Artykuł pierwotnie ukazał się na MUNCHIES
W ciągu kilkunastu lat Bam Margera osiągnął więcej niż większość ludzi przez całe życie: był sensacją w świecie skaterów, gwiazdą programów i filmów Jackass, frontmanem zespołu rockowego i prezenterem radiowym. Jednak jeszcze przed 2003 rokiem, kiedy to dostał własny program Viva la Bam na MTV, jego dotychczas niesamowita kariera zaczęła zmierzać w złym kierunku. Margera publicznie zmagał się z różnymi ciężkimi doświadczeniami życiowymi, w tym ze śmiercią jego najlepszego przyjaciela Ryana Dunna, który w 2011 roku zginął w wypadku samochodowym. Jednak niewiele osób wie, że u szczytu kariery walczył również z zaburzeniami odżywiania i uzależnieniem od alkoholu.
Videos by VICE
Oglądając odcinek wyprodukowanego przez VICELAND Epicly Later’d, który poświęcono powrotowi Margera na rampę, od razu dało się zauważyć, że tamte demony mocno odbiły się na jego zdrowiu, związkach oraz nawet jeździe na desce. Przez pewien okres jego przyszłość nie rysowała się zbyt różowo – zwłaszcza wtedy, kiedy ukryty w swojej piwnicy przez kilka lat opłakiwał śmierć Dunna, a jego dieta składała jedynie z wódki oraz izotoników.
Na szczęście wszystko wskazuje na to, że historia Margery nie będzie miała równie tragicznego końca, co w przypadku niektórych z jego przyjaciół czy muzyków, których ubóstwiał. Rozmawialiśmy z Bamem o jego zmaganiach z bulimią i alkoholem, oraz o tym, jak na nowo uczył się jeździć na deskorolce.
MUNCHIES: Hej Bam, co u ciebie?
Bam Margera: Dobrze, szykuję się na moje urodziny [wywiad został przeprowadzony przed 28 września – przyp. red.]. Przyjęcie miało być niespodzianką, ale i tak się o nim dowiedziałem, więc teraz jestem w mojej posiadłości w Pensylwanii i sprzątam.
W Epicly Later’d opowiedziałeś o życiu człowieka, którego dieta składała się prawie wyłącznie z wódy. Jak teraz wygląda twój jadłospis?
Ostatnio mam czyste sumienie. Żadnego alkoholu. Dzisiaj zjadłem trzy małe taco z kurczakiem, guacamole i salsą, więc nie jest źle. A, no i wypiłem trochę wody gazowanej o smaku arbuza – to wszystko.
Jak wyglądało twoje menu w najgorszym okresie życia?
Najczęściej budziłem się koło 11 i od razu zaczynałem pić wódkę z fioletowym Gatoradem; w ciągu dnia potrafiłem wypić prawie 5 litrów tej mieszanki. Źle wspominam tamten okres. Co było jednak dziwniejsze, zdarzało mi się wpaść w trzydniowy cug, żeby potem nie pić przez kolejne pięć. No, ale po tych pięciu dniach znowu chlałem przez dwie doby.
Miałeś jakiś ulubiony alkohol?
Nie, było mi wszystko jedno. Potrafiłem się nawalić czerwonym winem, wódką, piwem, whiskey z colą, dosłownie wszystkim. Nie miałem ulubionego trunku, po prostu lubiłem być pijany. Tak naprawdę piwo nigdy mi szczególnie nie smakowało.
Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco
Co jadłeś w tamtym okresie?
To była najgorsza dieta świata. Przez cały dzień wciągałem jedynie puste kalorie z alkoholu, żeby w nocy, kiedy już balansowałem na granicy utraty przytomności, splądrować lodówkę i wepchać w siebie olbrzymie ilości jedzenia. Pewnego razu zjadłem zamrożoną pizzę. Byłem tak głodny, że nawet nie zaczekałem, żeby ją podgrzać. Kiedy się następnego dnia obudziłem, strasznie tego żałowałem, bo przecież te wszystkie kalorie z pizzy i sera powinny dobrze smakować. A ja po prostu zjadłem zamrożone paskudztwo, które było kompletnie pozbawione smaku.
Czy zdrowa dieta ułatwiła ci powrót na deskę?
Tak. Bardzo nie lubię o tym mówić, ale to zrobię. W tamtym okresie w ogóle nie zwracałem uwagi na moją tuszę. Przez jakiś rok ani razu nie stanąłem na wadze, a kiedy to zrobiłem, okazało się, że ważyłem 104 kilogramy. Myślałem, że się zepsuła. Właśnie wtedy postanowiłem wybrać się do Estonii i po prostu pojeździć tam na rowerze, pochodzić po górach i ogólnie znowu zacząć się ruszać. W tamtym okresie nie próbowałem jeździć na desce, bo z taką wagą, nawet gdyby wyszedł mi jakiś fajny trik, i tak wyglądałbym jak spocony klops.
A więc kiedy w końcu wróciłeś na deskorolkę?
Gdy zszedłem do 90 kilogramów i pojechałem do Barcelony z [Thomasem] Winklem, żeby nakręcić kilka sztuczek. Winkle zapomniał włożyć do torby dysk z nagraniami z Hiszpanii, więc teraz czekam, aż mi to wyśle. Mam nadzieję, że wkrótce ujrzy to światło dzienne.
Dlaczego akurat Barcelona?
Powrót na deskę był bardzo frustrujący. Pomyślałem, że w Europie zachowam większą anonimowość i ludzie nie będą mnie tak często rozpoznawać. To właśnie stanowiło najtrudniejszą część – pragnąłem jeździć na desce, ale nie chciałem, żeby fani zobaczyli, jak kiepsko mi to idzie. Chciałem robić to z przyjaciółmi, ale wstydziłem się swojej formy przed profesjonalistami. Nie było łatwo, ale pobyt w Barcelonie na pewno pomógł.
To jednak nie jest idealne miasto dla kogoś, kto nadużywa alkoholu.
Potrafiłem nie pić przez tydzień, nawet 10 dni, i skupiać się jedynie na ćwiczeniu na desce, ale potem zawsze pojawiał się moment, kiedy myślałem: „Jestem w Hiszpanii i chcę się napić cholernego czerwonego wina”. Czerwone wino to jedyny alkohol, który mnie tam kusił. Jednak zazwyczaj piłem tylko kilka kieliszków, nigdy więcej. Miałem już dosyć tracenia przytomności i zapominania o tym, że poprzedniego dnia naszczałem na okno w barze. Wiem, że w Jackass nas to bawiło, ale gdy zaraz ma ci stuknąć 38 lat, musisz zdać sobie sprawę z tego, że nie jesteś już studenciakiem.
Nieczęsto mówi się o bulimii wśród mężczyzn. Masz jakąś radę dla młodych facetów, którzy się z nią zmagają?
W moim wypadku wszystko zaczęło się, kiedy razem ze Steve-O pojechaliśmy w trasę, podczas której wykonywaliśmy numer o nazwie „Kaskader i Tequila”: wciągasz kreskę soli, wyciskasz limonkę do oka, pijesz szota tequili, a potem wszystko zwracasz. Na widowni siedziało przynajmniej pięć tysięcy osób, więc musiałem nauczyć się rzygać na zawołanie. Kiedy to opanowałem, było już po mnie. Gdy tylko miałem wrażenie, że za dużo wypiłem albo zjadłem, wymiotowałem zupełnie bez wysiłku – nawet nie wsadzałem sobie palca w gardło. Co prawda pieczywa nie potrafiłem wyrzygać, ale spaghetti już nie sprawiało mi problemu. Ogólnie rzecz biorąc, makaronem bardzo łatwo się haftuje. Z pizzą i kanapkami jest już trudniej.
Twoja mama wspomniała, że przyglądanie się zmaganiom twojego taty i wujka z ich wagą mogło być przyczyną twoich zaburzeń odżywiania.
Ludzie zawsze pisali w internecie: „Kiedy Bam będzie stary, stanie się tak samo gruby, co jego tata”. Nigdy nie wierzyłem w to, że skłonność do tycia mamy zapisaną w genach. Phil po prostu cały czas wpierdala jakieś buły czy hamburgery i dlatego jest gruby. Jeśli będę jadł same sałatki, nie przytyję, bo moja waga nie zależy od moich genów. Wtedy to mnie jednak bardzo wkurwiało. Wydaje mi się, że zacząłem wymiotować, bo zobaczyłem, z jaką łatwością mi to przychodzi. Pod koniec dnia zawsze byłem pijany, a na bańce zazwyczaj jem olbrzymie porcje makaronu. Jadłem, rzygałem i myślałem sobie „w końcu jestem syty”. To była wina alkoholu.
Z tego, co zobaczyliśmy w Epicly Later’d , mogłoby wynikać, że twoje marzenie o byciu gwiazdą rocka przyczyniło się do twojego picia.
Kiedy łapałem jakąś kontuzję na desce, zamiast usiąść na dupie i poczekać, aż wszystko się ładne zagoi, sięgałem po alkohol. Potem pojechałem w trasę z zespołem i non-stop przebywałem z muzykami. Alkohol idzie w parze z rock’n’rollowym stylem życia, bo porobiony i tak możesz śpiewać, grać na gitarze albo perkusji, podczas gdy jazda na deskorolce pod wpływem jest już niemożliwa. W końcu utknąłem w jakimś cholernym błędnym kole: budziłem się, czułem się jak gówno, ale wiedziałem, że po kolejce Jacka Danielsa od razu będzie lepiej. Oczywiście na dłuższą metę takie coś kompletnie wypala człowieka.
Mam również wrażenie, że po prostu nie chcesz wyglądać jak starzejąca się gwiazda rocka.
Ludzie, których idealizowałem za młodu – pomijając Tony’ego Hawka i Danny’ego Way’a – byli pijusami pokroju Andy’ego McCoy’a. Podobało mi się, jak wyglądałem po pijaku, ale teraz, kiedy jestem już starszy, wcale nie uważam tego za coś fajnego. Kiedy patrzyłem na Motley Crüe za młodu, gdy mieli po 20 lat, to, jak wozili się w limuzynie z fankami i Jackiem Danielsem, wyglądało zajebiście. Człowiek od razu myślał: „Chciałbym być w tym aucie”. Jednak gdyby nadal robili to po pięćdziesiątce, byłoby to po prostu smutne i żałosne. W którymś momencie musisz dorosnąć. Nikki Sixx nadal jest gwiazdą rocka, a już od lat nie pije.
Żałujesz, że tak dużo imprezowałeś?
Wielu ludzi mówi: „Niczego nie żałuję, teraz postąpiłbym tak samo!”. Ni cholera. Wydaje mi, że przez trzy lata piłem dzień w dzień i straciłem przez to wiele czasu. Prawdopodobnie gdyby nie to, teraz byłbym lepszym skaterem. Potrzebowałem roku, żeby na nowo nauczyć się wszystkich moich starych trików i przez ten czas nie opracowałem niczego nowego.
Jak ci idzie życie w trzeźwości?
Bardzo dobrze. Brandon Novak [skater, który występował z Margerą w Viva la Bam] jest trzeźwy od trzech lat, co sporo pomaga. Ostatnio zrobiłem sobie badanie krwi i lekarz powiedział mi, że mam bardzo niski poziom serotoniny i witaminy D, przez co cierpię na bezsenność. Teraz łykam proszki, po których nie ciągnie mnie do alkoholu. Na początku bałem się tego spróbować, ale kiedy w końcu to wziąłem i poszedłem do baru, nie wiedziałem, co zamówić: nie pasowało mi wino, piwo, szampan, whiskey ani wódka. W końcu wziąłem cholerny napój imbirowy! Na nic innego nie miałem ochoty.
Wszystkiego najlepszego, Bam!
Dzięki, stary.
Więcej na VICE: