Wrestlerka odpowiada na pytania, które zawsze chcieliście zadać

Wielcy faceci. Wrestling amerykański to świat olbrzymich, naoliwionych facetów, rzucających sobą po ringu, bijących się krzesłami po głowach i ciskających swoimi ciałami w stoły. Nieważne, czy w dzieciństwie oglądaliście Tygrysią maskę na Polonii 1, gale WCW, gdy Cartoon Network kładł się spać, czy późniejsze, wypasione WWE – ten sport kojarzy się z wielkimi facetami. Nieprawda jednak, że brakuje tu kobiet, tyle że ich role zmieniały się z biegiem lat. Ten proces trwał bardzo powoli i wcale się jeszcze nie skończył, ale zawodniczki z ładnych buź i wypiętych pup zmieniały się w wojowniczki, które potrafią skopać tyłek. I bardzo dobrze.

Kiedy w Stanach na cykliczną imprezę o wymownej nazwie Wrestlemania przychodzi kilkadziesiąt tysięcy ludzi, w Polsce amerykański wrestling dla wielu wciąż pozostaje enigmą. Natomiast inni rodacy skwitują go mianem „cyrku”, z dumą odsyłając do rodzimych walk MMA, gdzie większą pompę dostaje walka Popka z Pudzianem, niż pojedynki prawdziwych fighterów.

Videos by VICE

Czym się charakteryzuje wrestling? To show z pogranicza komputerowej nawalanki i stron komiksów, gdzie panuje wyraźny podział wśród zawodników na tych dobrych i złych. Wrestlerzy tworzą swoje alter ego – pozytywnych face’ów i złowrogich heelów – każdy operuje charakterystycznym dla siebie wachlarzem ruchów, mając też w swoim arsenale ten jeden cios, tzw. finisher, który zazwyczaj kończy pojedynek. To wszystko stara się wprowadzać w życie też polska federacja Kombat Pro Wrestling – niszowa, a jednak napędzana przez entuzjastów tego sportu.

Zanim powstało KPW, był amerykański wrestler Daniel „Don Roid” Austin, który zakochał się w Polce z Rzeszowa i w 2005 roku przeprowadził się do niej na stałe, w niedługim czasie zakładając przy tym pierwszą federację wrestlingu w Polsce Do or Die Wrestling. Chociaż federacja nie przetrwała próby czasu, zapał polskich zawodników nie zmalał. Przeciwnie. Regularnie tworzą w Trójmieście kolejne gale (10 czerwca będziecie mogli ich zobaczyć w Gdyni), kręcą najgorsze klipy promocyjne (sorry) swoich walk i przyciągają do siebie nowych fanów wrestlingu.

Tylko jak w tym zmaskulinizowanym ringu radzą sobie kobiety? Marta Gołębiowska to obecnie jedna z dwóch czynnie występujących wrestlerek federacji. Na co dzień wykonująca pracę biurową, by po godzinach zmieniać się w Biankę, walczącą u boku naoliwionych facetów, którzy rzucają sobą po ringu. Byłem ciekaw, czy dzięki swoim umiejętnościom czuje się bezpieczniej także poza ringiem, jak ją traktują koledzy z szatni i czy zdarza się jej usłyszeć jakiś głupi, seksistowski tekst z trybuny.

VICE: Dlaczego zaczęłaś trenować?
Marta „Bianca” Gołębiowska: Moja historia zaczyna się podobnie, jak u innych zawodników KPW – za dzieciaka jaraliśmy się wrestlingiem, oglądając go w telewizji na kablówce. Kiedy więc pojawiała się możliwość, by trenować w Polsce, dlaczego miałam nie spełnić swoich marzeń z dzieciństwa? Miałam swoją ulubioną zawodniczkę, pewnie nic ci to nie powie – nazywała się Trish Stratus. Była nie tylko świetna technicznie i piękna, ale przede wszystkim urzekła mnie całościowo jako postać, gwiazda. To była dla mnie doskonałość. Coś, do czego dążyłam. Dlatego zaczęłam trenować.

Wrestling kojarzy się głównie z dużymi, naoliwionymi chłopakami. Jaką rolę w tym wszystkim pełnią kobiety?
Ta rola z biegiem lat się zmieniła i wciąż się zmienia. Jeszcze na początku XXI wieku kobiety występowały bardziej jako „eye candy”. Miały ładnie wyglądać, by fani mogli sobie na nie popatrzeć. Bardzo często zatrudniano do tego modelki i dostosowano je do występowania w ringu. Do czasu. Teraz kobiety trenują tak samo ciężko, jak faceci, by mogły im dorównać.

Czym się charakteryzuje trening?
Kiedy pojawiłam się pierwszy raz, trener nie wiedział, co ze mną zrobić. Byłam jedną z dwóch dziewczyn, które wtedy zaczynały. Zastanawiał się, czy mam trenować tak jak faceci, czy musi wymyślić dla mnie coś innego. Z czasem zauważył, że dobrze mi się pracuję z chłopakami i nie potrzeba tu podwójnych standardów. Jeżeli chodzi o sam trening, rozgrzewka jest oczywiście kluczowa, bo bez tego nietrudno o kontuzję. Później wchodzimy do ringu. W zależności od planu trenerów na dany dzień, przerabiane są różne elementy. Od treningów wytrzymałościowych, poprzez naukę i szlifowanie rozmaitych technik, sparingi, po kwestie niezwiązane bezpośrednio z samą walką – typu praca przed kamerami, na mikrofonie, prezencja, psychologia ringowa itd.

Czy umiejętności, których uczy cię wrestling, mogą się przydać także poza nim, czy czujesz się dzięki nim pewniejsza?
Na szczęście jeszcze nigdy nie miałam potrzeby bronić się przed kimś na ulicy. Choć faktycznie dzięki tej wiedzy i umiejętnościom czuję się pewniej, nie można też z tą pewnością przesadzać. To oczywiste, że gdyby zaczepiło mnie więcej przeciwników, pierwsze, co bym zrobiła, to zaczęła uciekać.

Każdy z zawodników ma swoje charakterystyczne ciosy, chwyty. Czy ty też masz coś takiego?
Jeżeli coś ma wyglądać wiarygodnie, musi być dopasowane do mojej wagi i postury. Mój finisher [cios, który zazwyczaj kończy walkę, przyp. red.] nazywa się „unhappy ending”. W trakcie walki wynoszę swoją przeciwniczkę na barki i razem z nią upadam na plecy, przygniatając ją swoim ciężarem ciała.

Walczysz też z facetami?
Takie walki zdarzają się rzadko z wiadomych powodów. Jest to raczej specjalna atrakcja i musi być odpowiednio przemyślana. W Kombat Pro Wrestling jeszcze nie zrobiliśmy takiego pojedynku. Nie wiem, czy polska publiczność jest na to gotowa, żeby facet okładał kobietę w ringu.

Wrestling wciąż jest dość niszowy w Polsce, jak na was reaguje publiczność?
Na początku myślałam, że na nasze gale będzie przychodzić więcej dzieciaków. Natomiast ku naszemu zadowoleniu, wiek fanów oscyluje głównie w przedziale 20-30 lat. Z każdym kolejnym występem ludzie reagują coraz lepiej – myślę, że naprawdę zaczynają łapać te gale, które organizujemy regularnie w Trójmieście. Początkowo to była tylko grupka znajomych, zapalonych fanów, którzy swoimi okrzykami nadawała rytm. Teraz pojawia się już ponad 100-150 osób. Mimo że nie jest to na razie jakaś wielka liczba, kiedy wszyscy krzyczą, klaszczą, bawią się z nami, jestem bardzo szczęśliwa. Moment, w którym przechodzisz przez kurtynę, wchodzisz do innego świata. Znika cały stres, trema, inne problemy.

Zdarzają się hejty, seksistowskie gadki w stylu „pokaż cycki” itp.?
Nigdy coś takiego się nie zdarzyło, nawet gdy występowałam za granicą. Cieszy mnie to, że mamy tak kulturalnych fanów (śmiech).

Walki tutaj są też ściśle związane ze storyline’ami [historiami bohaterów], według których powstają konflikty, a zawodnicy dzielą się na face’ów i heelów. Kim jesteś ty?
Od początku mojej kariery jestem heelem. W skrócie to ktoś taki, kto dąży po trupach do celu. To pewnie przez mój wygląd zimnej suki. Ale bardzo dobrze mi z tym, chociaż nie jestem wredną laską.

Nie boimy się wejść na ring. Polub nasz fanpage VICE Polska na Facebooku

Jak wrestling wpływa na życie prywatne?
Myślę, że może być ciężko założyć rodzinę. Trudno to zrozumieć osobie spoza tego świata. Mam narzeczonego, który w każdy weekend czeka na mnie w domu. Nie chodzi tylko o gale i treningi, KPW to trochę taka firma, którą wspólnie zarządzamy. Nie spodziewaliśmy się, że będzie przy tym tyle pracy.

Co mówisz osobom, które mówią, że wrestling to ściema?
Zawsze daję ten sam przykład: kupujesz bilet na MMA, chcesz zobaczyć dobrą walkę, a główne wydarzenie trwa półtorej minuty. Kiedy idziesz na wrestling, masz pewność, że zobaczysz prawdziwe widowisko. Często też lubię podawać taki przykład, że oglądając np. walkę Dwayne’a „The Rock” Johnsona z Jasonem Stathamem z Szybkich i Wściekłych 7, raczej nie zwracamy uwagi, że jest to z góry ustalone i nie przeszkadza nam to w stwierdzeniu „wow, świetna walka”. Nikt nie narzeka przed telewizorem, mówiąc: „ ee, nie oglądam, to jest udawane!”.
Zawsze radzę: jako widz po prostu ciesz się tym, co oglądasz. Daj się ponieść historii tego pojedynku. Wkręć się w atmosferę show.

Bianca z autorem tekstu, fot: Paweł Starzec

Udawane?
Bardziej ustawiane, mam alergie na słowo „udawane”. Oczywiście w żadnym wypadku nie zaprzeczam, że walka wrestlingowa to coś zupełnie innego niż walka bokserska czy MMA. Wrestling to bardziej show. Ale jeżeli wynoszę moją przeciwniczkę do góry i rzucam nią o ring… to nie udaję, że rzucam, tylko rzucam naprawdę. Również „reżyserowane” to nie do końca właściwe słowo. To od nas, zawodników zależy, jak będzie wyglądać walka. Reagujemy na okrzyki publiczności i jeśli chcemy, możemy się dostosować do ich woli. Trochę jak gladiatorzy, chcemy lub nie chcemy ich zadowolić. Nie znajdziesz tego nigdzie indziej niż we wrestlingu.

Czy jako wrestlerki jesteście traktowane jakoś inaczej przez swoich kolegów z szatni?
Nie, nigdy nie poczułam, by coś takiego miało miejsce. W ringu nie jestem kobietą, jestem zawodnikiem.

Możesz śledzić autora tekstu na jego profilu na Facebooku

Przeczytaj też: