Nie tak dawno rozpętała się powszechna dyskusja na temat ciała (i to jakiego!) Leny Dunham; od chwili emisji odcinka Dziewczyn, w którym serialowa Hannah przez kilka dni bzyka się nieprzytomnie z Patrickiem Wilsonem, w sieci aż huczy od komentarzy. Swoją drogą, ten cały Wilson wcale na mnie działa, a wręcz przyprawia mnie o gęsią skórkę. Co z tego, skoro wszechwładny internet już wydał wyrok: takie super ciacho, jak Wilson, w prawdziwym życiu nigdy nie przeleciałby paszteta w stylu Dunham. W obliczu tak żenującego poziomu argumentacji, można tylko odwrócić się na pięcie i czym prędzej uciec od tych trujących oparów absurdu. W podobnych sytuacjach zwykle nabieram wody w usta i cichutko nucę sobie pod nosem, podczas gdy protekcjonalni faceci i niemądre laski plotą jakieś bzdury nad moją głową. Tylko tak mogę w spokoju przemyśleć daną kwestię i wyrobić sobie na jej temat własne zdanie. Nie pozwalam produkowanym w taśmowym tempie w sieci epistołom wpłynąć na mój własny osąd sytuacji. W Lenie Dunham zafascynowało mnie nie tyle jej ciało (które spełnia wszelkie kryteria: Lena ma odpowiednio wąską talię, zaokrąglenia we właściwych miejscach i piersi maturzystki; spokój tam, chłopaki), co ogólny wygląd. Mam tu konkretnie na myśli jej włosy, zęby czy ciuchy. Tymczasem, posługując się nomenklaturą zaczerpniętą z kolorowej prasy- bastionu dziewczyńskości- ani jej „uroda” ani „styl” nigdy nie pojawiają się na pierwszym planie, zmonopolizowanym przez jej ciało (powtarzam: normalne ciało, nawet jak na gwiazdę telewizji). Dzieje się tak pewnie dlatego, że z włosami, zębami, tatuażami czy ciuchami nie sposób się bzykać (no, może zęby bywają wyjątkiem). Tymczasem ten serial kręci się wokół seksu, a nagość pojawia się w nim często i nie jest niczym niezwykłym.
Nie zmienia to faktu, że dziewczęcość jest ściśle powiązana z urodą, stylem, wyrazem twarzy, postawą, etc. Ważniejsza niż jej ciało jest osobowość dziewczyny. Decyduje o tym, jak postrzegają ją inne laski, a nawet wielu facetów. „Dziewczyńskość”, „uroda” czy „styl” mają zatem więcej wspólnego z tym, jaką jesteś osobą, niż z twoim tyłkiem. (Patrz: Jessa i Marnie rozprawiają o tym, że Hannah „świeci się czoło”, ale nigdy nie omawiałyby w ten sposób jej ud, bo zabraniają tego odwieczne reguły dziewczyńskiego świata; czarne kabaretki Hannah komunikują, że pragnie autodestrukcyjnego/ dowartościowującego seksu z Adamem; żółta siatkowa spódnica sygnalizuje zamroczenie kokainą i właśnie podjętą decyzję, żeby nie spinać się ani w pracy, ani w życiu; każda bluza z nadrukiem, kombinezon, kuse kiecki, plastikowa sukienka, kolczyk a la J-Lo i wdzianko z piór w stylu Wieku niewinności pełnią funkcję socjokulturowego skrótu, mimochodem symbolizując zachcianki i aspiracje bohaterki; no i Hannah, najmniej ze wszystkich Dziewczyn przypominająca „boginkę seksu”, ale bez wątpienia z najlepszym wśród nich poczuciem humoru, bez trudu wyrywa najprzystojniejszych i najbardziej pożądanych kolesi.) Zarówno Lena, jak jej serialowe alter ego, mają lekko wijące się, niefarbowane włosy w nijakim kolorze (w prawdziwym życiu Lena ma uroczą, chłopięcą fryzurkę); lekko krzywe zęby; nastoletnie dziary; ciuchy, które nie leżą dobrze na ciele (tym ciele!), którego tak pragną faceci z serialu i w realu. Nie łudźmy się, z wyjątkiem radykalnej zmiany trybu życia, nic nie jest w stanie sprawić, że nasza sylwetka będzie wyglądać inaczej. „Uroda” i aparycja zarówno samej aktorki, jak i odgrywanej przez nią postaci-choć w większym stopniu dotyczy to jednak Leny niż Hannah- mają zmienny i nietransgresywny charakter, łatwo ulegają przeobrażeniom, dają się bez trudu „poprawić”, szczególnie w warunkach telewizyjnej rzeczywistości. Lena może ze swoją urodą zrobić to, co zrobiła ze swoim ciałem. Nieważne, że ciało to stało się obiektem niezliczonych ataków i niewybrednych komentarzy. Szkoda, że współczesny widz jest bardziej przyzwyczajony do widoku przechodzonych, kościstych desek niż gołego tyłka i pary cycków w normalnym rozmiarze. I na tym kończę to wydanie kącika dla fanów Dziewczyn.
Videos by VICE
PODJARKA
Czyli teledysk do Love Alright” Zig Zags i to, jak bardzo brzmienie tej kapeli przypomina nagrania Indian Jewelry. Zig Zags musiał regularnie nawiedzać duch teksańskiego zespołu, albo chociaż przybił z nimi piątkę. Pewnie macie to gdzieś, ale tu chodzi o
mnie.
KURT
Kurt, Kurt! Ledwo wtedy odrosłam od ziemi; tego dnia wszystkie chłopaki przyszły do szkoły w koszulkach z Nirvaną (mnie wtedy jeszcze nie było wolno), Courtney pojawiła się w telewizji. Wtedy po raz pierwszy w życiu przechodziliśmy żałobę. W zeszłą środę Kurt obchodziłby urodziny i pewnie dlatego w sieci pojawiły się wątki w stylu: „dziedzictwo modowe” (DOSŁOWNY CYTAT), które pozostawił po sobie Kurt. Chuj z tym, z naciskiem na chuj. Oto internet pokazał swoje najmroczniejsze i przesiąknięte cynizmem oblicze. Znalazło się tam miejsce nawet na „moherowy kardigan ku pamięci” (DOSŁOWNY CYTAT). O kurwa.
KOŃSKI OGON
Bardzo mi się spodobał związany wysoko na głowie koński ogon, z grzywką na bok. Szczególnie teraz, kiedy moje włosy są tak blond, że niemal przechodzą w niebieski. Poza tym, fajnie nawiązuje do lat pięćdziesiątych, jednocześnie nie mając z nimi nic wspólnego.
OLEWCZE ESY
Alternatywa do seksu przez telefon: zlewany przez ciebie koleś wysyła ci esemesy, a w nich opisuje różne formy masturbacji, którym zwykle oddaje się w zaciszu domu; ale nie chodzi o to, żeby mu stanął, ani żebyś ty się podnieciła. Opis w swojej beznamiętności przypomina bardziej prognozę pogody. Urocze, nie?
NALEŚNIKOWA GROZA
Fajnie jest, kiedy się zapomni o jakiejś zajebistej rzeczy. Nic nie może równać się z uczuciem towarzyszącym ci w chwili, gdy sobie nagle przypomnisz o jej istnieniu. Tego typu emocje wywołuje we mnie moja ulubiona bejsbolówka, którą wygrzebałam z jakiegoś pudła, i naleśniki. W restauracji zwykle nie zamawiam naleśników, bo kiedy już trafią do mojego organizmu, przybierają postać rozwścieczonej staruchy. Kilometrowymi pazurami rozeźlona wiedźma pieczołowicie wyskrobuje z moich narządów trawiennych mąkę pszenną i cukier, a następnie złośliwie doprawia nimi krew w moich żyłach. W rezultacie, albo muszę natychmiast przysiąść na chodniku, albo się wyrzygać w kiblu. Wiedzieliście, że naleśniki można też robić w domu, koło łóżka? Serio.
VINE
Problem z aplikacją Vine polega na tym, że jeśli naprawdę spodoba ci się czyjś filmik, to musisz obejrzeć go przynajmniej z dziewięć albo nawet 60 razy z rzędu, zanim zapamiętasz wszystkie szczegóły drugiego planu, sposób mówienia postaci i zgadniesz, na którym znajdują się skrzyżowaniu.
Zobacz też:
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść… Niepokonanym!
Bossowie imprez czyli przegląd najbardziej nieugiętych Polaków