Powiem Tak. Na świętach nie ma co oszczędzać takie jest moje zdanie. Nie raz się brało i zapomogę na ten okres w prowidencie. A to na prezenty a to na to a to na tamto. Wiadomo. Człowiek czasem nie myśli racjonalnie. Tym bardziej jak się a takich sąsiadów jak my.
Heniek w stanach był 15 lat, wrócił 20 lat temu jak w spadku dostał 10 hektarów z planami produkcji ekopapryczki- skończyło się na ziemniakach.
Videos by VICE
W każdym razie tam w USA podpatrzył tamtejszych zwyczajów, które usilnie od tych 20 lat stara się wprowadzać na naszą ziemie. Powiem szczerze, że tego kapelusza kombojskiego co go nosi od zawsze (podobno w nim śpi), kiedyś zazdrościłem. Ale, nie powiem ja świata też trochę liznąłem, może nie Amerykę jak on, ale od Turcji przez Jugosławie po Związek Radziecki. No a Niemcy wiadomo zjechałem wzdłuż i wszerz. Obycia mam i wiem że teraz taki kapelusz to żaden rarytas. Już chyba kaszkiet bym już wolał ładny jakiś na chwile obecną. Jak będę we Warszawie zajadę jakiegoś porządnego krawca i se zamówię. Jeszcze mu pokaże kto ma sznyt i gust. A do ameryki mnie nie ciągnie. Teść Bogdana kupił w raty Szewroleta. Niby amerykański i w ogóle, wsiadłem za kółko obejrzeć, a tu w środku matiz. A to ze 300 baniek kosztowało. Dajcie spokój, to w tych piniondzach miałbym 3 be piątki, albo już ładną be szóstkę i jeszcze by zostało.
Ten rzemyk na szyi co go nosi też nie praktyczny. Ani indianin z niego ani komboj żaden. Dogadać się z nim też ciężko. Prędzej czy później Heniek zawsze swoją wypowiedź zakończy: „a w Ameryce to by byłoby nie do pomyślenia”, a w Ameryce to a w Ameryce tamto. Jak mu tak się tam podobało to po co wracał. I jeszcze ten akcent… Nie raz wtrąci… „ Mirek jak to się po polsku mówi…”
Mnie to się wydaje, że słowa mu brakuje nie dlatego że w Chicago 20 lat siedział, a dlatego, że edukacje zakończył na czwartej klasie podstawówki. Żonkę przechścił już dawno. Wyjechała Izka co w giesie na kasie siedziała, wróciła Izabel w kapeluszu ze nie szło poznać.
Jedyna rzecz która mi się podoba w tym ich całym cyrku to te lampki ciągnące się przez dom, garaż, oborę wychodzące na bramę wjazdową obkręcone dookoła na lwach. To mnie się zawsze podobało.bo to i dla oka miłe i tego. Traktor też przystroił raz. Widocznie trochę lampek mu zostało.
Lampki na komisie wywieszam od ładnych paru lat. W tamtym roku jak robiłem pod koniec roku wielkie wietrzenie magazynu i wyprzedaż rocznika 97, dowaliłem tak tymi lampkami że jak przejazdem wycieczka z Japonii jechała z Warszawy do Krakowa to zatrzymali autokar z piskiem opon i przewodniczka zarządziła 10 minut na pamiątkowe zdjęcia. Jedna starsza Chinka to aż się popłakała ze wrażenia. Mówi że wzruszyła się bardziej jak na koncercie szopenowskim dzień wcześniej. Dwa dni później dzwonił jakiś kitajec, pytał czy ta honda co podpatrzył jak zalega na placu to w automacie i czy jeszcze nie wyjechała. kiedy można przyjechać obejrzeć. No tego jeszcze nie grali heheh.
W tym roku też cyrk, zatrzymała się wycieczka szkolna, wychowawczyni myślała że wesołe miasteczko. Wpuściła gówniarzerię na plac, tych łapsk na lakierze Krysia przez dwie godziny ścierała. Zamiast w garach siedzieć przed świętami to traciła czas.
No ale tak działa reklama. W tym roku nie spojrzałem w kalendarz, jakoś tak mnie wzięło po zakupach w supermarkecie, coś mnie się w głowie przestawiło że już święta. Wróciłem, reklamówki zaniosłem na górę. Wziąłem młodego, drabinę i pojechaliśmy na montaż. Dokupiliśmy jeszcze u wietnamców światełka na słupy. Za porozumieniem mojego serdecznego kolegi burmistrza doprowadziliśmy na świecąco drogę do komisu już od skrzyżowania. 50 słupów żeśmy z młodym obstawili, od skrzyżowania- po bramę wjazdową na plac się ciągnęli. Krysia była dumna z nas. Mówi że czuje się jak w Las Vegas.
Heniek z Izką trochę mniej, w tym roku bezkonkurencyjnie to ja wygrałem na ulicy. Heniek w tym roku ma zresztą nieoświetląną całą południową część chałupy Jak był na montażu na dachówkach, popieściło go tak, że podobno cały z prawej strony osiwiał wąsy plus włosy na głowie. Wygląda teraz jak broda Hołdysa- pół siwiutka pół jak węgiel czarna. Podobnie ma w tym roku na chałupie. Część oświetlona jak na Kevinie, część cimno jak w Bieszczadach.
Święta to bardzo pracowity okres u nas, nie da się ukryć. U mnie taka tradycja panuje, że dzień przed wigilią robię tak zwany objazd z opłatkiem. Biorę młodego na szofera, podjeżdżamy na szybko na myjnie, tryskamy plakiem po oponach, zajeżdżamy do mojego teścia na staw. U teścia to we stawie sztuki takie po 8 kilo pływają. Jak wyskoczy to jak delfin. Jeszcze trochę to będzie je musiał uwiązywać jak psa łańcuchem, żeby mu nie powylatywały. Nie wiem czym on je karmi i nie chce wiedzieć.
Zabieramy ich tuzin i jeździmy na łamanie po całej gminie. I tak po kolei od proboszcza, potem zazwyczaj zajeżdżamy do senatora, potem do jednego posła- nazwiska nie zdradze, potem burmistrz, u doktora zostawiam też dwa karpie- ale z tym to na krótko bo nie pijący od 10 lat.
Na godzinę wpadam do Mietka na warstat, to u niego serwisuje wszystkie auta. Swoją drogą bardzo ładnie przystroiły w tym roku biuro.
I na finał z opłatkiem jedziemy do komendanta. No i u niego nam schodzi najdłużej. Andrzej pędzi bimber to i poczęstuje czasem jedną a czasem trzema buteleczkami. W tym roku poszły 4 flaszki. Z tego wszystkiego zapomniałem do skarbówki karpie zawieść…
Po ciężkim pracowitym dniu, czas wreszcie siąść na kanapę, wziąć okulary telemagazyn i zaprogramować święta. Na tę okoliczność biorę mazak i zaznaczam co kiedy warto obejrzeć. Ooo w tym roku Potop w kolorze! Obowiązkowo. Mam nadzieje też że i familiada będzie w wydaniu specjalnym. A wy co polecacie?
DLACZEGO REMAKE „CARRIE” JEST NAJGORSZYM TEGOROCZNYM REMAKE’IEM