się w jej umysł

„Stworzyliśmy ten projekt, żeby wszyscy cieszyli się w 100% z relacji. My kiedyś mieliśmy z tym problem, więc chcieliśmy znaleźć drogę, żeby to nie było tak skomplikowane” – Karol rozpoczyna, a uczestnicy notują. Jest ich kilkunastu, i wyglądają jak, hm… zwykli ziomkowie, których spotkałbyś na uczelni albo w klubie (powiedzmy takim, gdzie leci muzyka typu „coś, co wszyscy znają”). Żadnych obwiesi, żadnych samozwańczych gangsterów, normalka. Jestem trochę zawiedziony.

Piszę o wyglądzie nieprzypadkowo – było to pierwsze, na co zwrócili uwagę prowadzący. „Są dwie szkoły: jedna mówi, że jeśli masz dobrą gadkę, to wszystko przejdzie. Druga, że wygląd jednak jest ważny” – mówi Radziun. „Jednak pierwsze, co robi kobieta, to patrzy na was. Albo da wam łatwo ze sobą rozmawiać, albo będziecie mieli dużo problemów”. Profesjonaliści uwodzenia radzą zachować higienę, czytać czasopisma z modą i obserwować, jak ubierają się inni. Przyznam, że to dość zachowawcze rady. Potem trochę obiegowej wiedzy o psychologii mowy ciała i rada, by myśleć, co zrobiłby James Bond. Oraz być wyprostowanym – to akurat mówiła mi już babcia.

Ciekawiej robi się, kiedy przechodzimy do konkretnych technik. „Kiedy patrzysz kobiecie w oczy, nie patrz w oczy, ale między nie” – radzi Damian. „W ten sposób wytworzysz taki tunel, który stworzy wrażenie, że wkręcasz się w jej umysł” – no, wreszcie coś co brzmi jak z X-Menów. Głos ma być delikatny, ale głęboki i z przepony, jak po seksie. Co nim mówić? Ponoć najlepiej działa coś w rodzaju mowy-trawy. „Kiedy kobieta się uśmiechnie, powiedz jej, że ma uśmiech typu C. Ona zapyta, co to znaczy. Powiedz, że to uśmiech C taka kobieta, która jest otwarta, ale zarazem zamknięta, która lubi rozmawiać z ludźmi, ale zarazem nie lubi z nimi rozmawiać” – sugeruje Myśliwy, a ja czuję, że po tym kursie będę mógł pisać naprawdę profesjonalne horoskopy. Chociaż nie wyobrażam sobie, żeby którakolwiek z dziewczyn, które znam, poszła na coś takiego.

Kiedy podoba mi się dziewczyna, ale mnie olewa, wykorzystuję koleżankę jako pionka. Zaczynam tańczyć z nią zmysłowo, seksowanie. Tamta mnie zauważa, myśli: fajny koleś, potrafi tańczyć. Wtedy olewam pionka

Według prowadzących, najważniejsze jest pierwsze 30 sekund kontaktu. Co zrobić, kiedy dziewczyna w klubie cię olewa? „Ja robię sobie tzw. pionki. W momencie, kiedy podoba mi się dziewczyna A, ale mnie olewa, wykorzystuję koleżankę jako pionka. Zaczynam tańczyć z nią zmysłowo, seksowanie. Dziewczyna A mnie zauważa, myśli: fajny koleś, potrafi tańczyć. Olewam pionka, podchodzę do A od tyłu, pytam: Na każdego faceta tak patrzysz, kiedy chcesz go poderwać? Ona: Nieee, nieee. Ja: Miło mi, Damian jestem”. Zaczyna mnie trochę boleć brzuch, kiedy tego słucham. Tyle dobrze, że chłopaki odradzają „technikę umniejszania”, która w dużym skrócie polega na tym, by pozbawić swoją rozmówczynię wiary we własną wartość.

Słucham dalej. „Jak zrobić pierwsze dobre wrażenie? Wykorzystuj truizmy” – mówi Myśliwy (na tym etapie trochę się zastanawiam, czy to jego prawdziwe nazwisko). „Podajesz rękę, ściskasz, mówisz: Masz bardzo delikatny uścisk dłoni – czy wiesz, że po uścisku można powiedzieć bardzo dużo o danej osobie? Ona: Tak, a jak to? I wtedy truizmy: Wiem, że jesteś kobietą, z którą można rozmawiać na bardzo różne tematy, że lubisz się otwierać, ale czasem masz takie momenty, kiedy chcesz się zamknąć i z nikim nie rozmawiać. Albo że lubisz pomagać innym, chociaż sama nie możesz sobie poradzić z różnymi swoimi problemami. Ona mówi: O, naprawdę, niesamowity jesteś jak tak czytasz! Ty: A ta linia, to jest życia, linia pracy, linia miłości… linia miłości, o, lubisz trójkąty!? Nie, już nie mogę na to patrzeć! – na dzień dobry pokazujesz, że jesteś miłym inteligentnym gościem, że masz jakieś smaczki; ona się zaczyna śmiać, robisz otoczkę faceta, którzy jest pewny siebie”.

Coraz bardziej nie mogę dociec, jaki facet jest na tyle napalony – lub na tyle zdesperowany – żeby zupełnie na serio i bez obciachu mówić takimi formułkami do dziewczyny. W przerwie dosiadam się do F. Ostrzyżony na krótko, z miłą okrągłą twarzą i szeroko osadzonymi oczami, sprawia wrażenie gościa, z którym chętnie wypiłbym piwo i obejrzał mecz (chociaż nawet nie przepadam za piłką). „Pierwszy raz na kurs do chłopaków przyszedłem ze cztery lata temu. Teraz postanowiłem odświeżyć sobie trochę wiedzy” – mówi mi F. „Chłopaki działały wtedy zupełnie inaczej, chodziliśmy po galeriach [handlowych], podchodziłem do dziewczyn. Spodobało mi się to, jakiś kontakt z tymi kobietami był lepszy. Obecnie mam gorszy okres”. Mówi, że kobiety reagowały wtedy raczej pozytywnie. „Raz kazali mi podejść i powiedzieć dziewczynie, że jest najseksowniejszą kobietą, jaką spotkałem. Z samej ciekawości, żeby zobaczyć co się stanie, postanowiłem podejść. Ona sama nie wiedziała, co ma powiedzieć”. Pytam, co było potem. „Dała mi numer, dzwoniłem do niej, ale nic z tego nie wyszło”.

Jest coraz więcej lasek, które wiedzą, co to jest ten NLS. Ona ci prędzej zdradę wybaczy, niż że NLS-em jej jedziesz

B., student w czerwonych trampkach, przyszedł tu, ponieważ uczestniczy w różnych szkoleniach i zbiera doświadczenia. „Miesiąc wcześniej w tym samym budynku byłem na kursie obsługi broni palnej. Super jest obserwować Warszawę przez lunetę snajperską z okna wieżowca” – mówi mi. Nie ma szczególnych oczekiwań wobec tego konkretnego kursu. Z kolei ubrany w sportowy garnitur G. przestał wierzyć, że rozmowami innymi, niż te oparte na formułkach, można przekonać do siebie dziewczynę. Zna nazwiska trenerów, z tonem znawcy rzuca skrótami w stylu NLP i NLS (później sprawdzę to w internecie: NLS to neuro lingustic seduction – neurolingwistyczne uwodzenie). „Moim zdaniem to działa. Szczególnie kiedy pannie się już spodobałeś, jesteście po drinku. Tylko że jest coraz więcej lasek, które wiedzą, co to jest ten NLS. Ona ci prędzej zdradę wybaczy, niż że NLS-em jej jedziesz. Teraz jest coraz więcej lasek po psychologii, prywatnych szkołach – one to kurwa wiedzą. Wtedy to chyba trzeba bardziej docisnąć, zbić to – pytałem o to chłopaków”.

G. na wieczór po kursie umówił się z kobietą poznaną dzięki technikom uwodzenia. Spotkali się już raz, ale do niczego jeszcze nie doszło – żywi jednak nadzieję. F. (ten z okrągłą twarzą) mówi natomiast, że wpada w krótkotrwałe związki: „Nic nie trwa dłużej niż miesiąc, potem koniec” – mówi. „Ale przecież miałeś dziewczynę taką blondynkę?” – pyta Radziun, przyłączając się do rozmowy. „To była przelotna znajomość. Na początku to chyba ona chciała mnie uwieść, wpatrzona we mnie, ale po tygodniu-dwóch to zaczęło się psuć, po miesiącu zepsuło zupełnie.

Pytam Damiana i Karola wprost – kto przychodzi na ich kursy? Goście, którzy chcą codziennie wracać z inną laską do domu? A może nieszczęśliwi faceci, którzy chcą poznać kogoś na dłużej? „Są różne szkoły – jedni mówią, rób tak, tak i tak, to będziesz dużo bzykał, ale chyba nie o to chodzi w zdrowej relacji. Chodzi o to, żeby poznać kobietę, żeby przyjemność była dla ciebie i dla niej. My uczymy w ten sposób, zależy nam na etyce. Chcemy być szkołą relacji. 99% mężczyzn, którzy tu przychodzą, szuka związku. Jest też 1%, który chce bzykać. Ale są też różne dziewczyny – niektóre szukają tylko numerku”.

„Ważne, żeby nie próbować poderwać na jedną noc dziewczyny, która szuka związku. 75% z nich nie chce jednak tworzyć ze mną związku – podchodzą do mnie i chcą mnie wyruchać, bo wiedzą, że jestem pewny siebie” – mówi Myśliwy. „Raz zapytałem jednego chłopaka: Jaki masz cel, przychodząc na kurs? On: Ja chcę bzykać dziewczyny. Mówię: Okej, to całkiem zrozumiałe, ale jak ma to wyglądać? On na to: Zostawiła mnie dziewczyna, nie podoba mi się to, mam zamiar je po prostu wyruchać. Nie chciałem uczyć człowieka, który robi takie rzeczy – nie przyłożę swojej ręki do tego, że on będzie ranił kobiety” – mówi, broniąc się przed zarzutem o uprzedmiotawianie kobiet. „Erotyczność ma być etyczna. Kobiety chcą być podrywane, ale w sposób miły, a nie negatywny”.

Te bardzo sensowne słowa kontrastują mi trochę z zaleceniem, by nawijać kobiecie makaron na uszy i nie próbować nawiązać ważnej rozmowy na tematy, które rzeczywiście mogą interesować obie strony, tylko posługiwać się wytartymi formułkami. Mam wrażenie, że sami prowadzący sami w nie to trochę nie wierzą – kilka razy podkreślają, że teraz chcą skupić się na zajęciach z podrywania w tańcu i zajęciach z kolejnych etapów budowania związku. „Chcemy, żeby ludzie cieszyli się ze zdrowych relacji” – tłumaczy mi Karol. Pytam, czy da się stworzyć relację, korzystając z gotowych formułek o chiromancji. „Niektórzy mieszają etap zapoznania (którego uczyliśmy tutaj) z etapem bycia kochankami czy związku – i wychodzi tragedia”.


Życie nie zawsze jest piękne. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Kurs Jak skutecznie zapoznawać kobiety to pewnie słaby pomysł, jeśli chcesz poznać dziewczynę, której charakter, zainteresowania czy poczucie humoru sprawią, że twoje życie stanie się ciekawsze i lepsze. Jednak zaczynam się zastanawiać – może facetom, którzy tu przyszli, rzeczywiście może on jakoś pomóc? Raczej nikt na sali nie wydaje się cynicznym bucem – to raczej zagubione chłopaki, którym ktoś wmówił, że mają być samcami alfa. „Ja chcę pomagać ludziom – i oni to doceniają. Dużo osób nam dziękuję” – mówi Myśliwy.

Biorąc pod uwagę, że tylko 4% polskiego społeczeństwa deklaruje chęć życia w pojedynkę, a jednak liczba singli (dawniej zwanych „samotnymi” czy „starymi kawalerami”) systematycznie rośnie, to może ci coache podrywu naprawdę są niektórym potrzebni? Może część facetów nie potrafi inaczej wzbudzić w sobie tyle pewności siebie, by zagadać do przeciwnej płci? Tak, „techniki podrywu” brzmią tandetnie i obciachowo (a jeżeli używasz ich po to, żeby poprawić swoją samoocenę, to pewnie jest coś z tobą nie tak). Wolałbym, żeby faceci rozmawiali z dziewczynami o lękach, marzeniach i prawdziwych emocjach, a nie sprzedawali im suche, stereotypizujące, nic nieznaczące kawałki. Przyznam, że szedłem na kurs podrywania z mieszanką beki i wzgardy, dopiero stopniowo odkrywając smutek tego wszystkiego. Zupełnie szczerze – jeśli dzięki Damianowi i Karolowi kilka osób stało się mniej nieszczęśliwych, to nie chcę mówić źle o tym, co robią.

Ale hej, możesz też podrywać dziewczyny, będąc po prostu wesołym, miłym i interesującym gościem, którzy wierzy we własną wartość. Serio.