Dlaczego kobiety nie śpiewają częściej o swoich przyjaciółkach?

Koniec przyjaźni może być równie ciężką próbą, co koniec romantycznej przygody, czemuż więc nie ma więcej piosenek na ten temat? “Bad Blood” Taylor Swift trafiło w sedno, jeśli chodzi o naturę kobiecej przyjaźni i wartości przypisywanej jej w popkulturze. Czyli: bardzo niewielkiej. “Bad Blood” nie dowodzi tego wprost, po prostu stanowi wyjątek w całym morzu muzyki śpiewanej przez kobiety, w której jakoś nie zauważa się faktu, że przyjaźń może być źródłem wielkiej radości lub utrapienia. Nie chcę pokrzykiwać z feministycznej ambony, ale mężczyźni nie traktują swoich przyjaciół w taki sposób. Wręcz odwrotnie. W swoich piosenkach zazwyczaj entuzjastycznie odnoszą się do przyjaciół, mówiąc o nich z najwyższym uznaniem i nawet jeśli przyjaźń braterska nie stanowi głównego tematu utworu, często się o niej wzmiankuje.

Jestem pod wielkim wrażeniem, jak w ciągu ostatnich kilku lat zmieniła się rola kobiet w muzyce pop i, prawdę mówiąc, już sama możność zadania pytania w stylu “dlaczego kobiety w piosenkach nie podchodzą do przyjaźni w ten sam sposób, co mężczyźni?” jest naprawdę ekscytująca, gdyż mówi nam, jak wiele zdobywamy w innych dziedzinach, gdy chodzi o wzmocnienie pozycji, niezależność i determinację, skoro możemy czepiać się spraw, nad którymi wciąż trzeba popracować. A do czegóż kobieta nie chciałaby się przyczepić? LOL! To naprawdę wspaniały czas dla kobiet w muzyce pop, gdyż ona wciąż ewoluuje i to ramię w ramię z intencjami kobiet, które w niej, właściwie po raz pierwszy, gremialnie rządzą.

Videos by VICE

Przeczytaj randkowy kwestionariusz Rudiego Zygadlo

Celowo czy też nie, “Bad Blood” i towarzyszące mu video analizuje niuanse kobiecej przyjaźni, która z jakiegoś powodu się rozpadła. Gdy piosenkarki śpiewają o innych kobietach, zazwyczaj ma to związek z jakimś mężczyzną, jak w “Wannabe” Spice Girls, gdzie miłość wiąże się z przyjaźnią – jednak nie wspomina się o jej autonomiczności. Albo, jak w “Jolene” Dolly Parton, gdzie, jak w wielu innych piosenkach śpiewanych przez kobiety, mówi się o walce o mężczyznę. Co ciekawe, w “Bad Blood” nie ma ani słowa o facetach, co sprawia, że ten utwór jest dość niebanalny w kontekście stosunków między kobietami. I choć tabloidy będą forsować teorię, że ta piosenka mówi o “kłótni” Taylor z Katy Perry, dotyczącej Johna Mayera, to jednak nie trzyma się to kupy, biorąc pod uwagę ciężką robotę, jaką włożyła Tay, aby skończyć ze swoim nastoletnim wizerunkiem dziewczyny “mającej bzika na punkcie chłopaków”. “Bad Blood” definiuje kobiecą przyjaźń odnosząc się do dwóch kobiet, nie zaś redukując ich relację do stosunku do osoby trzeciej, mężczyzny, co pozwala im zwracać się do siebie bezpośrednio i niezależnie. Co jest również, niestety, całkowicie nowym pomysłem.

Niedawno na Tidal, najobrzydliwszym muzycznym serwisie streamingowym znanym człowiekowi, udostępniono “Feeling Myself” Beyoncé i Nicki Minaj. “Feeling Myself”, kompletnie różne spojrzenie na wzmocnienie pozycji kobiet, przedstawia obecne status quo: kobiety manifestujące swą seksualną i finansową niezależność. No i świetnie. Tyle że Beyoncé i Nicki Minaj nigdy nie odnoszą się do swoich relacji z innymi kobietami, a jedynie do stosunku do swojego ciała, rachunków w banku i licznych facetów padających im do nóg. Poza tym, że Nicki oznajmia, że obydwie są “symbolem tego wszystkiego”, sens tego jest taki, że gdy nadejdzie koniec tej piosenki, rozstaną się i powrócą do rządzenia swoimi królestwami. Fajnie, lecz jakoś nie bierze się pod uwagę tego, że w pewnym momencie Nicky będzie miała ochotę na brunch ze swoimi przyjaciółkami, zakrapiany białym winem, bo niezależnie od tego, jak byśmy z tym nie walczyły, ów stereotyp jest prawdziwy – wszak nie ma chyba lepszej rzeczy niż upijanie się białym winem z przyjaciółkami w samym środku dnia. Nie jestem natomiast pewna, czy aby Beyoncé ma jakichś przyjaciół (co nie ma nic wspólnego z tym, że jest kobietą, lecz raczej z tym, że może być golemem powołanym do życia przez iluminatów). Ale zawsze mogę się mylić.

