Artykuł pierwotnie ukazał się na BROADLY
Mieszkająca na Brooklynie fotograficzka przez lata robiła zdjęcia swojej matce cierpiącej na chorobę dwubiegunową. Projekt nazwała: „Nie masz się o co martwić”. W ten sposób powstały szokujące zdjęcia, szczery do bólu portret trudnej relacji matki z córką.
Videos by VICE
„Wszyscy wmawiali mi, że moja matka jest szalona, ale ja nie chciałam tego słuchać”. Melissa Spitz lepiej niż ktokolwiek orientuje się w problemie. Pochodząca z Missouri fotograficzka jest autorką skomplikowanego, szeroko zakrojonego projektu „Nie masz się o co martwić”. Za pomocą konta na Instagramie uwiecznia swoją chorą psychicznie, nadużywającą leków i używek matkę.
Melissa fotografuje całe życie. „Robię to od zawsze, pasją zaraził mnie dziadek, kiedy byłam jeszcze dzieciakiem”. Fotografia pomogła jej przetrwać rozwód rodziców. „Wypłynęły wszystkie brudy, a mi łatwiej było chwycić za aparat niż spróbować się z tym wszystkim uporać. Byłam wtedy strasznie wściekła”.
Bezimienna mama Melissy jest drobną blondynką, a zdjęcia, na których widzimy jak pali papierosa, po prostu siedzi lub się drapie, są czymś więcej, niż zwykłym dokumentem. „Na jednym ze zdjęć uchwyciłam moment, w którym siedziała na ławce i krzyczała. Jej głos był pełen bólu… Pomyślałam wtedy: dokładnie tak się czuję. Dokumentuję życie mojej mamy, ale w pewnym sensie pokazuję też to, co dzieje się w moim”. Dla Melissy przejmujące, niepozowane, surowe zdjęcia są sposobem na prowadzenie rozmowy. Relacje z matką jest burzliwa i niepewna, a zdjęcia obrazują rany zadane przez chorobę psychiczną. To jak przyglądanie się swojemu odbiciu w rozbitym lustrze.
„Na początku chyba myślałam, że stan mamy nie jest zły” – opowiada Spitz o początkowych diagnozach – „Teraz jednak sądzę, że to bardzo poważnie chora osoba. W zupełnie innych kategoriach myślałam o zdrowiu psychicznym. Teraz wiem, że ktoś taki musi zaleźć wsparcie w bliskich, w członkach rodziny, dzieciach”.
Prace Melissy Spitz nie są jednak pretensjonalną opowiastką o ofierze i odkupieniu. „Odnoszę czasem wrażenie, że to bardzo urocze zdjęcia. Moja mama nie jest ofiarą. Uwielbia, gdy robię jej zdjęcia, daje wtedy upust swojej frustracji. Kocha ten projekt, dzięki niemu może się wyrazić. Sądzę, że dzięki temu zdjęcia są bardziej przejmujące”
„Ktoś w komentarzach stwierdził, że wychowała świetną córkę. Chciałam odpisać i uświadomić mu, że ona nigdy nikogo nie wychowywała” – opowiada Spitz. „Czuję, że próbuje się na siłę słodzić i upiększać moją pracę”.
Nasuwa się zahaczające o protekcjonalizm pytanie – czy fotografia jakkolwiek pomaga mamie Melissy? Czy nie nadużywa pokładanego w córce zaufania? Spitz stanowczo zaprzecza: „Dzięki projektowi mama czuje się kimś ważnym i wyjątkowym. Cieszę się, że mogę to robić, choć mama czasem to wykorzystuje. Bywa różnie, ale cieszę się, że mogę użyć go do opowiadania również mojej historii”.
„Usłyszałam kiedyś, że projekt ją wykorzystuje, że stawiam ją w złym świetle. Moim zdaniem tylko wykorzystuję okazję – dostałam cytryny, staram się zrobić lemoniadę”.
Spitz cichnie na chwilę.
„Cofam to. Nie mam wrażenia, żebym kiedykolwiek ją wykorzystywała. Mam zdjęcie, na którym stoi z zadartą koszulą szpitalną. Powiedziała: »Zrób zdjęcie mojej rany!«. Ja nie miałam najmniejszej ochoty fotografować jej waginy, ale nie chciała słyszeć słowa sprzeciwu. Często przejmuje stery, czasem mam wrażenie, że jestem tylko obserwatorem”.
Tej opowieści brakuje podsumowania, nie działa to jednak na jej niekorzyść. Osoby chore psychiczne często przedstawia się jako nieco zdziczałych ekscentryków, których nie sposób nie kochać, albo sposób na zyskanie odkupienia. Jednak rzeczywistość wypełniona jest kolejnymi wizytami w szpitalach, lekami i autodestrukcyjnym zachowaniem. Część chorób psychicznych jest nieuleczalna.
Polub nasz fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco
Spitz zamierza poświęcić projektowi kolejne lata. „Przez chwilę nosił tytuł Póki ona żyje. Zmieniłam go, bo był zbyt mroczny” – zdradza. Melissa dokumentuje przebieg choroby swojej mamy od 2009 roku, a przestanie, dopiero gdy im obu zabraknie sił. Dziesięć lat współpracy chciałaby pokazać w formie książki lub wystawy.
Prowadzenie konta na Instagramie stało się ważną częścią projektu nie tylko ze względu na udostępnienia. Funkcjonuje ono jako całość – nie wystarczy ograniczyć się do fotek, które wyskakują na twojej stronie głównej. „To metafora, która pomaga zrozumieć naturę choroby psychicznej” – wyjaśnia Spitz. „Jeśli spojrzysz na moje konto w odpowiedni sposób, wszystko nabierze sensu. Po chwili jednak znów zacznie się mieszać, dostrzeżesz bowiem wiele rozmytych i dziwacznych obrazów. Wtedy, podobnie jak w przypadku choroby, musisz spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy. Wszystko zrozumiesz, dopiero gdy przejrzysz profil w widoku siatki”.
„Gdy stworzę wystawę, nie wiem, czy pokaże zdjęcia pojedynczo, czy właśnie w takiej formie. Chciałabym wykorzystać te białe linie między fotografiami jako środek artystyczny”.
Niezależnie od tego, jaką formę ostatecznie przybiorą, prace Melissy Spitz już teraz robią olbrzymie wrażenie.