Poznaj 21-letnią studentkę z Łodzi, która ma szansę na Oscara

Fot. Grzegorz Broniatowski

Zofia Kowalewska ma 21 lat. Jest studentką III roku Wydziału Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej w Szkole Filmowej w Łodzi. Jej skromny, chciałoby się rzec, rodzinny film dokumentalny pt. Więzi niemal z każdego festiwalu wraca z nagrodą albo wyróżnieniem. Nie było łatwo go zrealizować. Mógł się nie udać z wielu powodów.

Więzi to portret codzienności babci i dziadka Zofii – ich rozmów, pasji, marzeń, żartów i trosk. Mężczyzna odszedł od kobiety na kilka lat, po czym wrócił i teraz oboje starają się żyć w posklejanej rzeczywistości. Przeszłość odbija się w tym co „tu i teraz”. Wnuczka sportretowała świat dojrzałej miłości, dała piękne, ale przede wszystkim uczciwe świadectwo: mocnej, niespolegliwej i czułej więzi, wciąż pełnej wątpliwości, walki, pytań o sens.

Videos by VICE

Ostatnio Zofia została uhonorowana Nagrodą Specjalną na najważniejszym Festiwalu Filmów Dokumentalnych IDFA w Amsterdamie. To dobry prognostyk przed tymi najważniejszymi nagrodami. Jak to, nie wiecie? Więzi znalazły się na oscarowej short liście. Trzymajcie kciuki za młodą reżyserkę z Polski, która ma szansę zdobyć złotą statuetkę jeszcze przed ukończeniem szkoły filmowej.

VICE: Wyobraźmy sobie że jesteś babcią. Przychodzi do ciebie wnuczka i proponuje, że nakręci o tobie film dokumentalny… Jak reagujesz?
Zofia Kowalewska: Nie wiem. Nie mam pojęcia jak to jest być czyjąś babcią.

No daleka droga.
Nie wiem też co tak naprawdę pomyślała moja babcia, gdy proponowałam jej udział w filmie… Cieszyłam się, że dziadkowie się zgodzili, choć wcale nie chodziło mi o stworzenie portretu babci czy dziadka.

Tylko o co?
O czułą obserwację ich relacji i emocji w sytuacji, w której się znaleźli. Nie była to kwestia wieku bohaterów, raczej bagażu doświadczeń. A wracając do pierwszego pytania – gdyby ktoś chciał o mnie zrealizować film, moja zgoda zależałaby od wielu czynników: czy ufam tej osobie, czy ją dobrze znam, czy znam jej plany i, przede wszystkim, czy czuję się gotowa do opowiedzenia światu czegoś o sobie? To jest zawsze złożona kwestia, nawet jeśli film robi wnuczka o dziadkach, czyli niby wszystko zostaje w rodzinie i oczywiście nikt nie chce zrobić nikomu krzywdy. Ale nie ma jednej prostej odpowiedzi. Nigdy.


Najlepsze z VICE w twojej skrzynce. Zapisz się do naszego newslettera


Co było najważniejsze, gdy realizowałaś Więzi? Zaufanie? To że się znacie? Czystość intencji?
Myślę, że wszystkie te czynniki miały wpływ na decyzję moich dziadków. Zgodzili się na film, bo wiedzieli, że zrobię wszystko, żeby ich historię opowiedzieć uczciwie i z czułością. W samym filmie natomiast najważniejsze są emocje. To, że te dwie osoby – moja babcia i mój dziadek, czyli ludzie już niemłodzi – próbują być razem ponownie po ośmioletnim rozstaniu. I ta rozłąka miała miejsce całkiem niedawno.

Znałaś tę historię.
I wiedziałam, że to nie ona będzie tematem mojego filmu. Nie interesowały mnie powody, dla których dziadkowie się rozstali; raczej to, dlaczego po latach życia oddzielnie zechcieli do siebie wrócić. Nie zamierzałam być jednak sędzią czy prokuratorem dla ich związku. Nie oceniałam ich nigdy, więc i tym razem nie zamierzałam.

Dzisiaj częściej ludzie się rozstają. Nie walczą o siebie, nie wracają.Rozstania bliskich osób towarzyszą mi przez całe życie. Dlatego postępowanie moich dziadków bardzo mnie wzrusza. Podjęli nietypową dla dzisiejszych czasów decyzję. Po tym jak dziadek odszedł do innej kobiety, i żył z nią przez wiele lat, babcia przyjęła go z powrotem. Zapragnęli posklejać coś, co uległo trwałemu rozpadowi. Ja im bardzo kibicuję. Jako wnuczka i filmowiec.

Mój dziadek kupił bez konsultacji z babcią deskę do prasowania i suszarkę. Gdy wróciliśmy do domu z zakupami, między dziadkami wywiązała się dwugodzinna kłótnia. Babcia zakończyła dyskusję słowami, że dziadek nie ma prawa decydować o niczym mieszkając u niej

Trudny temat na film. I to jeszcze dotyczący bliskich.
To raczej temat wybrał mnie. Pewnego dnia po prostu pojechałam do dziadków z kamerą. Tyle że wtedy jeździłam z kamerą w wiele miejsc. Szukałam pomysłów na film dokumentalny, chciałam się dostać do szkoły filmowej. Próbowałam zrealizować taki dokument, który będę mogła złożyć aplikując na egzamin wstępny do szkoły. U dziadków byłam świadkiem sytuacji, która dała mi wyobrażenie o całym filmie.

Co to była za sytuacja?
Mój dziadek kupił bez konsultacji z babcią deskę do prasowania i suszarkę. Gdy wróciliśmy do domu z zakupami, między dziadkami wywiązała się dwugodzinna kłótnia. Babcia zawsze się złości, kiedy dziadek kupuje coś bez wcześniejszej konsultacji. Ten spór miał w sobie wszystkie emocje, których szukałam: rozmowa była śmieszna, smutna, wzruszająca, poważna… Babcia zakończyła dyskusję słowami, że dziadek nie ma prawa decydować o niczym mieszkając u niej. Pojawił się znowu motyw ośmioletniej rozłąki. Pewne pytania pozostały bez odpowiedzi, oboje w milczeniu usiedli do posiłku. Zobaczyłam w pełni z jakimi trudnymi emocjami muszą się mierzyć. Pomyślałam sobie, że jest tutaj temat na film.

Nie miałaś obaw, że ktoś zarzuci ci, że wykorzystujesz bliską więź z babcią i dziadkiem do tego, by nakręcić mocny film?
To nigdy nie było moim celem. Chciałam zrobić prosty i ciepły film o moich dziadkach. Dziadkowie się zgodzili. Są dorośli, wiedzą co robią. A ja wiedziałam, że dopóki opowiadam tę historię ze swojego punktu widzenia – z punktu widzenia wnuczki z wiarą w bohaterów – nie przekroczę granicy. Dbaliśmy o to, aby kamera nie szukała tylko i wyłącznie sytuacji konfliktowych, ale również takich, w których dziadkowie starają się znaleźć wspólny język. Ja starałam się przedstawić to jak najuczciwiej, nie trzymając żadnej ze stron, z ciepłem i miłością. I tyle.

Miałaś zaledwie 19 lat.
Byłam w klasie maturalnej, nie było więc oczywiste, że dostanę pieniądze na produkcję filmu. Dziadkowie mieli sporo czasu, żeby oswoić się z tą myślą, to był proces. Nie czułam, że robią coś wbrew sobie, albo tylko dlatego, że jestem ich wnuczką, chociaż na pewno to ostatnie miało wpływ na ich decyzję. Gdyby mieli opory, pewnie bym się zawahała. Myślę że kolejnym istotnym elementem był skład ekipy, która realizowała ten film. Byliśmy tylko we troje: ja, autorka zdjęć Weronika Bilska i odpowiedzialny za dźwięk i muzykę Krzysztof Ridan. W przerwie między zdjęciami siadaliśmy do obiadu w domu dziadków przygotowanego wcześniej przez moją babcię. Bardzo dobrze wspominam ten czas.

Takie plany się nie zdarzają. Albo zdarzają się bardzo rzadko.
Miałam wrażenie, że wszyscy kibicujemy sobie nawzajem. Dziadkowie byli bardzo zaangażowani.

Jak ludziom zależy, jak mają jeszcze o co walczyć, to rozmawiają w sposób spontaniczny i bezkompromisowy. Bardzo ich za to szanuję, że wciąż – pomimo lat spędzonych razem i trudności napotkanych po drodze – próbują się porozumieć, dotrzeć do siebie nawzajem

Często pytają cię, czy dialogi w tym filmie były rozpisane wcześniej, prawda?
Tak, i ja uważam to pytanie za komplement. Traktuje je jak coś pozytywnego. Mam poczucie, że moi dziadkowie zaprzeczają schematycznym wyobrażeniom o tym jak zachowuje się para w ich wieku. Ich rozmowy są żywe, błyskotliwe, pełne złośliwości, ale i czułości. Jak ludziom zależy, jak mają jeszcze o co walczyć, to rozmawiają w sposób spontaniczny i bezkompromisowy. Bardzo ich za to szanuję, że wciąż – pomimo lat spędzonych razem i trudności napotkanych po drodze – próbują się porozumieć, dotrzeć do siebie nawzajem. Ja tak ich widzę. I chciałabym w ich wieku mieć tyle prawdy, przekory, siły i czułości w sobie względem życia i innych. Ten film jest dla mnie lekcją na wielu poziomach.

A dla twoich dziadków?
Trzeba by ich zapytać, ale myślę że w całym tym procesie był element jakieś terapii.

Jakiej?
W filmie mamy zarejestrowany jubileusz 45-lecia ich małżeństwa. Moja rodzina rzadko spotyka się na rodzinnych uroczystościach. 45-lecia nie było w planach, w jakimś stopniu zostało ono zainicjowane przez film, dziadek namówił babcię i stało się. Podczas jubileuszu – a przyjechała na niego bliska rodzina – padły ważne słowa. Między dziadkami zdarzyło się coś dobrego, co nie zdarzyłoby się nigdy, gdyby nie film. Cieszę się, że jeśli cokolwiek mogliśmy sprowokować, to właśnie takie zdarzenie.


Dla młodych duchem (i starych też). Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Dzięki temu filmowi spełniają się też marzenia twojej babci.
To prawda, babcia – śpiewaczka operowa – zawsze chciała być aktorką. Nie zrealizowała tego planu, a dzięki filmowi zbiera gratulacje od sąsiadek, znajomych, rodziny. Wszyscy na osiedlu winszują jej udziału w filmie. Po części więc spełniła swoje marzenia z młodości.

Film dostał się na oscarową short listę, więc jest jeszcze większy szum wokół niego.
Tak, to na pewno generuje większe zainteresowane. Ludzie chcą oglądać Więzi, film dostaje się na festiwale, zbiera nominacje, nagrody. Dzięki temu i o dziadkach jest głośno.

A co dla ciebie znaczy to, że jesteś już tak daleko…
To wielka radość. I niedowierzanie. Naprawdę, mogłabym wymienić mnóstwo odczuć, bo mam gonitwę myśli w głowie, sama nie wiem czy chcę za nimi wszystkimi nadążyć. To są wielkie emocje, których nigdy nie zapomnę.

Ważne, żeby robić filmy w zgodzie ze sobą. Szczere

Apetyt rośnie w miarę jedzenia?
Tak, ale też na nic się nie nastawiam. Uważam że już osiągnęliśmy sukces, dostając się na short listę. Przewróciło to moje przekonania o świecie do góry nogami, bo okazuje się, że takie rzeczy są możliwe. To ważna informacja dla wszystkich młodych twórców. Trzeba wiedzieć kogo słuchać, walczyć, mierzyć wysoko i cały czas pozostawać wiernym sobie.

Co to znaczy?
Ważne, żeby robić filmy w zgodzie ze sobą. Szczere. Grzegorz Zariczny mówił na festiwalu w Gdyni, że robi filmy „wyrwane spod serca” i ja też takie chcę robić. Opowiadać o rzeczach ważnych dla mnie w sposób komunikatywny – tak, żeby moje historie znajdowały swoich odbiorców i stawały się do jakiegoś stopnia uniwersalne. Więzi są opowieścią niezwykle osobistą. Kierując kamerę na swoją rodzinę postawiłam ich trochę na świeczniku, ale widzę, ile dobra z tego płynie. Nie tylko dla mojej rodziny, ale i dla widzów, z którymi miałam okazję rozmawiać po seansach. Wiele osób odnajduje w filmie siebie lub członków swojej rodziny.

Co było najtrudniejsze?
Wielkim przeżyciem był dla mnie pierwszy seans w kinie. Ludzie się śmiali, a ja – siedząc pomiędzy dziadkiem i babcią, trzymając oboje za ręce – zastanawiałam się, czy nie skrzywdziłam moich bliskich. Czy ich nie wyśmiałam, przedstawiając ich historię w być może krzywym zwierciadle… Jednak szybko okazało się, że publiczność ich pokochała i śmieje się do moich dziadków, nie z nich. Ludzie podchodzili do nas po projekcji, gratulowali nam, to było bardzo wzruszające. Ważne, a jednocześnie tak trudne, było zawierzenie własnej intuicji. Po drodze można zwątpić w siebie, bo realizując film napotyka się trudności. Szczególnie jeśli jesteś nie tylko filmowcem, ale i wnuczką swoich bohaterów.

Jesteś studentką Szkoły Filmowej w Łodzi. Jak zareagowali profesorowie na sukces twojego filmu?
Obok gratulacji, które oczywiście się pojawiły, są i obawy. Sporo wyjeżdżam z filmem na różne festiwale, a to oznacza nieobecności. Nikt nie jest z tego powodu zadowolony. Na pewno nie chciałabym być inaczej traktowana przez wzgląd na ten film. Jestem z niego dumna, ale nie chcę być autorką jednego sukcesu. Dlatego już pracuję nad kolejnymi.

Producentem filmu jest Studio Munka działające przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. Więzi zrealizowano w ramach programu „Pierwszy Dokument”. DVD Polskie Debiuty 2016 z filmem Zofii możesz zamówić tutaj.