W przypadku facetów wszystko wydaje się zupełnie inne. Na przykład taki Drake zaczynał od zera, a teraz razem z całą swoją ekipą jest tam, gdzie jest. Nikt nie zadrze z kliką Kanye Westa, Usher praktycznie zawsze jest w klubie ze swoimi ziomkami i nawet Beatlesi dawali radę dzięki pomocy przyjaciół. Mimo całej tej gadaniny o nieokazywaniu emocji, faceci zawsze bardzo otwarcie mówili o udziale przyjaciół w swoich sukcesach i doświadczeniach, podczas kiedy w przypadku kobiet wyraźnie tego brakuje. W “Bad Blood” kobieta po raz pierwszy martwi się rozpadem swojej przyjaźni i jest to dla niej na tyle ważne, że stało się głównym tematem.

Nie znaczy to, że kobiety nigdy wcześniej nie śpiewały o przyjaźni – Cher Lloyd całkiem niedawno nagrała “Oath”, a Little Mix mają w repertuarze “Always Be Together”, lecz są to pomniejsze brytyjskie artystki i ich utwory nie zajmują pierwszych miejsc list przebojów, w odróżnieniu od „Bad Blood” czy też wspomnianych wcześniej piosenek męskich wokalistów. Ostatnią bardzo znaną piosenką o kobiecej przyjaźni, która przychodzi mi do głowy, była “Umbrella” Rihanny, a przed nią jeszcze “Wind Beneath My Wings” Bette Midler, “Any Time You Need a Friend” Mariah, “True Colors” Cyndi i “I’ll Stand By You” The Pretenders. A jednak, mimo tych wszystkich wielkich, szumnych słów o lojalności i miłości, w żadnej z nich nie mówi się o przyjaźni z taką naturalną łatwością, jak przychodzi to, na przykład, Usherowi. Szczerze mówiąc, nawet w “Umbrella” nie udało się uchwycić tego, co dzieje się w rzeczywistości między dwójką przyjaciół.

Te wszystkie piosenki śpiewane przez kobiety łączy jedna wspólna rzecz: wiążą one przyjaźń z różnymi ubocznymi czynnikami. Relację można streścić do tego, że jeśli wydarzy się coś złego, jestem z tobą, a ty jesteś ze mną, dziękuję. Tymczasem mężczyźni wiążą się ze sobą na całkiem innym poziomie. Wychodzą gdzieś razem, wspólnie coś realizują, razem dorastają i podróżują. To jest tak głęboko zakorzenione, że wydaje się ledwo zauważalne – chodzi o subtelny sposób, w jaki dowiadujemy się, że mężczyźni są silniejsi, gdy są w grupie, tymczasem kobiety są same, ich przyjaźnie polegają raczej na tym, by mieć się na kim oprzeć, gdy w “prawdziwym życiu” zaczyna się źle dziać. W przypadku mężczyzn, przyjaźń polega na koleżeństwie, dla kobiet jest to raczej rodzaj terapii. Lecz kobiety też potrafią być kumplami i media zajmują się tym tematem coraz częściej, zwłaszcza gdy takie seriale jak Broad City zaczynają przedstawiać kobiecą przyjaźń z innego, tradycyjnie męskiego punktu widzenia.

Taylor Swift pyta nas: “Co się dzieje, gdy przyjaźń się rozpada? Co się dzieje, gdy twoja kumpela przestaje być twoją kumpelą?”. To ma sens, że Swift wprowadza nas w kwestię przywiązywania większej wagi do kobiecej przyjaźni. W zeszłym roku jej wysiłki koncentrowały się w dużej mierze na budowaniu wokół siebie świata kobiet i jej urocze, głupkowate tańce z Seleną Gomez przy okazji rozdawania nagród, wakacje z Haim, czy też specjalny pokój dla Karlie Kloss w mieszkaniu Swift w TriBeCe to część prezentacji uczuć, jakie żywi do swoich przyjaciółek. Wygląda na to, że dziewczyńska przyjaźń jest dla Tay ważną sprawą i, w odróżnieniu od innych kobiecych archetypów w historii popu, jej własny został zbudowany na pierwszeństwie jajników przed jądrami. Jest prawdziwą Leslie Knopp muzyki pop. I jeśli ktokolwiek jest w stanie do tego stopnia podnieść rangę kobiecej przyjaźni, by zrównała się z romantyczną miłością, będzie nią właśnie ona.

Kat jest pisarką zamieszkałą na Brooklynie. Podejrzewamy, że musi być świetną kumpelą. Znajdziecie ją na Twitterze.

Tłumaczenie Ewa Szymczyk.