Ojciec alkoholik, niekochająca rodzina, samotność, trudne warunki materialne. I Biblia. Tak z grubsza wyglądało życie Izy i Aleksandra, kiedy mając 17-18 lat stali się członkami związku wyznaniowego o pełnej nazwie „Chrześcijański Zbór Świadków Jehowy”. Tak, tego samego, którego wyznawcy pukają do waszych drzwi niczym dostawcy pizzy, ale zamiast serowego placka przynoszą zbawienie. Kiedy zamykacie drzwi i wracacie do swoich spraw, oni „głoszą” dalej (nazywa się to też „służbą polową”). Konkretnie: 70 godzin w miesiącu, za darmo.
Videos by VICE
Służba polowa całkowicie zajmowała Izie i Aleksandrowi wolny czas i weekendy. Nauka, praca, a z czasem cały zewnętrzny świat, stały się nieistotne. Trwało dwadzieścia kilka lat. Dziś są – jak twierdzą – szczęśliwymi, wyzwolonymi z wyznaniowych okowów ludźmi. Działają też na rzecz innych wątpiących Świadków Jehowy, oraz tych którzy odeszli od wspólnoty.
Historie, których nie poznasz nigdzie indziej. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco
Świadkowie Jehowy to instytucja wiele wymagająca od swoich członków. Bezwzględna lojalność i posłuszeństwo to podstawowe wymogi. Obowiązuje ścisła hierarchia i silny nacisk na pozbycie się związków ze światem zewnętrznym – to ma służyć scementowaniu wspólnoty i pozbawieniu opcji wyboru innego życia, tego poza wspólnotą.
Iza i Aleksander prowadzą swój kanał na YouTube i bloga, chcąc dotrzeć do polskojęzycznych Świadków Jehowy w innych krajach. Służą wsparciem i otuchą przez Skype’a – a kiedy trzeba, przekazują kontakty do prawników, psychologów czy ośrodków pomagającym ofiarom sekt. Zdarza im się podróżować za własne pieniądze, jeśli mogą pomóc komuś, kto czuje się osaczony. Kiedy z nimi rozmawiałem, szykowali się właśnie do wyjazdu do Niemiec, by wesprzeć małżeństwo Świadków, które myślało o opuszczeniu organizacji.
„W wieku 16 lat zaczęłam się buntować, szukać wzorców, przynależności. Dwie najwyraźniejsze opcje to byli katolicy i Świadkowie Jehowy. Ci drudzy wydali mi się bardziej szczerzy w swoich przekonaniach, według których żyli na co dzień” – Iza
VICE: Jak wyglądało wasze życie, zanim zostaliście Świadkami?
Aleksander: Moja rodzina, nazwijmy to imieniu, to była po prostu patologia. Kiedy byłem dwunastoletnim dzieciakiem, ojciec popełnił samobójstwo. Mama znalazła sobie konkubenta, który nie tolerował ani mnie, ani mojego rodzeństwa. Bił nas i poniżał przy biernej postawie mamy, która straciła w końcu w stosunku do mnie prawa rodzicielskie. Jako ten najbardziej gnębiony, musiałem się wyprowadzić i rozpocząć samodzielne życie już w wieku 16 lat. Trafiłem do domu dziecka, tułałem się gdzieś po ludziach. Nikomu czegoś takiego nie życzę.
Iza: W moim domu też nie było wesoło. Ojciec był alkoholikiem, Nigdy nie nawiązałam z nim głębszej relacji, właściwie to bałam się go, i choć mama starała się jak mogła, żeby mnie i braciom stworzyć mimo wszystko ciepły dom, nie na wszystko mogła mieć. Mniej więcej w wieku 16 lat zaczęłam się buntować, szukać wzorców, przynależności. Dwie najwyraźniejsze opcje to byli katolicy i Świadkowie Jehowy. Ci drudzy wydali mi się bardziej szczerzy w swoich przekonaniach, według których żyli na co dzień. Byli wobec mnie otwarci, pełni akceptacji. Najbardziej poruszyła mnie perspektywa lepszego świata, który według Świadków szykuje dla nas Bóg. To sprawiło, że mając siedemnaście lat po pomyślnym przejściu „sprawdzianu”, przyjęłam chrzest i zostałam jedną z nich. Od początku bardzo mocno się w to zaangażowałam i poczułam się szczęśliwa, spełniona.
Oficjalnie „głoszenie” jest dobrowolne, ale w praktyce ktoś, kto nie bierze w tym udziału, nie może liczyć na chrzest
Opiszcie procedurę wstępowania w szeregi Świadków Jehowy?
A: Oficjalnie członkiem Świadków Jehowy zostaje się poprzez chrzest. Zanim to jednak nastąpi, kandydat(ka), musi udowodnić Starszym i Zborowi, że jest zdecydowany brać pełny i aktywny udział w życiu wspólnoty. Musi więc regularne uczęszczać na zebrania, które odbywają się dwa razy w tygodniu oraz brać udział w służbie polowej, czyli „głosić”. Oficjalnie „głoszenie” jest dobrowolne, ale w praktyce ktoś, kto nie bierze w tym udziału, nie może liczyć na chrzest – chyba, że nie pozwalają mu na to wyjątkowo trudne warunki zdrowotne.
Kolejny etap to tzw. „studium biblijne”. Trwa ono (w zależności od osoby) od kilku do nawet kilkunastu lat. Jego celem jest zapoznanie kandydata z wierzeniami i naukami Świadków Jehowy oraz sposobem funkcjonowania Organizacji. Podczas tego studium kandydat omawia z dwoma Świadkami Jehowy książę przeznaczoną do tego celu. Obecnie jest to książka pt. Czego naprawdę uczy Biblia. Od osoby studiującej oczekuje się oczywiście, że otrzymywane nauki będzie bezzwłocznie stosować w swoim życiu.
Następnie, podczas trzech specjalnych spotkań, Starsi zadają kandydatowi szereg pytań, mających na celu ustalić, czy może reprezentować Organizacje Świadków Jehowy i zostać ochrzczony. Jeśli proces weryfikacji skończy się pomyślnie, odbywa się publiczny chrzest przez zanurzenie w wodzie.
W czasie samego chrztu kandydaci muszą też odpowiedzieć na dwa pytania: „Czy na podstawie ofiary Jezusa Chrystusa okazałeś skruchę za swe grzechy i czy oddałeś się Jehowie, by spełniać jego wolę?” oraz „Czy rozumiesz, że poprzez oddanie się Bogu i chrzest utożsamiasz się ze Świadkami Jehowy i przyłączasz się do organizacji Bożej kierowanej Jego duchem?”.
„Naprawdę nie jest fajnie mieć jedną parę podartych butów i pomieszkiwać kątem w zakładzie stolarskim, w którym się pracuje. Wyobraź sobie, że w takiej sytuacji pojawia się w twoim życiu ktoś, kto oferuje ci pomoc” – Aleksander
Jak zmieniło się wasze życie, kiedy dołączyliście do organizacji?
A: W moim wypadku Świadkowie Jehowy okazali mi pomoc w momencie, w którym bardzo jej potrzebowałem. Pomimo tego, że dość szybko udało mi się zdobyć pracę, (byłem stolarzem), żyłem bardzo biednie. Naprawdę nie jest fajnie mieć jedną parę podartych butów i pomieszkiwać kątem w zakładzie stolarskim, w którym się pracuje. Wyobraź sobie, że w takiej sytuacji pojawia się w twoim życiu ktoś, kto oferuje ci pomoc. Zaprasza na spotkanie grupy, której jest członkiem, wiezie cię swoim samochodem, akceptuje cię i jest miły. Kto by się na to nie złapał?
Potrzebujący uczuć nastolatek, jakim byłem, nie zastanawiał się długo. Nie zrozum mnie źle, oczywiście bardzo mi to pomogło. Uchroniło mnie przed narkotykami czy alkoholizmem. Poczułem się wreszcie bezpiecznie. Czasami otrzymywałem też drobne wsparcie materialne, pomoc przy znalezieniu mieszkania itp. Wiem, że będąc Świadkiem Jehowy jest się dość odizolowanym od spraw, którymi żyje większość ludzi. Nie obchodzi się żadnych świąt (poza Pamiątką Śmierci Jezusa), nawet urodzin.
Czy wyrzeczenie się tradycji, w których dorastaliście, nie stanowiło dla was ciężaru?
A: Dla mnie nie. W moim domu przemoc i negatywne emocje były na porządku dziennym. Nagle przychodzą Święta Bożego Narodzenia i wszyscy na jeden dzień stają się mili. Nagle niby jestem kochany i ktoś życzy mi „wesołych świąt”. Nigdy tego nie kupowałem i szczerze mówiąc, wyzwolenie z tej hipokryzji było ulgą, a nie stratą.
I: To właśnie nie pasowało u wyznawców katolicyzmu – okazjonalne stosowanie się do zasad, celebrowanie świąt, a na co dzień życie bez większej troski o wartości duchowe. Dlatego porzucenie wcześniej obchodzonych świąt przyszło mi z łatwością.
Byliście bardzo młodzi, kiedy trafiliście do wspólnoty.
I: Kiedy stajesz się Świadkiem Jehowy, w twoim otoczeniu szybko zostają tylko inni Świadkowie (to zresztą celowe i typowe działanie sekt – izolacja od świata zewnętrznego). Przekonują cię, że to sam Bóg cię wybrał! A skoro tak, to znaczy, że musisz być wyjątkowy, obdarzony darem, a twoja powinnością jest służba na rzecz Boga i lepszego świata. Czułam się super!
„Wszystkie rady przyjmowałam bezkrytycznie, z wiarą, że stosując się do nich robię to, czego wymaga ode mnie Bóg. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że padłam ofiarą manipulacji i jak wiele szans przez to zaprzepaściłam” – Iza
Bez wahania ponosiłam różne wyrzeczenia, nie dbając o inne sfery życia, o szkołę, marzenia. Po co? Przecież byłam „wyjątkowa” i miałam „ważną, życiową misję do spełnienia”! Ile osiemnastolatek ma taki niezmącony spokój ducha i w zasadzie żadnych problemów? Wtedy uważałem organizację Świadków Jehowy i Boga za tożsame. Wszystkie rady przyjmowałam bezkrytycznie, z wiarą, że stosując się do nich robię to, czego wymaga ode mnie Bóg. Dopiero później zdałam sobie sprawę, że padłam ofiarą manipulacji i jak wiele szans przez to zaprzepaściłam.
A: Ja też nie dbałem wtedy o nic innego. Dodatkowo, obowiązywało wtedy „światło”: interpretacja proroctwa Jezusa publikowana w Strażnicy (czasopiśmie Świadków Jehowy), zgodnie, z którym w 1914 r. Jezus objął władzę w niebie i rozpoczęły się, tzw. „dni końca”. Mówiło, że zanim wymrze pokolenie, które pamiętało rok 1914, miał nastąpić koniec świata. Są lata 90. – szybka kalkulacja przy założeniu, że ludzkie życie trwa ok. 80-90 lat i dochodzisz do wniosku, że żyjesz w okresie, kiedy nastąpi koniec świata!
Wyobraź sobie, jak to wpływa na życie, jeśli bezkrytycznie w to wierzysz! Poza tym ciało kierownicze podsycało nastrój wyczekiwania. Czytaliśmy literaturę, gdzie było napisane wprost: „Apostoł Paweł położył podwaliny pod dzieło [ewangelizacji], które miało być zakończone teraz, w XX w.” (Strażnica, Nr 5/1989. str.12). A przecież zbliżał się rok 2000! Mieliśmy nieograniczone zaufanie do organizacji. Żyliśmy w przeświadczeniu, że zaraz wszystko się skończy, a wszyscy ludzie, którzy nie zostaną Świadkami Jehowy, zginą. To działało bardzo motywująco! Nie w głowie ci wtedy jakieś studia czy kariera. Wszystko w atmosferze ciągłej presji i indoktrynacji. W poczuciu, że jeśli robisz niewystarczająco wiele, sam możesz zginąć.
„Poruszyła mnie sytuacja, gdzie jedna z członkiń, młoda dziewczyna została oskarżona o »obrazę moralności« – podejrzewano, że uprawiała seks przedmałżeński, co jest kategorycznie zabronione. Ja, jako »strażnik« brałem udział w całym tym uwłaczającym »dochodzeniu«” – Aleksander
Jak wpłynął na was fakt, że świat się jednak nie skończył?
A: Ciało kierownicze szybko zaczęło korygować przekaz, przepowiednie były od tej pory interpretowane inaczej. Nie da się ukryć, to naruszyło autorytet liderów w naszych oczach.
I: Zaczęliśmy też samodzielnie studiować Biblię w różnych przekładach. Świadkowie używają Pisma Św., które jest wydawane przez ich organizację. Cały czas w zborze podkreślana jest wyższość tego przekładu nad innymi. Czytanie innych tłumaczeń nie jest dobrze widziane. Nasze intencje były szczere: to nie był bunt, chcieliśmy po prostu poznać Boga jak najlepiej. Z zaskoczeniem odkryliśmy, że w tych innych przekładach wiele kwestii jest przedstawionych inaczej. Zaczęło do nas docierać, że wmuszany nam obraz świata i Boga był co najmniej… nie do końca zgodny z prawdą.
A: Mnie na przykład zaskoczyło to, że ludzie, którzy nie należeli do Świadków Jehowy nie byli z definicji źli! Ktoś kto nie należał do tej organizacji też mógł być uczciwy, uprzejmy, mieć zasady! To mi uświadomiło, w jakim stopniu byłem manipulowany. Poruszyła mnie też sytuacja, gdzie jedna z członkiń, młoda dziewczyna została oskarżona o „obrazę moralności” – podejrzewano, że uprawiała seks przedmałżeński, co jest kategorycznie zabronione. Ja, jako „strażnik” brałem udział w całym tym uwłaczającym „dochodzeniu”. Nacisk całego zboru doprowadził w końcu do tego, że musiała przynieść zaświadczenie od lekarza, że jest dziewicą! Wyobrażasz sobie jakie to było dla niej poniżające? Biorąc w tym wtedy udział, szczerze wierzyłem, że robię to dla dobra jej samej i naszego zboru.
Jaka jest sytuacja kobiet u Świadków Jehowy?
I: Mówiąc krótko: kobieta ma być uległa i podporządkowana mężczyźnie. Nie ma mowy o żadnym równouprawnieniu. Nie mówi się o tym publicznie, ale u Świadków Jehowy kobieta nie ma prawa mieć własnego zdania. Często używany jest cytat z Pisma mówiący, że „głową kobiety jest jej mąż”. Jeśli żona ma jakieś wątpliwości, powinna pytać o wszystko męża. Ja akurat nie miałam z tym nigdy większego problemu, podporządkowywanie się innym zawsze przychodziło mi łatwo. Wiele kobiet jednak, zwłaszcza tych bardziej wyemancypowanych, ma z tym duży problem.
Zobacz film o „Jezusie z Syberii”
Dlaczego razem opuściliście wspólnotę?
A: Poczuliśmy na własnej skórze ostracyzm i wrogość. Nikt nie chciał odpowiedzieć na nasze pytania, które wynikały przecież ze szczerą potrzeby zgłębienia wiary! Nie pasowaliśmy do jedynego, słusznego schematu, więc znaleźliśmy się na cenzurowanym.
I: Bardzo rozczarowała nas też reakcja innych Świadków Jehowy na nasze pytania, wątpliwości związane z Biblią. Okazało się, że ludzie, którzy zawsze byli dla nas życzliwi, szanowali nas, nagle zaczęli się od nas odsuwać. Byliśmy obgadywani za naszymi plecami. To był dla nas trudny czas. Cały nasz świat zaczął się walić. Bardzo ważne było dla nas wzajemne wsparcie. Nasze udane małżeństwo, miłość, zaufanie pozwoliły nam zdobyć się na dystans. Prowadziliśmy długie wieczorne rozmowy w domu i utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że to nie z nami jest coś nie tak. Zmaganie się z tym wszystkim samemu byłoby o wiele cięższe.
Gdy ktoś opuszcza Świadków Jehowy w pojedynkę, często zostaje sam. Ktoś, kto odszedł ze zboru znajduje się w sytuacji podobnej do imigranta w obcym kraju. Wszyscy znajomi zostają przecież w zborze. Jeśli rodzina również jest w organizacji, taka osoba jest sama jak palec! W dodatku jest napiętnowana przez swoje dawne środowisko jako „odstępca”. To największy wróg, „osoba upadła”. Ktoś kto wzgardził Bogiem i nie zasługuje na szacunek. Gorszy niż inni ludzie, którzy nie są Świadkami Jehowy.
Jak się poczuliście jako „odstępcy”?
A: Świetnie! Odetchnęliśmy z ulgą!
I: I to bardzo! To było wręcz euforyczne. Zaczęliśmy normalnie żyć! Wyzwoliliśmy się z życia w ciągłym poczuciu winy, które było dużym ciężarem. Mogłam zacząć mówić o tym, co było dla mnie ważne i prawdziwe. Nie musieliśmy obawiać się nękania ze strony ludzi bezkrytycznie przyjmujących za prawdę to, co organizacja im wmawiała. Poza tym, wreszcie mieliśmy wolny czas, mogliśmy pospać dłużej w weekend. To takie zwykłe rzeczy, ale dla nas są teraz nadzwyczaj wartościowe!
A: Nadrabiamy stracony czas. Chodzimy na koncerty, wystawy, podróżujemy. Korzystamy z życia i bardzo doceniamy zwykłe rzeczy, które dla większości ludzi są pewnie czymś prozaicznym.
Istnieje wiele teorii o tym, z czego utrzymuje się organizacja Świadków Jehowy. Które z nich można uznać za prawdziwe?
I: Świadkowie Jehowy przedstawiają siebie jako organizację non-profit, która utrzymuje się z dobrowolnych datków. To po części prawda, członkowie naprawdę płacą składki. Niestety nie zawsze są to dobrowolne płatności. Mniej więcej rok temu centrala Świadków Jehowy w Nowym Jorku wdrożyła szereg tzw. rezolucji, które wprowadziły „abonamenty”, czyli nakazy płacenia na jej rzecz pieniędzy przez zbory na całym świecie. Oficjalnie te rozporządzenia weszły w życie za zgodą członków organizacji. Wszyscy machinalnie głosowali na tak, a jeśli ktoś, kto zagłosował przeciw, jak Aleksander spotykał się z ostracyzmem, ponieważ „dał zły przykład wspólnocie”.
A: Jedna z rezolucji, które zostały przyjęte we wszystkich zborach w Polsce, nakazywała ich członkom wpłacenie 1zł na nowe samochody służbowe dla nadzorców obwodu. Innym przykładem tego, jak załatwia się sprawy finansowe u Świadków Jehowy jest budowa Sali Królestwa (czyli miejsca zgromadzeń). Towarzystwo Świadków Jehowy „Strażnica” udziela zapomogi (jako organizacja non-profit) danemu zborowi na jej budowę.
Budowa odbywa się przy ochotniczym udziale członków zboru, którzy wpłacają również swoje pieniądze na jej rzecz, a nawet biorą kredyty by ją wspomóc! Kiedy sala jest ukończona, okazuje się, że dany zbór musi spłacić Towarzystwu ową „zapomogę”, a sam budynek jest własnością centrali w Nowym Jorku!
Do tego doszły zastrzeżenia rządów niektórych państw co do wspomnianych „zapomóg”, które w praktyce były pożyczkami. Problem w tym, że organizacje non-profit nie mogą zgodnie z prawem udzielać pożyczek! W odpowiedzi centrala dobrodusznie „umorzyła” długi wszystkim zborom.
„Okazało się, że inwestowano m.in. w firmy z branży tytoniowej czy zbrojeniowej” – Iza
I: Centrala Świadków Jehowy wybrnęła z tego tak, że uchwalono kolejne rezolucje. Na przykład nakazujące każdemu zborowi zbieranie po 150 zł na budowę świątyń. Później pieniądze są wysłane do tzw. ciała kierowniczego w Nowym Jorku i nikt nie wie co się z nimi później dzieje. Poza tym centrala organizacji zaczęła przy pomocy pozakładanych przez siebie spółek-córek inwestować zebrane środki na giełdzie (jako fundacja non-profit Świadkowie Jehowy prowadzić działalności zarobkowej)! Są dokumenty, które pokazują ile i w jaką firmę zainwestowano [tu Iza i Aleksander pokazują mi rozliczenia – przyp. aut.]. W USA rozliczanie się z takich inwestycji jest obowiązkowe i nasz przyjaciel sprawdził w amerykańskim urzędzie skarbowym gdzie dokładnie inwestowano pieniądze. Okazało się, że inwestowano m.in. w firmy z branży tytoniowej czy zbrojeniowej!
Czy w Polsce żadne instytucje się tym nie interesują? Urząd Skarbowy?
A: W Polsce nie, ponieważ za wszystkie działania Świadków Jehowy odpowiada centrala w Nowym Jorku. Polskie prawo nie ma tu zastosowania. Wszystko, co zostaje zbudowane w Polsce należy do organizacji, której siedziba jest za oceanem. Tak naprawdę członkowie organizacji w Polsce mogą jedynie korzystać z budynków.
Czy po odkryciu tego wszystkiego nadal jesteście wierzący?
I: Wierzymy w Boga, jesteśmy chrześcijanami. Wyznajemy jednak naszą wiarę bez nadzoru żadnej organizacji religijnej. Raz już się zresztą mocno sparzyliśmy. To nasze życie i czyny świadczą o tym kim jesteśmy i w co wierzymy. Żaden nadzorca nie musi nas pilnować, ani pośredniczyć w naszym kontakcie z Bogiem. Nadal traktujemy Biblię jak drogowskaz w naszym życiu.
A: Instytucjonalna religia jest raczej narzędziem kontroli i wyzysku jej wyznawców. Wcześniej myśleliśmy, że organizacja Świadków Jehowy była wyjątkiem pod tym względem. Z czasem okryliśmy jednak jej drugie oblicze. Nie żałujemy naszej decyzji i dziś jesteśmy szczęśliwymi ludźmi.
Dziękuję Robertowi Gusta za pomoc w przeprowadzeniu wywiadu