Poznaj oszustów sprzedających na festiwalach paracetamol zamiast kokainy

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Denmark

W zeszłym roku przebijałem się przez chaos na Festiwalu Roskilde w Danii, gdy natrafiłem na dwóch typków, którzy ostro balowali, mieli saszetki wypchane hajsem i wyglądali na bardzo zadowolonych z siebie. W jednym z nich rozpoznałem byłego dilera z kopenhaskiej sceny klubowej. Gdy do nich zagadałem, dowiedziałem się, że właśnie świętowali powodzenie swojego niecnego planu. „Ludzie tutaj są tacy głupi” ‒ powiedział mi mój znajomy.

Videos by VICE

Hasse i Danni* właśnie sprzedali zmielony paracetamol jako kokainę grupce pijanych i/albo naiwnych uczestników festiwalu. Każdy z nich z chęcią zapłacił od 280 do ponad 500 złotych za gram. Prostocie przekrętu dorównuje jego bezduszny cynizm. Oczywiście Hasse i Danni nie wymyślili niczego nowego. Na własnej skórze przekonałem się, że powrót do namiotu z samarką zawierającą najprawdopodobniej mieszankę proszku do prania i jakiegoś lekarstwa bez recepty, to na Roskilde swego rodzaju rytuał inicjacji. Na każdego pijaka przekonanego, że kreska koksu to jedyne co może uratować imprezę, przypada jeden cwany kutas gotowy go oszwabić.

Rzecz jasna to w żaden sposób nie czyni zbrodni mniej odrażającą. Tuż przed tegoroczną edycją Roskilde rozmawiałem z Hassem i Dannim o tym, dlaczego postanowili podjąć się tak podłego procederu.

VICE: Dlaczego w zeszłym roku zdecydowaliście się zrobić coś tak bezdusznego?
Hasse: To była dość impulsywna decyzja. Obaj chcieliśmy pójść na Roskilde, a byliśmy kompletnie spłukani.
Danni: Uznaliśmy, że dorobimy sobie trochę, sprzedając pijanym paracetamol jako kokainę. Kupiliśmy dziesięć opakowań paracetamolu w supermarkecie, zmieliliśmy go i zapakowaliśmy w małe torebeczki z zamknięciem.
Hasse: Najtrudniej było kupić paracetamol w tak dużej ilości. Musieliśmy odpowiedzieć na kilka pytań, czy wiemy, co robimy z tym towarem.

A potem na festiwalu po prostu podchodziliście do ludzi i robiliście ich w bambuko?
Hasse:
Nawet za bardzo nie musieliśmy się wysilać. Po prostu chodziliśmy sobie tu i tam ‒ nietrudno zauważyć, czy ktoś już coś brał. Więc po prostu podchodziliśmy i zagadywaliśmy: „Co tam ziomuś? Chyba trochę się porobiłeś? Dziś tylko alko czy może coś innego?”. Albo ludzie sami podchodzili i pytali, czy coś mamy, a niedługo potem podchodzili do nas ich znajomi.

I nikt się nie przyczepił do tego waszego niby-koksu?
Danni: Kilku potencjalnych klientów chciało próbkę towaru, a my się zgadzaliśmy. Wiele osób wie, że po kokainie możesz mieć trochę odrętwiałe dziąsła i język, ale też, że może to być efekt różnych domieszek. Obróciliśmy trochę kota ogonem i mówiliśmy: „Słuchaj, do naszego towaru nie dodajemy żadnego szajsu. Dlatego nie drętwieją ci dziąsła. Poczekaj kilka chwil i zobaczysz ‒ to naprawdę konkret gówno!”. Trafiło nam się kilku podejrzliwych klientów, ale zawsze przy takim niedowiarku stał jego kolega i naciskał: „Stary, weź nie świruj, pół dnia tego szukaliśmy. Bierz i nie wybrzydzaj!”.
Hasse: Część paracetamolu rozgnietliśmy na nieco większe grudki i później zachwalaliśmy, że są wysokiej jakości. Za standardowy towar braliśmy 500 koron (ok. 280 złotych), a za „eksluzywny” 900 koron (ok. 510 złotych). Więcej sprzedaliśmy tego drugiego. Ludzie łykną każdy kit, zwłaszcza na takim festiwalu jak Roskilde, jeśli tylko jesteś przyjazny i chętnie wypijesz z nimi toast za udany wieczór.


Nam możesz zaufać. Polub fanpage VICE Polska i bądź na bieżąco


Ile udało wam się zarobić?
Danni: Sporo wydaliśmy na miejscu, ale przez dwie godziny sprzedaży zarobiliśmy przynajmniej 5 tys. koron (ponad 2800 złotych) na głowę.

To dość chujowe tak oszukiwać ludzi.
Hasse:
No tak, z moralnego punktu widzenia nie działaliśmy w żadnej szarej strefie. Bez dwóch zdań.
Danni: Ale bądźmy szczerzy, czy lepiej sprzedawać ludziom gówniany koks z dodatkiem całej masy jakichś dziwnych chemikaliów? Jasne, naciągaliśmy ludzi, ale nie sprzedawaliśmy im trucizny, od której wysiadłby im układ odpornościowy.

To raczej słaba wymówka, prawda?
Danni:
Prawda, prawda. Ale jestem całkiem pewien, że po samarze gównianego koksu będzie ci dużo gorzej, niż po zmielonym paracetamolu. Zanim w ogóle się za to zabraliśmy, wyguglowaliśmy potencjalne szkody, jakie może spowodować wciąganie nosem leków przeciwbólowych i niczego nie znaleźliśmy. Oczywiście nie jest to zalecane, ale w takich ilościach na pewno cię nie zabije. Jeśli alternatywą ma być chujowa kokaina, to chyba wiadomo, co bezpieczniejsze. Przynajmniej paracetamol jest zatwierdzony przez ministerstwo zdrowia.

Od autora: Skontaktowałem się z drem Kimem Dahlhoffem z Giftlinjen, duńskiej linii pomocy dla osób szukających porady w kwestii substancji toksycznych. Potwierdził, że wciąganie nosem niewielkich ilości paracetamolu nie niesie ze sobą żadnego wyraźnego ryzyka, oprócz podrażnienia śluzówki nosa. Oczywiście podobne minusy ma zażywanie prawdziwego koksu.

Wciąż nie brzmi to najlepiej.
Hasse:
Wiem, to raczej słabe. Ale każdego z nas ktoś kiedyś orżnął. I nie jest tak, że rzucaliśmy się na ludzi i ich okradliśmy. Robiliśmy interesy wyłącznie z chętnymi klientami. Ogólnie rzecz biorąc, ludzie powinni być bardziej świadomi, co kupują.
Danni: Uważam, że tak właściwie to udzieliliśmy im cennej lekcji. Na którymś etapie musisz się w końcu nauczyć, jak działa ten świat.

Czy nie przyszło wam do głowy, że to, co robicie, jest nielegalne?
Danni:
Tak, ale nie mieliśmy przy sobie prawdziwych nielegalnych środków. To byłby grubszy problem.

Nie baliście się, że ktoś może chcieć się zemścić? Przemocą odzyskać swoje pieniądze?
Hasse:
Byłem trochę niespokojny, kiedy przyszedł do nas jeden facet z tatuażami na twarzy ‒ wyglądał, jakby był z gangu motocyklistów. Kupił od nas dwa gramy, ale był bardzo uprzejmy.
Danni: Wszyscy są w festiwalowym nastroju, nie chcą zbyt dużo myśleć o swoich decyzjach. A dzięki temu, że pozwalamy klientom spróbować towaru przed zakupem, chętniej płacą. Mało kto potrafi w kilka sekund wyczuć, co właśnie zażył. Dobrą chwilę zajmie, zanim zrozumie, że dał się nabrać.
Hasse: A nas już wtedy dawno nie ma.

Planujecie zrobić to samo w przyszłym roku?
Danni:
Chyba nie. Już teraz kiepsko się z tym czuję, a w dodatku czekam na datę rozprawy w innej sprawie, więc muszę i o tym pomyśleć. Choć to nie ma związku z dilowaniem, raczej nie będzie dobrze wyglądało, gdyby mnie na tym przyłapali.
Hasse: Ja jeszcze nie wiem na sto procent, ale niewykluczone, że tak.

Od autora: Skontaktowałem się z Hassem po tegorocznym Roskilde. Potwierdził, że znów sprzedawał paracetamol jako kokainę na terenie festiwalu. Powiedział, że tym razem było trudniej, ale i tak udało mu się orżnąć wielu festiwalowiczów na grube pieniądze.

*Imiona Hassego i Danniego zostały zmienione z przyczyn prawnych


Więcej na VICE: