Pezet od jakiegoś czasu nie nagrał płyty. Mówi, że już tego nie chce. Wciąż jednak możemy go zobaczyć w nowych projektach, gdzie występuje gościnnie lub w kampaniach reklamowych marek. Niedawno na przykład mogliśmy zobaczyć jego spotkanie z fanami w ramach projektu Ballantine’s True Music.
My też się z nim spotkaliśmy na jego starym osiedlu na Ursynowie. Tego dnia było pochmurnie, on spóźnił się 10 minut, przepraszając, że musiał kupić w pobliskim spożywczaku coś do jedzenia i zagadał się z mamą Vienia, która pracuje tam na kasie. Porozmawialiśmy o jego uczuciu do miejsca, w którym się wychował, o jego relacjach z fanami, o tym, dlaczego nie nagrywa nowych płyt i czego Pezet życzyłby młodemu Pawłowi .
Videos by VICE
VICE: Co jest na Ursynowie, czego nie sposób znaleźć w żadnej innej dzielnicy Warszawy?
Pezet: Im jestem starszy, tym bardziej tego nie wiem, ale zawsze mi się wydawało, że to niepowtarzalny klimat. Kocham Ursynów, bo się tu wychowałem, to mój dom. Jak byłem młodym człowiekiem, słuchałem dużo rapu i wyobrażałem to sobie, że właśnie to miejsce jest takim naszym przedmieściem, gdzie nie jest najłatwiej — oczywiście zdaję sobie sprawę, że to trochę naciągane.
Ulubiona miejscówka, do której wciąż wracasz pamięcią?
Myślę, że jest to park im. Jana Pawła II przy kościele, który powstał tam dość późno, kiedy byłem już nastolatkiem. Bardzo przyjemnie wspominam to miejsce i sytuacje stamtąd, które już się nie zdarzają.
Na przykład?
Prawie codzienne spotkania dużych grup przyjaźniących się ze sobą ludzi — chociaż nic specjalnego się tam nie działo, nie było żadnego klubu itp., to wiedziałem, że jeśli przyjdę o 18 do parku, na miejscu spotkam 10 osób. Teraz to chyba trochę inaczej wygląda, tego nie ma, miejsce jest zawsze puste.
Jaki masz kontakt ze swoimi fanami?
Całkiem niezły, a właściwie bardzo różny. Niektórzy odbiorcy bardzo lubią mi mówić, co powinienem robić i w jaki sposób — wtedy nasz kontakt się pogarsza. Nie cierpię, kiedy ktoś mi mówi, co mogę, a czego nie i wychodzę z takiego założenia, że ja jako fan (bo też jestem fanem wielu artystów), nigdy nie pozwalam sobie na teksty typu „ale to jest chujowe”; nawet jeśli coś mi się nie podoba. Mam taką zasadę: albo deklaruję, że coś jest fajne, albo zostawiam to i idę w inną stronę. Dlatego nie lubię, gdy ktoś mnie obraża, bo nie uważam, by po ukazanym dziele ktokolwiek z fanów był w stanie wystosować jakąkolwiek konstruktywną krytykę. Ale żeby nie było tak negatywnie: w znacznej większości ten kontakt z fanami jest bardzo przyjazny, kiedy np. ktoś mnie zaczepia na ulicy i mówi mi coś miłego — czuję się wtedy bardzo dobrze. Nie mogę też nie wspomnieć o spotkaniu z fanami w ramach projektu Ballantine’s True Music. To było niesamowite przeżycie. Dawno nie zrobiłem albumu, ale to fajne że moje kawałki łączą ludzi. Nie spodziewałem się, że akurat moja wpływa na kogokolwiek aż tak i pewnie nigdy tego nie zrozumiem.
Dwa lata temu w wywiadzie dla Noisey Polska powiedziałeś, że nie chce ci się już być raperem. Czy coś się zmieniło, a może nic i właśnie dlatego częściej teraz możemy zobaczyć cię w kampaniach, promujących różne marki?
Zgadza się, nadal nie do końca mi się chce. Zrozumiałem, że już mi nie zależy, by w obecnym momencie życia nagrać super album, udowodnić coś komuś i sobie samemu, że jeszcze jestem dobry, że mam super skill itd. — a w rapie o to chodzi. Ale jest to mój zawód, dojrzałem do decyzji, że nie przeszkadza mi branie udziału w takich rzeczach. Oczywiście jest to dla mnie sposób zarabiania pieniędzy i o ile kiedyś buntowałem się przeciwko temu, teraz mam zupełnie odwrotne podejście. Nadal kieruję się pewnymi kryteriami, zasadami, które wracają i staram się, żeby to było zrobione dobrze, tak jak bym sobie tego życzył.
Według jakiego klucza dobierasz firmy, z którymi wchodzisz we współpracę?
Przede wszystkim według tego, czy jest to produkt, który lubię/lubiłem, używam/używałem, coś mnie z nim łączy lub coś mi się w nim podoba. Nie wziąłbym na przykład udziału w reklamie Łaciatego Mleka, z całym szacunkiem dla Łaciatego Mleka, bo nie czułbym się z tym na miejscu.
Za granicą Eminem wysunął ciężkie rap-armaty przeciwko pokoleniu mumble raperów. Ty w 2017 roku stwierdziłeś, że nie kumasz nowej szkoły rapu. Czy coś się zmieniło? Kogo byś polecił z nowej fali?
Bardzo mało słucham tych nowych graczy i niewiele o nich wiem. Nie wiem, czy to jest mumble, dla mnie jest, bo całość leci totalnie na autotune, ale podobało mi się kilka kawałków Szpaka, to koleś od Palucha. Poza tym Otsochodzi, który zmienił stylówkę na nowoczesną. Sporo słuchałem Leha, który niestety niedawno zginął w wypadku samochodowym. Nie wiem, czy mam kogoś do polecenia oraz faktem jest, że wciąż często nie kumam tych nowych rzeczy. Nie mam jednak podejścia, że skoro to nie jest dla mnie, a ja jestem staroszkolnym graczem, to ja teraz będę mówić innym, jak się nie powinno robić rapu. Tak naprawdę to nawet trochę żałuję, że nie urodziłem się nieco później, by teraz zacząć grać w tę grę, bo po pierwsze: więcej bym zarobił, a po drugie: pomimo tego, że ostatnio mało rapuję, to nadal jestem dobry.
A jak to jest w życiu prywatnym? Ja np. w młodości byłem tyle razy połamany i szyty, że kiedy teraz czuję ból w kościach przy zmianach pogody, boję się, co będzie za kilka lat. Gdybym mógł doradzić coś sobie sprzed lat, pewnie powiedziałbym, żeby mniej czasu spędzać w szpitalach. Co ty byś doradził młodemu Pawłowi?
Oszczędziłbym sobie pójścia na imprezkę, po której miałem wypadek. Poza tym niewiele bym zmienił, młodość ma swoje prawa. Wspominasz o kontuzjach, też mam ich sporo, np. mam problem z kręgosłupem i nie wiadomo, skąd to mi się wzięło, więc też się zastanawiam, co będzie, jak przyjdzie ta mityczna starość.
Śledź autora wywiadu na jego profilu na Facebooku