O kopiowaniu zagranicznych scenariuszy

Polski rynek medialny zalało tsunami zagranicznych scenariuszy.

Toż to my już som Amerykany, także o co kaman? 

Videos by VICE

Aby jednak zrozumieć ‘o co kaman’, zmuszony jestem przytoczyć garść wspomnień.

Słodkie lata 80.

Należę do pokolenia ’81 i mam to (nie) szczęście pamiętać czasy upadku PRL’u w Polsce, a także zaliczam się do tych, którzy byli świadkami transformacji poprzedniej epoki w kapitalizm.

Jest to temat rzeka i mógłbym rozpisywać się tutaj o wszystkim, jednak to, co najbardziej utkwiło w mej pamięci, to metamorfoza telewizji i to nad tym fenomenem zamierzam się skupić. 

Nie będę tutaj czarował, że dawniej telewizja była lepsza, bo nie była.

Jeszcze do około 1990 r. musiałem cieszyć się tylko dwoma, badziewnymi kanałami: tvp1 i tvp2, emitującymi najdłużej do około północy, w dzień do południa na jednym z nich leciały nudne jak flaki z olejem, surowe (czytaj: bez żadnej oprawy medialnej) transmisje z obrad sejmu, następnie o 16:00 atrakcją dnia był Pan Tik-Tak, o 17:00 teleexpress, o 19:00 dobranocka (pamięta to ktoś jeszcze?), a szczytem szczytów było kino nocne, które odbywało się bodajże raz w tygodniu, po północy, o ile pamięć mnie nie zawodzi.

Pojawienie się na „szklanym ekranie” jakiejkolwiek zachodniej produkcji bardzo kontrastowało z naszymi krajowymi; jaką radość, jaką euforię sprawiało ślinienie się do amerykańskich filmów, kreskówek, seriali! Pamiętam, jakim źródłem inspiracji, do naśladowania był wówczas zachód. Była to dla nas „ziemia obiecana”, ale czy aby na pewno? Był to świat, do którego na pewno aspirowaliśmy. Świat, którym – jak się wkrótce to dla nas okaże – tak szybko się zachłyśniemy. 

Top Canal

Lata 90 przyniosły odwilż. Najpierw swoje 5 minut miał Top Canal. Była to pierwsza, ubiegająca się o koncesję, polska prywatna stacja telewizyjna. Jej nadawca wykorzystał lukę prawną, co pozwoliło mu nadawać nielegalnie przed dobre trzy lata. Ludzie jak szaleni kupowali specjalne anteny, które pozwalały odbierać bardzo słabo nadawany przez nią sygnał. Nikomu to nie przeszkadzało: rozkosz jaką polscy obywatele mogli czerpać z tej namiastki „normalności” była niedościgniona.

Czas tej stacji telewizyjnej jednak szybko minął, gdyż KRRiTV wkrótce zrobiła z tym porządek i pechowy Top Canal ostatecznie koncesji nie otrzymał. Nie otrzymała jej nawet jego następczyni, dla wielu kultowa, m.in. ze względu na japońskie kreskówki anime, Polonia 1.

W czasach bez facebook’a, youtube’a i w ogóle bez całego internetu to był duży ból: pewna grupa gdzieś tam zasiadających w jakiejś „radzie” osób, mogła po prostu odciąć Cię od dostępu do źródła bardzo fajnych filmów i nie mogłeś nic na to poradzić. Nie było torrent’ów. Nie było nieoficjalnych internetowych link’ów. Mogłeś sobie za to sprowadzić z zachodu kasety wideo (co nie było takie złe, biorąc pod uwagę fakt, że tacy desperaci jak ja, oglądając oryginalną wersję, byli dzięki temu niejako „skazani” na kontakt z językiem obcym, a co za tym idzie, na szybszą jego naukę).

Tak w dużym skrócie wyglądały pierwsze kroki w gonitwie ku zagranicznym standardom.

Telewizja Kablowa

Także mniej więcej na początku lat 90. pojawiła się pierwsza telewizja kablowa. 

Był to kolejny skok w przyszłość. Należy jednak zaznaczyć, że kablówka wyglądała zupełnie inaczej i dziś by się w tej formie prawdopodobnie nie sprzedała.

Żaden z zagranicznych kanałów nie posiadał polskiej wersji językowej, ale nawet, jeśli nie rozumiałeś ani słowa po niemiecku, hiszpańsku, włosku, czy francusku, to mogłeś podglądać, jak żyją obywatele kuli ziemskiej z innych państw i była to rzecz wspaniała! Niestety, w niedalekiej przyszłości zaczęto zastępować oryginalne wersje kanałów, ich spolszczonymi wersjami, z monotonnym (przez większość chyba jednak uwielbianym) głosem mówiącego po polsku lektora. 

Tymczasem polskie kanały (publiczne, jak i te prywatne) próbowały „dogonić” zachód i proces ten, choć zajął dobrą dekadę, postępował w szybkim tempie. Doczekaliśmy się wkrótce odpowiedników amerykańskich talk-show w stylu amerykańskiego NBC – Conan O’Brien i Jay Leno, co – z powodu „luzackiego” podejścia –  było w Polsce wówczas kulturowym (chyba jednak bardziej pozytywnym) szokiem. Doczekaliśmy się polskiego Koła Fortuny, które swoją rozrywkowością o głowę biło naszą rodzimą Wielką Grę. Przemiana ta nabierała coraz większego tempa, a ponieważ słowo „zachód” było dla każdego niczym magiczne „hokus-pokus”, ślepo podążający za nim rynek wkrótce zalały kolejne, liczne kopie zachodnich scenariuszy. Przykładem zapamiętanego przeze mnie najgorszego polskiego odpowiednika amerykańskiego programu jest Śmiechu Warte, w oryginale nadawane jako Candid Camera (i słynny cytat z jednego z utworów grupy Kaliber44, doskonale opisującego moje wrażenia na temat polskiego „zastępcy” Dom deLuise’a : ‘Panie Drozda, idź pan w chuj z takim żartem!’).

Dom deLuise:


 

Drozda:

Powrót do przyszłości

Tak więc latka minęły, a my doczekaliśmy się już wszystkiego: od X Factor (który wyparł skromną, bo skromną, ale naszą Szansę na Sukces), poprzez rodzinke.pl i Gordona “Ramskiego”, po niedorzeczny Warsaw Shore. Zaglądam na stronę TVN: z ramówki wyleciała nasza podróba Top Model, nadal możemy się cieszyć programem rozrywkowym Mam Talent, z wiecznie młodym Kubą Wojewódzkim, koniecznie nie przegap!

Większość polskich programów poznikała z ramówek: właściwie to już nie ma rodzimych, autorskich programów, nie ma krajowych kreskówek (Se-ma-for jeszcze w ogóle istnieje?), jedyną namiastką, kultowego dla mojego pokolenia programu „Pieprz i Wanilia” (Tony Halik, spoczywaj w pokoju), jest polski stąpający boso przez świat Cejrowski, niestety, facet o tak skrajnych poglądach, że chyba już wolałbym zamiast tego ujrzeć już jakąś kolejną podróbę, być może „Szkoły Przetrwania”, w oryginale z Bear’em Grylls’em? A może jednak nie wolałbym…

Tony Halik – Kokaina

 

Możecie powiedzieć: okej, no ale co w tym złego, czasy się zmieniają, trendy się zmieniają, mamy wolny rynek, każdy robi to co chce (i to co najlepiej się sprzedaje), polskie programy poznikały, bo po prostu były słabe; nie tylko Polacy kopiują zagraniczne scenariusze! I owszem, to prawda, jednak kopiowanie – aż do porzygania – cudzych pomysłów w innych zagranicznych stacjach telewizyjnych nie jest zjawiskiem aż tak dominującym. Znajduje się i miejsce na coś własnego, oryginalnego, a co również bardzo istotne: zabawnego i naturalnego.

Problemem jest również to, że nasze wersje zagranicznych programów, nawet jeśli są na licencji i dość wiernie odwzorowane, to często nadal trącą myszką i odbiegają standardom.

W porównaniu do ich pierwowzorów często wyglądają pokracznie, lub co najmniej sztucznie, przypominając żałosne małpowanie w cyrku. Z wierzchu piękne logo, wszystko oprawione w poprawne, zagraniczne ramki, jednak nadal czuć, że ta smuga polskiej lipy z czasów PRL’u daje o sobie co jakiś czas znać, wywołując uczucie fałszu. 

Z kolei stworzonym przez rodzime media programom brak finezji, swojego rodzaju odwagi, by pójść zupełnie pod prąd i zrobić coś naprawdę szalonego, czego jeszcze świat nie widział. Ile jeszcze nas czeka niby nowych, ale ciągle de facto starych, w niewolniczy sposób podążających za zachodnimi schematami, telewizyjnych, nie wnoszących do historii nic bardziej konkretnego, zapchajdziur? 

Nie wiem jak wy, ale ja zadaję sobie pytanie: co sprawia, że nie ma za bardzo miejsca na polskie pomysły? Czy wszystko co polskie, musi być z reguły skazane na porażkę i czy wynika to z tego, że po prostu jesteśmy, pozbawionym jaj, krajem beztalencia? Czy brak nam technologicznego zaplecza? Czy polski rynek marketingowy jest za słaby, aby udźwignąć nową, nieznaną, rodzimą markę? Czy to może jednak my jesteśmy już zupełnie zaślepieni zachodnim światem, albo może wyprano nam nim już kompletnie mózgi? Czy nie mamy innego wyjścia, niż tworzyć kolejne kalki „Milionerów” i „Big Brother’a”? Czy naprawdę musimy ślepo podążać za zagranicznymi trendami medialnymi? Powinniśmy mimo wszystko podejmować próby stworzenia czegoś zupełnie własnego, z kompletnie nową formułą, być może nawet i pozbawionego sensu, ale wprowadzającego świeży powiew. Historia dowodzi, że często to nie pieniądze decydują o sukcesie, lecz najbardziej prosty, banalny pomysł. 

Jak to zrobić? Na to pytanie nie znam odpowiedzi, natomiast znam przykład jednego kraju, który odważył się zanegować całą medialną rzeczywistość i wywrócił wszystko do góry nogami, postanawiając pójść kompletnie inną drogą. Czy obrał sobie tą właściwą? Oceńcie sami: 

Na początek lajtowo czyli „Kotki w miskach”:

Za mao? Tu znajdziesz całą serię:

Na sam koniec zaznaczę, że nie twierdzę wcale, iż te scenariusze są lepsze, ale z pewnością jest to dowód na to, że mogą być zupełnie inne. Mam nadzieję, że niektórych zachęcę w ten sposób do tego, aby zmienić kanał, lub w ogóle wyłączyć telewizor, gdy na ekranie pojawi się kolejna, nużąca kserokopia zagranicznego skryptu.

ZAMILSKA

ZDJĘCIA EDGARA MARTINA Z EUROPEJSKIEJ AGENCJI KOSMICZNEJ

SZTUKA PRZYWIĄZANIA