Krystian Nowak, autor „Wszyscy ludzie, których znam, są chorzy psychicznie” oraz twórca takich fanpage’y, jak „Tak trzeba żyć” i „Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty” powraca! W swoim debiucie rozprawiał się ze wzlotami, upadkami i pułapkami, jakie niejednokrotnie czyhają na 30-latka żyjącego w Polsce. Teraz swoją przypowieścią Ludzie Dobrej Woli koncentruje się na polskiej prowincji.
„Nie tylko w Waszyngtonie światowi decydenci knują skomplikowane, mroczne intrygi. Czasem lokalna wierchuszka z małego miasteczka gdzieś w Polsce bywa równie bezwzględna” – czytamy na odwrocie książki o tym, jak prezydent małego miasteczka stał się niepodzielnym panem i władcą jego mieszkańców i o tym, czy spotkała go za to kara…
Videos by VICE
VICE: Kim są Ludzie Dobrej Woli?
Krystian Nowak: Po trochu wszyscy nimi są. Każda osoba, której – jak chcę wierzyć – przyświecają dobre intencje, które nie zawsze mają przełożenie na czyny. Natomiast tytuł książki jest o tyle dwuznaczny, że miasto, w którym dzieje się akcja, nazywa się Dobra Wola. Nie są to może wyżyny wyrafinowania, ale wyszło chyba fajnie.
Twoja pierwsza książka była wiwisekcją wzlotów i upadków przeciętnych trzydziestolatków w Polsce. Ludzie Dobrej Woli w moim odczuciu są kryminałem, ale czy to też twoja próba analizy społeczeństwa na polskiej prowincji?
Nigdy nie myślałem o tej książce jak o kryminale, chciałem raczej, żeby to była pewna przypowieść o przypadkach ludzkich, umiejscowionych w realiach, które nie do końca zmyśliłem…
Co masz na myśli?
Zainspirowała mnie prawdziwa sprawa, która jakiś czas temu wydarzyła się w Polsce, a jeden z głównych bohaterów, prezydent miasta Dobra Wola, ma swoje odbicie w rzeczywistości. Jego realny odpowiednik, Zenon Rzeźniczak zbudował sobie siatkę powiązań, dzięki której decydował, kto dostanie pracę i gdzie (nie jest tajemnicą, że często w małych miasteczkach z pracą jest bardzo ciężko); a następnie co miesiąc pobierał od tych osób 10 procent ich pensji. W końcu proceder wyszedł na jaw. Najpierw przeczytałem o tym w mediach, później kontaktowałem się z wymiarem sprawiedliwości, z prośbą o udostępnienie akt. Warto dodać, że wyrok, który zapadł w tej sprawie, niektórzy zapewne uznają za niesprawiedliwy – został uniewinniony od zarzutów łapówkarstwa. Co jednak ciekawe, w moim odczuciu ten człowiek naprawdę wierzył, że robi coś dobrego, dawał ludziom pracę, więc należała mu się drobna, comiesięczna forma podziękowania.
Czy właśnie ta postawa zainspirowała cię do napisania książki?
Z jednej strony motywacja prezydenta, którą niekoniecznie była demoniczna chciwość i żądza władzy. Z drugiej była to zagwozdka moralno-prawna, z którą musiał zmagać się sędzia: jak skazać kogoś, kto jest ewidentnie winny, ale tej winy nie prawo do końca nie ujmuje. To bowiem tworzyło pytanie, co zrobić z osobą, której czyny są moralnie złe, ale prawo jest tak skonstruowane, że udaje się jej uniknąć odpowiedzialności.
Czy postępowanie oskarżonego prezydenta jest charakterystyczne dla małych polskich „państw w państwie”?
Myślę, że Polska jest niesamowicie scentralizowanym krajem. Chyba nie jestem osamotniony we wrażeniu, że jeśli coś nie dzieje się w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Trójmieście, może Poznaniu to naprawdę niewielu to obchodzi – bo to się, tak jakby, po prostu nie dzieje. A przecież mówimy o miasteczkach, gdzie żyją tysiące ludzi, które się wyludniają, a ci chcący zostać są poza radarem. Błędnie wydaje nam się, że większość Polski żyje w dużych miastach – otóż nie, jest zupełnie na odwrót.
Tyle że narracja partii rządzącej mówi coś zgoła innego – że właśnie teraz ci wszyscy zapomniani ludzie mają wreszcie prawo głosu.
Może przemawia przeze mnie złośliwy lewak – którym jestem, jak wiadomo z pierwszej książki – ale jedyne zagospodarowanie tej trochę zapomnianej przez Warszawę części kraju jakie widzę to np. umiejscowienie w takiej miejskiej elektrociepłowni w Siedlcach na stanowisku prezesa syna ministra energii. Z perspektywy stolicy brzmi trochę jak zesłanie, ale z tego co wiem, to całkiem intratna posada. Tylko co kogo obchodzą jakieś tam Siedlce, kiedy łamana jest Konstytucja itd.
Czym różniła się praca nad twoją drugą książką w stosunku do debiutu?
Niczym. Pisało mi się tak samo źle.
Ale z tego, co słyszałem, pracujesz już nad kolejną?
Zgadza się. To będzie reportaż o kebabach w Polsce, będzie nazywać się „Kebabistan”.
Już jestem ciekaw.
Z zebranych danych, które już posiadam, kebab jest najczęściej zamawianym posiłkiem przez Polaków – prześcignął nawet pizzę. Przecież to jest już danie narodowe. Jak to się stało?
By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”. Jesteśmy też na Twitterze i Instagramie.
Sam też jesteś fanem kebaba?
Ogromnym.
Kurczak, baranina, czy falafel?
W Polsce nie ma 100-procentowej baraniny. Jej sprowadzanie by się nie opłacało. W najlepszym wypadku jemy mieszankę baraniny z wołowiną. I procent baraniny nie przekracza raczej kilkunastu. W najgorszym: wieprzowina, ale to raczej nie u muzułmanów. Ale wracając do tematu małomiasteczkowej Polski: czy wiesz, co przez 50 lat uważano za geograficzny środek naszego kraju?
Nie mam pojęcia.
Miejscowość Piątek. I wiesz co jest w jej samym środku? Kebab. Muszę tam pojechać.
Śledź autora tekstu na jego profilu na Facebooku
Czytaj też na VICE: